Najpierw próbował potrącić dwie osoby spacerujące w lesie. Odskoczyły. Zawrócił, spróbował jeszcze raz. Potem ruszył w kierunku pary siedzącej na kocu. Przejechał po ich rzeczach, po nich na szczęście nie. Monika nie miała tyle szczęścia. Przez kilkadziesiąt metrów wiózł ją na masce. Kiedy spadła na ziemię, zawrócił i próbował ją rozjechać.
Oskarżony Jarosław K.: - Sprawa jest ciężka. Gdyby nie nadużywanie alkoholu, nigdy by do niej nie doszło.
Miał orzeczony sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Bez prawa jazdy zatrzymywany był już wcześniej. Ale w tej sprawie nie chodzi o zwykły wypadek. Prokurator nie miał wątpliwości, że doszło do trzech prób zabójstwa, a narzędziem zbrodni był samochód. W środę przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga zakończył się proces 29-latka.
Monikę odciągnęła koleżanka
Do zdarzenia doszło 8 września 2022 roku. Około godziny 19 Michał i Marta spacerowali po lesie w warszawskiej Wesołej. Utwardzona droga, ruch niewielki. Nagle zauważyli auto, które jedzie z dużą prędkością. Kierowca, jak zeznali przed sądem, nagle skręcił i skierował samochód w ich kierunku. Tak jakby chciał ich rozjechać. Odskoczyli.
Wówczas prowadzący zawrócił i znów ruszył w ich kierunku. Znów uciekli. Kierowca chryslera odjechał. Szybko ustalono, że to Jarosław K., dziś 29-letni.
Pojechał na pobliską polanę. Tam, przy rozpalonym ognisku, na kocu, siedziała para - Bartosz i Zuzanna. Rozpędzony samochód, jak zeznali świadkowie przed sądem, najpierw przejechał około dwóch metrów obok nich. Później zawrócił i jechał wprost na nich. Odskoczyli.
Oskarżony przejechał po palenisku, po kocu, po rzeczach osobistych pary i odjechał.
Po drodze spotkał jeszcze idące ścieżką leśną dwie kobiety - Monikę i Agnieszkę. Obie, widząc pędzące auto, zeszły w krzaki, Jarosław K. jednak skręcił i uderzył jedną z nich. Monika leżała na masce jego auta, a oskarżony jechał dalej. Na ziemię spadła trzydzieści metrów dalej.
K. odjechał kawałek, a potem, podobnie jak wcześniej, zawrócił i ruszył w kierunku kobiet. Świadkowie są pewni, że chciał rozjechać Monikę. Koleżanka przeciągnęła ją na pobocze.
Następnie wrócił do domu. Gdy wytrzeźwiał, zobaczył uszkodzenia pojazdu. Na pytanie matki, co się stało z samochodem, odpowiedział, że uderzył w sarnę. Jeszcze tego samego dnia zatrzymała go policja.
Problemy z alkoholem
- Ustalono, że Jarosław K. od dawna miał problemy z alkoholem, którego nadużywał. Wtedy też stawał się agresywny, nieprzewidywalny - zaczął swoją mowę końcową prokurator Mariusz Czapliński.
Oskarżony pracował jako magazynier, ale z wykształcenia był mechanikiem. Dorywczo naprawiał auta znajomym. Jak wykazało śledztwo, zobowiązał się, że naprawi samochód swojemu kierownikowi.
Kierownik przywiózł swojego chryslera do znajdującego się pod Warszawą domu matki oskarżonego. Przyjechał tam też Jarosław K. Około godziny 10, według prokuratury, oskarżony otworzył pierwsze piwo. Łącznie miał wypić cztery.
- Jak oskarżony wypił alkohol, postanowił, że będzie jeździł samochodem. Udał się w kierunku Warszawy - opisywał prokurator. Zaznaczył, że K. nawet nie zaczął naprawiać auta.
Polowanie samochodem
Jarosław K. usłyszał cztery zarzuty: trzy usiłowania zabójstwa oraz złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych.
- Jarosław K. był wielokrotnie karany za przestępstwa, w tym wyrokiem Sądu Rejonowego w Mińsku Mazowieckim 19 grudnia 2022 roku, którym orzeczono dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów [za prowadzenie pod wpływem alkoholu - red.], a także wyrokiem sądu w Otwocku z 3 marca 2021 roku - dwuletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych [za złamanie sądowego zakazu - red.]. Jak widać, mimo orzeczonych zakazów oskarżony nadal prowadził pojazdy mechaniczne, nic sobie z tych zakazów nie robiąc - ocenił prokurator.
Jego zdaniem materiał dowodowy jest wystarczający, aby skazać Jarosława K. za próbę zabójstwa.
- Z zeznań świadków wynika, że próby przejechania ich nie były próbami przypadkowymi. Nie były wynikiem nagłej utraty panowania nad pojazdem. Świadek zeznała wręcz, że to wyglądało, jakby oskarżony polował samochodem - przypomniał prokurator.
Wskazał też, że potrącona piesza odniosła poważne obrażenia, a oskarżony był poczytalny.
- Chociaż narzędziem popełnienia tych czynów jest samochód, to jednak materiał dowodowy w żaden sposób nie pozwala na zakwalifikowanie zachowań oskarżonego jako usiłowania spowodowania wypadku komunikacyjnego. Oskarżony umyślnie naruszał reguły ostrożności. Po pierwsze, poprzez jazdę w stanie nietrzeźwości, następnie jechał za szybko, zmieniał kierunek jazdy bez żadnego powodu, z rozmysłem kierował rozpędzony pojazd przez pokrzywdzonych, usiłując ich rozjechać. Dlatego zasadnym jest przyjęcie, że oskarżony chciał wywołać określone skutki, a mając na uwadze narzędzie, czyli dwutonowy pojazd, takim skutkiem byłoby pozbawienie życia pokrzywdzonych - dodał.
Prokurator Czapliński zwracał też uwagę, że oskarżony miał świadomość tego, w jak destrukcyjny sposób działa na niego alkohol. - Wiedział, że podczas picia alkoholu zachowuje się w sposób nieprzewidywalny, można powiedzieć irracjonalny.
- Oskarżony wykazuje bardzo lekceważący stosunek do prawa, do orzeczonych zakazów. Bo gdyby się stosował do zakazów, to nie jeździłby pod wpływem alkoholu, w ogóle by nie jeździł. I nie doszłoby do zdarzeń będących przedmiotem postępowania - podsumował oskarżyciel i wniósł o karę 15 lat więzienia oraz o 15 tysięcy złotych zadośćuczynienia do rannej pieszej.
Nie dał żadnych szans
Według pełnomocniczki pokrzywdzonej, wina oskarżonego nie budzi żadnych wątpliwości.
- Oskarżony twierdzi, że zdarzenia nie pamięta. Że nie mógł przewidzieć, że wsiądzie do samochodu po spożyciu alkoholu, a także, że po alkoholu będzie agresywny. Jednak jak wynika z akt sprawy, oskarżony wielokrotnie wcześniej kierował pojazdem w stanie nietrzeźwości, miał orzeczone zakazy prowadzenia pojazdów, do których nie przywiązywał wagi, więc trudno uwierzyć, że nie mógł przewidzieć swojego postępowania - mówiła w środę przed sądem mec. Dorota Giersz.
Jak przypomniała, oskarżony nie przyznał się do tego, że próbował zabić pieszych. - Twierdził, że nikogo nie chciał zabić. Tymczasem przeczą temu zeznania bezpośrednich świadków zdarzenia. Wszyscy, niezależnie od siebie, ocenili zachowanie sprawcy w sposób zbieżny, wskazując na to, że próbował najeżdżać na pokrzywdzonych, celował w nich, gwałtownie skręcał pojazd, przyspieszał, kierując się na nich. Musieli uciekać, pojazd przejeżdżał po ich rzeczach, czuli realne zagrożenie, jak to wymownie nazwał jeden ze świadków, byli "celem", czuli się jak zwierzyna, na którą ktoś poluje - mówiła.
Opisała też okoliczności, w jakich ucierpiała jej klientka. - Pokrzywdzone, widząc nadjeżdżające auto, cofnęły się i stały pomiędzy krzakami, prostopadle do drogi, która poruszał się oskarżony. Kierowca gwałtownie skręcił, zmieniając kierunek jazdy, i wjechał w pokrzywdzoną, nie dając jej szans na ucieczkę. Dodatkowo oskarżony nie zatrzymał się, nie hamował, tylko wiózł pokrzywdzoną na masce kilkadziesiąt metrów - opisała.
Wniosła o karę "jak najsurowszą". - Zachowanie oskarżonego, jego determinacja staranowania innych osób, w tym osoby już nieprzytomnej, tak duża pogarda, jaką wykazał się w stosunku do osób, których nie znał, przemawia za możliwie najdłuższym izolowaniem oskarżonego, by już nigdy więcej nikomu nie wyrządził krzywdy - podsumowała.
"Odcina oskarżonego"
- Nie wątpię, że wyrok będzie sprawiedliwy. Natomiast zdaniem obrony sprawiedliwym wyrokiem będzie orzeczenie, w którym zostaną udowodnione w pełni znamiona zarzucanych przestępstw - mówił mec. Damian Zawiliński, obrońca. - Jarosław K. odpowiada za jedno z najcięższych przestępstw wskazanych w ustawie. Nie sposób jednak zgodzić się, że wskazana kwalifikacja prawna i opis czynu odpowiadają stanowi faktycznemu.
Podkreślił, że jego klient nie chciał zabić. - Podczas długiego, skrupulatnego postępowania nie sposób wskazać, że jakikolwiek dowód jednoznacznie, bez żadnych wątpliwości wskazuje na to, że Jarosław K. prowadził pojazd celem zabójstwa innych osób - przekonywał.
- Dlaczego doszło do tego zdarzenia? Otóż Jarosław K. to osoba uzależniona od alkoholu. Jego przeszłość pokazuje, że popełniał przestępstwa po spożyciu alkoholu. Potrzebuje niewielkiej ilości, aby wprawić się w stan upojenia. Odcina oskarżonego i nie wie on, czego może się dopuścić - dodał.
Zaznaczył, że K. nie pamięta zdarzenia. - Przed zatrzymaniem oskarżony powziął kroki celem zapisania się na leczenie odwykowe. To zdarzenie by się nie wydarzyło, gdyby potrafił wygrać z nałogiem - ocenił.
Zapewnił, że oskarżony doskonale zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności karnej. - Jest gotowy ponieść odpowiedzialność karną, ale chce on odpowiadać za przestępstwa, których faktycznie się dopuścił, a na pewno nie chciał on zabójstwa. Czy oskarżony swoim zachowaniem zagrażał życiu i zdrowiu osób w miejscu wskazanego zdarzenia? Oczywiście, że tak. Czy poruszał się pojazdem w okresie, kiedy sąd uprzednio mu tego zabronił? Oczywiście, że tak. Czy potrącił swoim pojazdem oskarżycielkę posiłkową, a następnie uciekł z miejsca zdarzenia? Niewątpliwie tak. Dlatego oskarżony gotów jest ponieść odpowiedzialność karną za wskazane czyny - argumentował.
Wskazał też na wiek oskarżonego. - Jest on osobą młodą, żonatą, lecz z uwagi na swoje zachowanie być może najlepszych lat życia nie może spędzić z żoną. Już teraz ponosi skutki swojego przestępczego zachowania - stwierdził.
Wniósł o wyrok "sprawiedliwy" i "łaskawy". O karę "najłagodniejszą".
"Żałuję"
Na środowej rozprawie głos zabrał też oskarżony. Przyznał, że nie chciał zabić, ale mimo to pragnie przeprosić pokrzywdzoną.
- Sprawa jest ciężka, nigdy nie powinno do niej dość. Gdyby nie nadużywanie alkoholu, nigdy by do niej nie doszło. Jest mi bardzo przykro, żałuję - powiedział. Poprosił o szansę i jak najłagodniejszy wyrok.
Jarosławowi K. grozi dożywocie. Sąd ogłosi wyrok w przyszłym tygodniu.
Autorka/Autor: Klaudia Ziółkowska / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KRP VII