Wokół postrzelenia się przez płk. Mikołaja Przybyła wciąż jest wiele niejasności. Pytania budzą okoliczności użycia przez prokuratora broni i kwestia rzekomych zamachów na jego osobę. Wywołał je sam pułkownik udzielonymi we wtorek wywiadami, potem zamilkł.
Po tym, co powiedział, wokół okoliczności postrzału pojawiły się wątpliwości.
Samobójczy strzał czy celowe chybienie?
Pułkownik dziennikarzowi PAP tłumaczył, jak to się stało, że przeżył, choć - jak zapewniał - chciał popełnić samobójstwo. Stwierdził, że źle wymierzył, bo zadrżała mu ręka po tym, jak ktoś poruszył klamką próbując wejść do pomieszczenia. - Uratował mnie człowiek, który poprawiał kable. Przestraszyłem się tego, że wejdzie. Źle wymierzyłem, strzał padł zbyt szybko. Padł strzał w policzek, a nie w głowę, spieszyłem się - powiedział Przybył.
Tymczasem dziennikarze, którzy czekali na korytarzu budynku poznańskiej prokuratury wojskowej na drugą część konferencji (w jej przerwie Przybył się postrzelił) nie zapamiętali, by ktoś próbował wejść do pokoju, gdzie był pułkownik. Do środka wbiegli dopiero, gdy usłyszeli strzał. Zwróciła na to uwagę także "Gazeta Wyborcza".
Kolejna niejasność, jaka wiąże się z tym, co mówi pułkownik o swoim postrzale, dotyczy jego stwierdzenia: "otworzyłem okno w swoim gabinecie i strzelałem w jego kierunku, żeby uniknąć rykoszetu".
W ten sposób potwierdził, że interesował się tym, co po strzale stanie się z pociskiem. Czy to oznacza, że zadbał o to, by uniknąć innych obrażeń niż postrzał policzka? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Pułkownik nie mówi o tym we wtorkowych wywiadach dla mediów.
Zagrożenie życia czy nie?
Niejasności rodzi też stwierdzenie prokuratora o próbach zamachów na jego osobę. - Mogłem pogodzić się z tym, że demolowali mi samochód, że odkręcono mi koła chcąc, bym się zabił. Wiem, że za moją głowę była nagroda miliona złotych. Mogłem się pogodzić z tym, że zabito mi psa. Nie mogłem się pogodzić z bezpodstawnym atakiem, z zarzucaniem nam nieprawidłowego lub bezprawnego działania (w sprawie postępowania o przeciek ze śledztwa smoleńskiego - red.) - powiedział Przybył.
Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Poznaniu, która we wtorek poinformowała o wszczęciu śledztwa ws. postrzelenia się przez Przybyła, nie odniosła się do twierdzeń pułkownika o próbach zamachów.
Jedynie w poniedziałek naczelny prokurator wojskowy Krzysztof Parulski powiedział, że z racji działalności jako prokurator Przybył był "wielokrotnie ofiarą zamachów na mieszkanie i samochód, dlatego w ostatnim okresie posiadał przy sobie broń palną do ochrony osobistej". Dodał, że osobiście na Przybyła zamachów nie było.
Z kolei cywili śledczy poinformowali we wtorek, że nie otrzymali żadnych zgłoszeń związanych z zagrożeniem życia pułkownika. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu prowadziła jedynie dwa postępowania związane z Przybyłem. Jedno dotyczyło kradzieży jego roweru, drugie dotyczyło odkręcenia kołpaków od kół jego samochodu (została poluzowana jedna ze śrub).
Oba postępowania zakończyły się umorzeniem wobec niewykrycia sprawców. Cywilni śledczy nie mieli też informacji, jakoby za głowę prokuratora była wyznaczona jakaś nagroda.
Przybył postrzelił się w poniedziałek w przerwie konferencji, na której krytykował pomysł zlikwidowania wojskowej prokuratury i odpierał zarzuty o złamanie prawa w postępowaniu dotyczącym przecieku ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Strzelił do siebie z broni prywatnej, na którą miał pozwolenie (zgodnie z przepisami na teren prokuratury nie można wnosić broni palnej ani amunicji, być może będzie w tej sprawie postępowanie dyscyplinarne).
We wtorek Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Poznaniu ogłosiła wszczęcie śledztwa, które ma wyjaśnić okoliczności postrzelenia się pułkownika. Zostało ono przeniesione do Warszawy. Jak się dowiedzieliśmy, dokumenty przekazane przez prokuraturę w Poznaniu są już w Warszawie, właśnie trafiły na biurko Wojskowego Prokuratora. – Rozpoczęła się ich analiza – mówi tvn24.pl szef WPO w Warszawie płk Ireneusz Szeląg.
Śledztwo prowadzone jest z artykułu 151 kk (nic w tej sprawie nie zmienili). Namowa i pomoc do samobójstwa „Kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.”
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24