Napęczniałe zbiorniki grożące eksplozją, intensywny odór, groźne wycieki. Łatwopalne, żrące i toksyczne chemikalia. W okolicach Warszawy odkryliśmy kolejne miejsca, gdzie nielegalnie zalegają niebezpieczne odpady, między innymi z produkcji trotylu, czym w Polsce zajmuje się wyłącznie państwowa spółka Nitro-Chem.
Rojków, 30 kilometrów na wschód od centrum Warszawy. Na terenie zakładu zajmującego się recyklingiem rozpuszczalników porzucone setki ton niebezpiecznych odpadów. Wśród nich te, o których zrobiło się głośno w połowie lipca po emisji reportażu TVN24 - wody czerwone, powstające podczas produkcji trotylu.
To historia podobna do setek innych w Polsce. Odpady zgromadzone w beczkach i 1000-litrowych zbiornikach nazywanych mauzerami zalegają w hali i na placu przed budynkiem. W powietrzu czuć silny, toksyczny zapach, a w hali wypełnionej po sufit zbiornikami nie da się swobodnie oddychać. Niecałe 100 metrów od porzuconych chemikaliów mieszkają ludzie.
Mauzery jak z telewizji
Zarządca nieruchomości i pełnomocnik właścicielki terenu Wojciech Stańko oglądał reportaż TVN24 "Wody czerwone" i w telewizji rozpoznał zbiorniki bliźniaczo podobne do tych, które zalegają na zarządzanym przez niego terenie. I zaalarmował dziennikarzy.
Przez kilka lat prowadził tam firmę zajmującą się oczyszczaniem etanolu. W 2015 r. wyprowadził się na północ Polski, a halę wynajął firmie Craft Chemical Group sp. z.o.o, posiadającej zgodę na przetwarzanie i transport odpadów. W 2020 roku spółka zaczęła zwozić do hali i na plac w Rojkowie setki zbiorników z chemikaliami, a jej właściciele przestali płacić czynsz zarządcy terenu. Stańko nie mógł dostać się do nieruchomości, którą im wynajął. Ostatnie zbiorniki z niebezpiecznymi odpadami trafiły tam w listopadzie 2021 roku i leżą do dzisiaj. Osoby zarządzające Craft Chemical Group sp z.o.o zniknęły.
Do Rojkowa przyjeżdżamy wraz z dziennikarzami Radia Zet, Radosławem Grucą i Mariuszem Gierszewskim, w środę 25 lipca, około południa. Żar leje się z nieba. Zbiorniki z chemikaliami są bardzo nagrzane.
Typowy tysiąclitrowy mauzer wykonany jest z tworzywa sztucznego i ma kształt sześcianu o zaokrąglonych krawędziach. Zbiornik zamknięty jest w klatce z metalowych rurek i stoi na palecie.
Chemikalia, które latami zalegają w mauzerach, zamieniają się w tykającą bombę. Zbiorniki pęcznieją, wyginając przy tym metalową klatkę. Proces ten w fachowym języku nazywany jest bombażowaniem. A otworzenie napuchniętego mauzera może doprowadzić do eksplozji.
Wśród setek zbiorników na co najmniej kilkunastu widnieją oznaczenia Nitro-Chemu, państwowego giganta z siedzibą w Bydgoszczy, który jest częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej. To biało-czarne nalepki z nazwą firmy, która jest jednym z największych producentów trotylu na świecie, jedynym w Polsce. Są też naklejki z dokładną specyfikacją odpadu i adresem firmy. Ale także kolorowe "stemple" przedstawiające logo państwowej spółki, które można znaleźć bezpośrednio na zbiornikach.
To znane nam już oznaczenia, takich mauzerów widzieliśmy setki. W reportażu "Wody czerwone", po ponad dwuletnim dziennikarskim śledztwie, ujawniliśmy, że odpady z Nitro-Chemu trafiały w ręce odpadowej mafii i zalegają na nielegalnych składowiskach.
Część zbiorników z symbolami Nitro-Chemu, które stoją na placu w Rojkowie, zdążyło już spęcznieć. Stoją bardzo blisko siebie, jeden na drugim. Chcąc przejść między nimi, trzeba się przeciskać.
Żeby sprawdzić, czy rzeczywiście - jak sugerują logotypy na mauzerach - w zbiornikach mogą znajdować się odpady z państwowej zbrojeniowej spółki, pobieramy cztery próbki. Otwieramy tylko te zbiorniki, które nie są jeszcze zdeformowane. Próbki przesyłamy do zbadania biegłemu sądowemu, dr. Jakubowi Duszczykowi. W trzech przebadanych próbkach wykrywa odpady z produkcji trotylu - wody czerwone i wody żółte.
Pracownicy Nitro-Chemu zeznają
Jak się jednak dowiadujemy już po wizycie w Rojkowie, to, że na działce zalegają odpady z Nitro-Chemu potwierdzili pracownicy spółki zbrojeniowej w zeznaniach, które składali w Prokuraturze Regionalnej w Łodzi. Jak przekazała Radiu Zet prokuratura, śledczy zlecili też przebadanie porzuconych odpadów biegłym sądowym. Chemicy potwierdzili, że wśród porzuconych odpadów niebezpiecznych są odpady pochodzące z Zakładów Chemicznych Nitro-Chem.
W postępowaniu w sprawie nielegalnego zrzutu odpadów, m.in. w Rojkowie, łódzka prokuratura postawiła zarzuty popełnienia przestępstw z art. 183 par. 1 k.k. (nieodpowiednie postępowanie z odpadami) 11 osobom powiązanym z Craft Chemical Group Sp. z o.o., a także osobom, które przyjmowały odpady niebezpieczne na teren nieruchomości będących ich własnością.
Kto wbrew przepisom składuje, usuwa, przetwarza, dokonuje odzysku, unieszkodliwia albo transportuje odpady lub substancje w takich warunkach lub w taki sposób, że może to zagrozić życiu lub zdrowiu człowieka lub spowodować istotne obniżenie jakości wody, powietrza lub powierzchni ziemi lub zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.art. 183 par 1 Kodeksu karnego
Wojciech Stańko twierdzi, że do dziś nie dostał żadnych informacji dotyczących odpadów i tego, jakie dokładnie substancje zalegają w coraz gorzej wyglądających zbiornikach.
- Nikt mi nie przekazywał żadnych informacji, co jest w środku. Ja nie wiedziałem, co to jest czerwona woda. Dopiero dowiedziałem się z waszego programu - mówi.
- Będziemy uczestniczyć w procesie dochodzenia czy utylizacji. Jesteśmy podmiotem w pełni odpowiedzialnym i ponosimy pełną odpowiedzialność od wytworzenia aż do utylizacji. Nie chcemy wyłączyć swojej odpowiedzialności - zapowiedział Mendlik.
Na pytanie, kiedy należy spodziewać się w tej kwestii działań ze strony ich spółki, odpowiedział: - Jeśli otrzymamy informację i potwierdzi się, że to są nasze mauzery, bezzwłocznie będziemy uczestniczyć w takim procesie.
Wojciech Stańko po usłyszeniu tej deklaracji wysłał do Nitro-Chemu pismo z wezwaniem spółki do zabrania porzuconych odpadów z produkcji trotylu. Do momentu publikacji tego tekstu spółka nie odpowiedziała mu.
Kolejna tykająca bomba
Z Rojkowa jedziemy 30 kilometrów na południe od Warszawy. Zmieniają się bohaterowie, ale nie problem.
Do hali w Nowym Prażmowie nie da się wejść. Od ziemi po sufit wypchana jest zbiornikami z chemią. To co najmniej 2000 palet z 1000-litrowymi mauzerami. Część z nich jest zdeformowana i uszkodzona, bo w upalne dni w hali jest kilkadziesiąt stopni Celsjusza. Na betonowej wylewce regularnie pojawiają się cuchnące wycieki.
Porzucone substancje zbadali biegli sądowi na zlecenie piaseczyńskiej prokuratury. I zalecili, że "odpady niezwłocznie należy przekazać do licencjonowanego zakładu zajmującego się utylizacją odpadów niebezpiecznych". Trzy lata później pojemniki dalej piętrzą się w magazynie.
Opinia biegłych nie pozostawia złudzeń: wśród porzuconych odpadów są materiały po produkcji trotylu, z bydgoskich zakładów Nitro-Chem.
"Albo wyjadą, albo to wybuchnie"
O tykającej bombie na swoim podwórku Małgorzata Wojnicka dowiedziała się w maju 2020 roku. Kilka miesięcy wcześniej wynajęła magazyn przedsiębiorcom, którzy chcieli składować w nim części samochodowe. Zamiast tego do hali trafiły zbiorniki z chemikaliami. Kiedy budynek o długości 80 metrów został wypełniony odpadami po brzegi, przedstawiciele firmy zniknęli i przestali odbierać telefon.
- Przytłoczenie psychiczne, taka bezradność - to jest stan makabryczny - podsumowuje miesiące poświęcone na walkę o usunięcie niebezpiecznych odpadów. O zagrożeniu, które stwarzają, mówi wprost: "albo wyjadą, albo to wybuchnie".
W sierpniu 2020 roku do Nowego Prażmowa na oględziny przyjechali biegli zatrudnieni przez Prokuraturę Rejonową w Piasecznie. Żeby dostać się do środka, musieli wyciągnąć część porzuconych zbiorników przy pomocy wózka widłowego. Próbki odpadów pobrali ze stu pojemników. W 97 z nich stwierdzili obecność toksycznych substancji.
"Przeprowadzona analiza fizykochemiczna wykazała, że omawiane odpady posiadają głównie właściwości niebezpieczne" - czytamy w dokumencie wydanym przez akredytowane laboratorium analityczno-kryminalistyczne, którego kopię otrzymała także pani Małgorzata. Badania wykazały, że porzucone chemikalia są łatwopalne, żrące i toksyczne dla środowiska naturalnego. Składowane substancje poważnie zagrażają też ludziom, bo mogą być rakotwórcze i negatywnie wpływać na rozrodczość.
"Kontakt odpadów z gruntem może wpływać niekorzystnie na stan jakości gleb, wód gruntowych i powierzchniowych. Ponadto ze względu na obecność w nich substancji łatwopalnych, w przypadku pożaru składowiska, wydzielające się toksyczne gazy mogą bezpośrednio zagrażać zdrowiu lub życiu ludzi" - czytamy dalej w dokumencie.
W opinii biegłych znajdujemy też wskazanie, że składowanie tego typu odpadów powinno się odbywać w znacznej odległości od zabudowań mieszkalnych i gruntów rolnych. Tymczasem bezpośrednio obok działki, na której porzucono odpady, mieszkają ludzie.
Właścicielka terenu jest świadoma zagrożenia i obawia się, że przy nasilających się upałach może dojść do pożaru. Obawy potwierdza opinia biegłych: "Ze względu na obecność (...) substancji łatwopalnych, istnieje realne zagrożenie pożarem obecnego miejsca składowania odpadów i prawdopodobnego rozprzestrzeniania się zarzewia ognia na nieruchomości w pobliżu przedmiotowego miejsca składowania odpadów".
Czytamy w niej także, że "warunki atmosferyczne, a w szczególności silne nasłonecznienie może skutkować deformacją pojemników, niebezpieczeństwem obsunięcia się opakowań, które zostały zeskładowane na wysokości, samozapłonem substancji lotnych, a nawet eksplozją i pożarem hali magazynowej".
Biegli, poza jednym wyjątkiem, nie określili źródła odpadów w Nowym Prażmowie. Udało się to tylko w przypadku odpadów z produkcji materiałów wybuchowych. Okazało się, że część mauzerów była oznakowana, a ich pochodzenie potwierdziły badania w laboratorium.
"Na podstawie oględzin zabezpieczonych substancji chemicznych, ich opakowań i etykiet znajdujących się na nich, jak również przeprowadzonych badań fizykochemicznych biegli wskazują, że część odpadów ujawnionych w ww. miejscu pochodzi z Zakładów Chemicznych Nitro-Chem zs. w Bydgoszczy i stanowią odpady z produkcji materiałów wybuchowych, o czym świadczą oznakowania pojemników wskazujące na tegoż wytwórcę odpadu, jak również skład chemiczny".
W dziesięciu pobranych próbkach biegli znaleźli nitrotolueny - charakterystyczny związek chemiczny występujący tylko przy produkcji trotylu.
"Jak wykazały badania fizykochemiczne odpadów, wśród zabezpieczonych odpadów znajdowały się odpady, powstające w wyniku produkcji materiałów wybuchowych m.in. trotylu i są to tzw. wody czerwone i wody żółte".
"Nie mam zamiaru sprzątać po gangsterach"
Trzy lata temu oszacowano, że usunięcie odpadów z hali w Nowym Prażmowie będzie kosztować od 8 do 10 milionów złotych. Na taki wydatek nie stać ani właścicielki nieruchomości, ani gminy.
- To jest dla tej gminy bardzo dużo. Realny budżet gminy to jest w granicach 60-65 milionów złotych. Prawdopodobnie, przy rosnących kosztach utrzymania obiektów szkolnych i innych, zostajemy wyłączeni na dwa-trzy lata z inwestycji - mówi wójt Prażmowa Jan Adam Dąbek.
I choć przyznaje, że obawia się o zdrowie mieszkańców, to przekonuje, że zrobił wszystko, co było w zakresie jego kompetencji, by uporać się z odpadowym problemem.
Odpadów usunąć nie planuje. Na sąsiednich działkach gmina zainstalowała monitoring.
- Nie mam zamiaru sprzątać po gangsterach. Prawo zostało w Polsce i na świecie stworzone po to, żeby szkody naprawiali ci, co do nich doprowadzili. Natomiast mogę być, poprzez przepisy różnego typu, zmuszony do wykonania tej pracy i wtedy po prostu stracą mieszkańcy - komentuje.
Podobnie jak w przypadku wielu innych gmin zmagających się z nielegalnymi wysypiskami i tu pojawia się spór kompetencyjny. Wójt chce, by za usunięcie odpadów odpowiadała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Apeluje też do władz centralnych: "Jeśli państwo możecie, to stwórzcie taką ustawę, która spowoduje, że te wszystkie odpady będą czyszczone z (pieniędzy - przyp. red.) jednostek centralnych, a po złapaniu winnych będzie można po prostu te pieniądze odzyskać. Albo inaczej: dajcie stuprocentową gwarancję samorządom, że w sytuacjach niezawinionych dacie dotacje. I wtedy będziemy współpracowali".
Właścicielka hali Małgorzata Wojnicka po emisji reportażu "Wody czerwone" wysłała pismo do Nitro-Chemu, informując, że na jej terenie zalegają odpady z tej spółki. Kobieta wierzy, że firma spełni obietnicę i zabierze swoje chemikalia. Jak dotąd nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Ogólnopolski problem
W całej Polsce jest ponad 400 nielegalnych składowisk odpadów niebezpiecznych. W reportażu "Czerwone wody" pokazaliśmy, że odpady z produkcji trotylu porzucono w Chabielicach i Rogowcu (woj. łódzkie), Częstochowie i Mysłowicach (woj. śląskie), Jasieńcu (woj. mazowieckie) i Niemodlinie (woj. opolskie). Wraz ze składowiskami w Nowym Prażmowie i Rojkowie (woj. mazowieckie) to w sumie co najmniej osiem miejscowości rozsianych po Polsce, w których zalegają między innymi odpady z Nitro-Chemu.
Składowisko odpadów niebezpiecznych w Mysłowicach, na którym zalegały m.in. właśnie takie odpady, zostało zlikwidowane w 2022 roku. Koszt operacji pozbycia się odpadów z miasta wyniósł 97,2 miliona złotych. Kilkadziesiąt milionów złotych pochodziło z państwowych funduszy na ochronę środowiska. Dodatkowo miasto wydało 14 milionów złotych z własnego budżetu i musiało zadłużyć się na ponad 20 milionów w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska. Prezydent Mysłowic Dariusz Wójtowicz po publikacji reportażu "Wody czerwone" ogłosił, że wysłał do Nitro-Chemu pismo z żądaniem zwrotu części kosztów poniesionych w związku z likwidacją nielegalnego składowiska.
Odpady porzucone w opuszczonym kurniku na terenie gminy Niemodlin zostały zutylizowane w 2022 roku. Likwidacja nielegalnego składowiska kosztowała ponad 13 milionów złotych. Wywóz odpadów został dofinansowany m.in. przez narodowy i wojewódzki fundusz ochrony środowiska. Wśród porzuconych odpadów były wody czerwone.
Nielegalne składowisko odpadów w Częstochowie przy ulicy Filomatów zostało odkryte ponad pięć lat temu. Miasto planuje zutylizować porzucone chemikalia w przyszłym roku za około 68 milionów złotych. 38 milionów ma pochodzić ze środków centralnych. W magazynie wypełnionym po sufit chemikaliami są m.in. odpady z produkcji trotylu.
W Chabielicach pod Bełchatowem przestępcy porzucili setki ton odpadów niebezpiecznych 30 metrów od domu, w którym mieszka rodzina z trojgiem dzieci. Koszt likwidacji nielegalnego składowiska może wynieść nawet 20 milionów złotych. Gmina nie ma takich pieniędzy. Samorządowcy planują w tym roku zutylizować zbiorniki, które zdążyły się rozszczelnić. Ma to kosztować 500 tysięcy złotych. Wśród porzuconych odpadów są wody czerwone.
Po dziewięciu dniach od ujawnienia przez nas informacji, że koło domu, gdzie mieszkają dzieci, są odpady z produkcji materiałów wybuchowych, w Chabielicach pojawili się pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i przeprowadzili oględziny.
Wywóz odpadów z Jasieńca pod Sochaczewem zakończył się w czerwcu tego roku. Utylizacja odpadów kosztowała ponad 10 milionów złotych, czyli połowę rocznego budżetu gminy. Operacja została dofinansowana przez marszałka województwa mazowieckiego i NFOŚiGW. Na części zbiorników z chemikaliami widniały logotypy firmy Nitro-Chem. Z naszych ustaleń wynika, że zalegały tam wody czerwone.
Ustaliliśmy także, że odpady z produkcji trotylu zostały porzucone również na największym nielegalnym składowisku odpadów niebezpiecznych w Polsce. W Rogowcu pod Bełchatowem zalega co najmniej 50 tysięcy ton odpadów. Likwidacja tego składowiska może kosztować nawet 600 milionów złotych.
"W normalnych firmach tak się po prostu nie dzieje"
W rozmowie z Mariuszem Sidorkiewiczem, po emisji reportażu, p.o. prezesa Nitro-Chemu Rafał Mendlik podkreślał, że choć zdaje sobie sprawę z tego, że odpady ze spółki znalazły się na nielegalnych składowiskach, to odpowiedzialność prawną za nieprawidłowości ponoszą podmioty, którym przekazano odpady do utylizacji.
- My nie chcemy wyłączyć swojej odpowiedzialności, tylko przypominam, że my w żadnym postępowaniu karnym nie byliśmy stroną tego postępowania. My jesteśmy podmiotem poszkodowanym i pokrzywdzonym bezpośrednio - mówił.
Obowiązujące dzisiaj przepisy zakładają, że producent odpadów jest za nie odpowiedzialny do momentu ich utylizacji. Do końca 2021 roku odpowiedzialność producenta kończyła się w momencie przekazania ich do innej firmy.
Zarządca nieruchomości w Rojkowie Wojciech Stańko nadal nie dowierza, że odpady z kluczowej dla bezpieczeństwa państwa spółki mogły trafić w ręce przestępców.
- To jest niemożliwe, co się wydarzyło. W normalnych firmach tak się po prostu nie dzieje - mówi
"Boję się"
W sobotę, 22 lipca, doszło do pożaru nielegalnego składowiska odpadów niebezpiecznych w Zielonej Górze. Pożar przez około dobę gasiło 200 strażaków.
Małgorzata Wojnicka jest przerażona, że chemikalia, które podrzucono do jej hali w Nowym Prażmowie, też mogą się zapalić i eksplodować.
- Boję się. Źle się dzieje w tym kraju, że część organów i urzędów pracuje tylko z nazwy - mówi.
Po kilku godzinach od publikacji artykułu, na Twitterze zareagowała Polska Grupa Zbrojeniowa. PGZ w swoim wpisie zwraca uwagę, że na nielegalnych składowiskach są też odpady od innych wytwórców niż Nitro-Chem. Warto tutaj dodać, że fakt ten podkreślaliśmy w swoich publikacjach wielokrotnie.
Po wpisach w mediach społecznościowych, spółka Nitro-Chem odpowiedziała także na przesłane jej wcześniej pytania. Firma kilkukrotnie ponownie podkreśla w swojej odpowiedzi, że jest stroną poszkodowaną i nie komentuje przebiegu prowadzonych postępowań. Nitro-Chem jednocześnie deklaruje, że nie dysponuje listą nielegalnych składowisk, na których zalegają odpady z produkcji trotylu.
Nitro-Chem informuje także, że spółka zwróciła się do prokuratury z prośbą o udostępnienie adresu oraz odbycie wizji lokalnej na jednym ze składowisk, które pokazaliśmy w reportażu "Wody czerwone". Z pisma do prokuratury, które opublikowała wcześniej na Twitterze Polska Grupa Zbrojeniowa wiemy, że chodzi o składowisko obok domu rodziny z Chabielic, gdzie zalegają m.in. odpady z produkcji trotylu. Zarząd Nitro-Chemu deklaruje w opublikowanym piśmie, że chce pobrać próbki porzuconych odpadów i przekazać je do analizy.
Spółka nie odniosła się bezpośrednio do kwestii odbioru odpadów z Rojkowa, Nowego Prażmowa i Częstochowy.
Przypomnijmy, że szef Nitro-Chemu Rafał Mendlik zadeklarował na antenie TVN24, że firma zbrojeniowa weźmie na siebie koszty likwidacji porzuconych odpadów ze swojej produkcji. Bez wyszczególnienia z jakiego nielegalnego składowiska mają pochodzić.
Autorka/Autor: Olga Orzechowska, Filip Folczak; współpraca: Wojciech Bojanowski // bb
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl