Komendant ze łzami w oczach mówi o chłopcu, który przyszedł na komisariat. 10-latek opowiedział o horrorze w domu. Wychodząc z niego, zostawił mamie kartkę o treści: nie wracam, uciekłem. Policjanci z Lubonia opowiadają o dyżurze, którego nigdy nie zapomną. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Tego dyżuru policjanci z Lubonia pod Poznaniem chyba nigdy nie zapomną. Sierżant Monika Korfanty przed wejściem do budynku zobaczyła chłopca. - Pukał w szybę do komisariatu, dlatego podeszłam. Stał bardzo smutny i roztrzęsiony, był w samych papciach, rozdartej koszulce – opowiada Monika Korfanty z Komendy Powiatowej Policji w Rawiczu.
Policjantka szybko zorientowała się, że sprawa jest bardzo poważna. - Chłopiec odpowiedział, że nie chce wracać do domu. Zostawił kartkę swoim rodzicom z napisem: nie wracam, uciekłem – wspomina sierż. Monika Korfanty.
Kary miały chłopca "uszlachetniać"
Z każdą minutą rozmowy policjanci poznawali nowe okrutne fakty z życia dziecka. - Zapytałam się, czy chce coś zjeść, czy jest głodny. Chłopiec odparł, że tak, ponieważ w dniu wczorajszym, gdy dostał karę od taty, mama przyniosła mu dwie skibki chleba i kubeczek wody. Na to tata wpadł i zabrał mu ten posiłek – dodaje sierżant Monika Korfanty.
Chłopiec zdradził, że nie mógł sam zaglądać do lodówki, bo miał wiązane nogi i musiał klęczeć. - Chłopiec nie mógł spać na łóżku, gdy położył sobie główkę na poduszce, dostał za to wielkie lanie – mówi policjantka z Komendy Powiatowej Policji w Rawiczu. Kary miały chłopca "uszlachetniać". - Z polecenia dyżurnego, z chłopakami, udałam się zatrzymać mężczyznę – dodaje funkcjonariuszka.
"Zawiedliśmy"
Po nagłośnieniu sprawy komendant dostaje maile z komentarzami. Jeden, od mieszkanki Lubonia, przykuł jego uwagę. - Podsumowuje ona tę swoją wypowiedź słowami: zawinili wszyscy. My, dorośli, zawiedliśmy. Coś w tym musi być rzeczywiście – przyznaje Dariusz Majewski.
Jolanta Zmarzlik, która od lat pomaga dzieciom-ofiarom przemocy, mówi, że nie chodzi jedynie o matkę, która nie ochroniła dziecka przed przemocą. - To jest wina nauczycieli w szkole, wina ośrodka pomocy społecznej, wina zespołu interdyscyplinarnego, który tam zawiadował niebieską kartą, że nikt nie przyjrzał się dostatecznie dobrze sytuacji tego dziecka – uważa Jolanta Zmarzlik z Fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę".
O tym, że w domu jest przemoc, służby wiedziały od kilku lat. Procedura niebieskiej karty ruszyła w 2018 roku. To wtedy pracownik MOPS zauważył ślady pobicia matki. - Biegły sądowy nie dopatrzył się potrzeby zastosowania daleko idących środków i sąd umorzył postępowanie – przekazała Małgorzata Machalska, burmistrz miasta Luboń.
- Kto może mu pomóc? Tylko my – inicjując coś. To nie znaczy, że mamy wejść z drzwiami do mieszkania, zabrać dziecko, pobić jego ojca. Ale naciskanie na służby, żeby się temu przyjrzały, jest konieczne – uważa Jolanta Zmarzlik.
Mężczyzna trafił do aresztu. 10-latek przebywa w placówce opiekuńczej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24