Ze swojego okna mogłaby oglądać wnuki. Syn i synowa specjalnie kupili mieszkanie obok, żeby być blisko. Na razie widzi tylko żółtą płachtę: syndyk sprzeda nieruchomość. Syn zarabia w Irlandii na spłatę kredytu. 12 lat temu wziął go na mieszkanie, które nigdy nie zostało skończone.
Pokrzywdzonych jest kilkadziesiąt osób. Było więcej, ale niektórzy już nie żyją. 12 lat to dużo czasu. Inni cały czas spłacają kredyty, często we frankach. Choć w "ich" mieszkaniach hula wiatr, są tacy, którzy wciąż wierzą, że w końcu wprowadzą się "na swoje" albo chociaż odzyskają pieniądze. Teraz płacą za wynajęte albo gnieżdżą się u rodziny.
"Musieli wyjechać z Polski"
Borzymowska 34/36 - sprawą zajmowaliśmy się na tvn24.pl przed laty. Wróciliśmy na warszawski Targówek. Z niedoszłymi lokatorami spotkaliśmy się obok bloku, do którego wciąż nie mogą się wprowadzić. Witają się ze sobą jak dobrzy sąsiedzi, bo od dawna się znają i działają razem.
Inwestycja, która śmiało może startować w konkursie na najbardziej pechową w Warszawie, to dziś 6-piętrowy, liczący 164 lokale pustostan. Otoczony prowizorycznym metalowym płotem teren zarasta. Trzysta metrów dalej znajduje się nowa stacja metra. - Codziennie, kiedy przechodzę obok, widzę okno mieszkania, w którym miał mieszkać mój syn z rodziną. Sprzedali stare mieszkanie, żeby kupić tutaj, bliżej nas. Żeby spłacić kredyt, musieli przeprowadzić się do Irlandii. Widzę ich dwa razy w roku - mówi Urszula, która w imieniu syna i jego rodziny przyszła na spotkanie z nami.
- Gdyby udało się doprowadzić inwestycję do końca, wróciliby? - pytam.
- Na pewno, bardzo chcą - zapewnia kobieta.
Arkadiusz przyszedł na spotkanie w imieniu rodziców. To oni kupili mu dwupokojowe mieszkanie. - Ojciec bardzo ciężko pracował - opowiada mężczyzna. Jest na ostatnim roku studiów, jego domem wciąż jest akademik. Brat, jak przeprowadzi się do Warszawy, też do niego trafi.
Katarzyna z mężem kupili mieszkanie, kiedy była w ciąży. Ich córka ma już 11 lat. Wszyscy troje wciąż mieszkają z rodzicami.
Takich historii jest blisko 50. Swój początek mają w 2007 roku. Znany wówczas deweloper Edbud uzyskał pozwolenie na budowę bloku na Targówku, choć formalnie nie był właścicielem gruntu. Rozpoczął inwestycję i - równocześnie - sprzedaż lokali. W ciągu niecałych dwóch lat udało mu się znaleźć 50 zainteresowanych. Ponad 100 mieszkań wciąż było wolnych.
Kupujący mieli obawy, że decydują się na "dziurę w ziemi", ale wtedy nikogo to specjalnie nie dziwiło. Banki udzielały chętnie kredytów, a grunt należał przecież do Skarbu Państwa. Deweloper również wydawał się pewnym partnerem. Jeszcze w 2008 roku, z przychodami rzędu 350 milionów złotych, był jednym z najpotężniejszych w Warszawie i w Polsce.
Ziemię przy Borzymowskiej od państwa - reprezentowanego przez władze Warszawy - dzierżawiła spółka Euro Ring. Jej przedstawiciele podpisali umowę z miejskimi urzędnikami jeszcze w 1998 roku. Okres dzierżawy początkowo wyznaczono na sześć lat. Po czterech został przedłużony do 2028 roku. W roku 2006 Euro Ring zawarł umowę z Edbudem, który miał sfinansować i zbudować blok. W zamian Euro Ring zadeklarował, że zdobędzie prawo własności lub użytkowania wieczystego od Skarbu Państwa, a potem przeniesie je na Edbud.
Z czasem sprawy zaczęły się komplikować. Edbud, choć niemal wybudował już budynek w stanie surowym zamkniętym, nie otrzymał obiecanego prawa własności działki. W międzyczasie przez świat przetoczył się kryzys gospodarczy, a firma przestała zdobywać klientów. W 2011 roku oficjalnie ogłosiła upadłość. Długi Edbudu oszacowano na 110 milionów złotych. Wtedy też zaczęło się piekło niedoszłych mieszkańców Borzymowskiej. Zostali bez mieszkania, za to z kredytami, często zaciągniętymi we frankach szwajcarskich.
Marta: - Straciliśmy stare mieszkanie, które sprzedaliśmy, aby kupić na Borzymowskiej nowe, większe.
Z reprywatyzacją w tle
Jakby nie dość było bankructw, na sprawę Borzymowskiej nałożyła się jeszcze afera reprywatyzacyjna, która wybuchła po tym, jak wiosną 2016 roku dziennikarki "Gazety Stołecznej" opisały sprawę działki pod przedwojennym adresem Chmielna 70 i obnażyły mechanizmy, które przez lata stały za odzyskiwaniem gruntów. W efekcie tego zamieszania, w ratuszu zlikwidowano Biuro Gospodarki Nieruchomościami, a z pracy odszedł jego wieloletni szef Marcin Bajko. Tak się złożyło, że to on nadzorował sprawę Borzymowskiej, która - jak wszystko, co dotyczyło gruntów - zmieniła się w gorącego kartofla, po którego nikt nie zamierzał się schylać.
W 2019 roku wyszło na jaw, że i Borzymowska 34/36 objęta była roszczeniami, a odszkodowanie z tego tytułu (2,8 miliona złotych) dostał znany adwokat Robert N. (zasiada na ławie oskarżonych w związku z największym procesem dotyczącym reprywatyzacji w stolicy).
- Nikt nam o tym nie powiedział, nie wzięlibyśmy kredytów na mieszkania znajdujące się na działce z roszczeniami! - przekonują niedoszli mieszkańcy.
Sprawa roszczeń nie jest zresztą zamknięta. Komisja weryfikacyjna do spraw reprywatyzacji uchyliła decyzję warszawskiego ratusza o wypłacie odszkodowania i przekazała ją miastu do ponownego rozpatrzenia. Sprawa jest w toku. - Niemniej postępowanie odszkodowawcze nie wpływa na kwestię umowy dzierżawy - zastrzega Karolina Gałecka, rzeczniczka ratusza.
W międzyczasie niedoszli właściciele mieszkań na Targówku stracili z oczu własną sprawę. Nie wiedzieli nawet, kto w ratuszu przejął temat, a ustalenia tego nie ułatwił fakt, że po wyborach ekipa Rafała Trzaskowskiego zaczęła zmiany kadrowe i organizacyjne.
Powołali spółdzielnię, znaleźli inwestora
Ale bynajmniej niedoszli właściciele nie próżnowali. - Udało nam się doprowadzić do upadłości dzierżawcy gruntu. Poszukaliśmy wierzycieli Euro Ringu i doprowadziliśmy do złożenia kolejnego wniosku o upadłość spółki. Poprzedni spełzł na niczym, a jej majątek wyceniono na potrzeby sądu na 200 złotych - mówi Mirosław Obarski, który reprezentuje "mieszkańców" Borzymowskiej.
Oni sami twierdzą, że jedynym wyjściem jest dokończenie budynku na własną rękę. Powołali nawet spółdzielnię mieszkaniową RAZEM i chcą, by to ona została nowym dzierżawcą gruntu. Obawiają się, że jeśli w tym układzie pojawi się nowy, komercyjny dzierżawca, może być zainteresowany przejęciem i dokończeniem budynku, ale bez nich. To oznaczałoby, że zostaną z kredytami, ale bez mieszkań.
Spółdzielnia znalazła już nawet potencjalnego inwestora. Jak mówią, firma chce dokończyć budowę w porozumieniu z nimi. Oczywiście nie za darmo - potem mogłaby sprzedać ponad sto lokali, które jak dotąd nie mają właścicieli. - Jesteśmy przekonani, że urzędnicy mogą z łatwością tak pokierować sprawą, że syndyk upadłego dzierżawcy przeniesie - zgodnie z prawem - umowę na spółdzielnię, którą założyli ludzie, którzy włożyli w ten budynek ponad 14 milionów złotych - zaznacza Obarski.
"Pozbawieni ludzkich odruchów"
Ale poszkodowani twierdzą, że ani syndykowi, ani miastu się nie śpieszy. Wskazują, że urzędnicy reagują niemal wyłącznie wtedy, gdy Borzymowską 34/36 interesują się media. Na odpowiedzi na pisma czekają miesiącami, a każdy miesiąc to kolejna rata za kredyt i - dla wielu - czynsz za wynajem mieszkania.
Niedoszli mieszkańcy bardzo źle oceniają działania urzędników. Twierdzą, że ci są wybitnie opieszali i pozbawieni elementarnych ludzkich odruchów. Ostatnio, dopytując o swoje sprawy, usłyszeli od rzeczniczki miasta: to stara sprawa! Warto przypomnieć, że to ratusz wydał pozwolenie na budowę firmie, która nie miała prawa do gruntu. Gdyby nie popełniono tego błędu, nigdy nie kupiliby feralnych mieszkań.
Pod koniec 2020 roku syndyk masy upadłościowej Euro Ringu ogłosił przetarg na "prawa i obowiązki wynikające z warunków dzierżawy". To on zawiesił żółty baner, który ze swoich okien widzi pani Urszula: sprzedam nieruchomość. - Dla przyciągnięcia uwagi - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl syndyk Tycjan Saltarski.
Jak na razie bez efektu. - Jeden przetarg został już przeprowadzony. Spółdzielnia RAZEM, jako jedyny podmiot, otrzymała zgodę prezydenta Warszawy na wstąpienie w prawa i obowiązki dzierżawcy - podkreśla Karolina Gałecka. - Ale nie skorzystała - dodaje.
Niedoszłych mieszkańców bloku odstraszyła cena - 12 milionów złotych. - Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapłaci za tę umowę dzierżawy 12 milionów złotych. Gdyby był to deweloper, to jedynym ekonomicznym uzasadnieniem przystąpienia do tego przetargu byłoby to, że jednocześnie usuwa niedoszłych mieszkańców z rachunku ekonomicznego. Wiadomo, że oni na to nie pozwolą. Będą walczyli do upadłego - ostrzega Obarski. - Mieszkańcy już zapłacili 14 milionów. Musieliby zapłacić dwa razy za swoje mieszkania. Skąd mają wziąć kolejnych 12 milionów? Z ich punktu widzenia cena jest absurdalna - dodaje.
- Zaproponowali rozwiązanie, które zostało przedyskutowane z największym wierzycielem Euro Ringu, czyli firmą Edbud: zapłacą 2,5 miliona złotych, natomiast zaspokoją głównego wierzyciela, Edbud, ponieważ wycofają swoje roszczenia z masy upadłościowej - opisuje Obarski.
Ale syndyk nie zamierza korzystać z propozycji. Powołując się na przepisy, szykuje się już do kolejnego przetargu. - Podstawowym trybem sprzedaży majątku w postępowaniu upadłościowym jest tryb przetargowy. Odstąpienie od sprzedaży w drodze przetargu i sprzedaż mienia Upadłego w trybie z wolnej ręki wymaga zgody rady wierzycieli. Rada ustanowiona w postępowaniu upadłościowym Euro Ring Development Sp. z o.o. nie podjęła uchwały, którą wyraziłaby zgodę na sprzedaż praw i obowiązków z umowy dzierżawy w trybie z wolnej ręki, a tym bardziej którą wyraziłaby zgodę na sprzedaż ww. praw i obowiązków w trybie z wolnej ręki na rzecz Spółdzielni RAZEM - odpowiada Tycjan Saltarski.
Warszawski ratusz, jako jeden z wierzycieli, ma swojego przedstawiciela w radzie, ale - zdaniem rzeczniczki ratusza - jeden głos to za mało, by coś zmienić.
- Skarb Państwa przygotowuje warunki wyrażenia zgody na wstąpienie w prawa i obowiązki dzierżawcy, które niezwłocznie przedstawi syndykowi, celem przeprowadzenia kolejnego przetargu. W przetargu tym, tak jak poprzednio, będzie mogła wystartować Spółdzielnia RAZEM. To od Spółdzielni zależy, czy znowu będzie ubiegała się o przyznanie jej prawa dzierżawy - podkreśla Karolina Gałecka.
- Podmiot, który wygra przetarg, będzie w przyszłości, przy spełnieniu konkretnych warunków ustawowych, w tym przede wszystkim uzyskania zgody właściwych organów (o ile zostanie podjęta taka decyzja), mógł obracać aż 150 lokalami mieszkalnymi, położonymi w atrakcyjnej lokalizacji. (...) Przygotowując warunki urzędnicy będą mieli na uwadze przede wszystkim ochronę interesów Skarbu Państwa oraz Mieszkańców Warszawy - dodaje rzeczniczka.
W tym wariancie dobro niedoszłych mieszkańców Borzymowskiej nie jest brane pod uwagę.
Autorka/Autor: Klaudia Ziółkowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl