Kierowca Służby Ochrony Państwa, który, wioząc posła PiS Jarosława Zielińskiego, zamiast zatrzymać się do policyjnej kontroli włączył sygnały uprzywilejowania, nie popełnił przestępstwa - uznała prokuratura i odmówiła wszczęcia śledztwa. Sąd ukarał funkcjonariusza SOP grzywną za przekroczenie prędkości, jednak policjanci byli zdania, że mógł on także popełnić poważne przestępstwo niezatrzymania się do kontroli. Prokuratura nie podzieliła tej opinii. - To skandaliczna, demoralizująca decyzja pokazująca, że wobec prawa są równi i równiejsi - komentuje Marek Konkolewski, były policjant i ekspert ruchu drogowego.
Niecodzienna sytuacja rozegrała się 6 maja, tuż po godzinie 16, na drodze wojewódzkiej 690, w terenie zabudowanym w okolicach Siemiatycz. Patrolujący okolicę funkcjonariusz ruchu drogowego nakazał zatrzymanie zbliżającej się limuzynie bmw, bo kierowca przekroczył dozwoloną prędkość o 33 kilometry na godzinę.
Kierowca przyspieszył
Policjant jednak nie odpuścił: ze zdarzenia napisał obszerną notatkę. Na tej podstawie wszczęte zostało postępowanie, które szybko wykazało, że limuzyna należy do SOP. Za jej kierownicą siedział funkcjonariusz tej formacji Jakub P.
Poseł spieszył z imprezy na imprezę
Według źródeł tvn24.pl w policji i prokuraturze, funkcjonariusz spieszył się, gdyż przewoził posła PiS, byłego wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Jarosława Zielińskiego. Ten zaś tego dnia brał udział w kilku uroczystościach na terenie Podlasia. - To nie są pytania do mnie - tak w czerwcu odpowiadał nam Zieliński, gdy chcieliśmy dowiedzieć się więcej o okolicznościach tego zdarzenia.
Przełożeni funkcjonariusza z Siemiatycz, który nakazał limuzynie zatrzymanie, rozdzielili sprawę na dwie części. Pierwsza zakończyła się skierowaniem do sądu wniosku o ukaranie funkcjonariusza SOP za przekroczenie prędkości.
- Sąd Rejonowy w Bielsku Podlaskim Jakuba P. uznał za winnego zarzucanych mu czynów i skazał go na karę grzywny w wysokości tysiąca złotych - przekazała mediom sędzia Mirosława Mironiuk, prezes sądu w Bielsku Podlaskim.
Ale policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku uznali, że Jakub P. mógł także popełnić poważne przestępstwo, za które minimalna kara to trzy miesiące więzienia, a maksymalna pięć lat.
Kto, pomimo wydania przez osobę uprawnioną do kontroli ruchu drogowego, poruszającą się pojazdem lub znajdującą się na statku wodnym albo powietrznym, przy użyciu sygnałów dźwiękowych i świetlnych, polecenia zatrzymania pojazdu mechanicznego nie zatrzymuje niezwłocznie pojazdu i kontynuuje jazdę, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5
Policyjny wniosek w tej sprawie najpierw trafił na biurka prokuratorów z Prokuratury Regionalnej w Białymstoku.
O losy tej sprawy dopytywaliśmy od 31 maja. Pierwszą odpowiedź od rzecznika i zarazem wiceszefa tej jednostki prokuratury Pawła Sawonia otrzymaliśmy - po wielokrotnym ponowieniu pytań - dopiero 17 sierpnia.
"Z pytaniami o tę sprawę proszę się zwrócić do Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce" - odpisał nam wiceprokurator Sawoń.
Ostateczna odpowiedź, którą otrzymaliśmy z prokuratury w Ostrołęce, brzmi: "Prokuratura Rejonowa w Wyszkowie prowadziła postępowanie sprawdzające o czyn z artykułu 178b kodeksu karnego. Wydała postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa z uwagi na fakt, że zdarzenie nie spełnia przesłanek określonych w tym przepisie".
O komentarz do tej decyzji poprosiliśmy Marka Konkolewskiego, cenionego eksperta w dziedzinie ruchu drogowego, byłego policjanta, który mundurową karierę zakończył w stopniu podpułkownika.
- Ten przepis Kodeksu karnego nie przewiduje żadnych wyjątków, jest jednoznaczny. Dlatego brak mi słów, by skomentować decyzję prokuratury. Jest ona demoralizująca, bo dlaczego teraz my wszyscy mamy się zatrzymywać do kontroli policyjnej? To po prostu skandal, nie pamiętam ze swojego bogatego zawodowego życia podobnej sytuacji - mówi.
O to, czy wobec Jakuba P. wszczęto postępowanie dyscyplinarne i jeśli tak, to z jakim efektem, zapytaliśmy komendanta SOP. Czekamy na odpowiedź.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24