Kolonie i obozy będzie w tym roku wyjątkowo trudno zorganizować ze względu na reżim sanitarny, ale po trzech miesiącach w domach wiele dzieci o niczym innym niż taki wyjazd nie marzy. - Bierzemy pod uwagę ryzyko, ale ufamy organizatorom - mówią ci rodzice, którzy zamierzają wysłać swoje pociechy na zorganizowane wakacje. Inni, którzy podjęli odmienną decyzję, wyznają: - Trudno, przetrwamy jakoś, kisząc się dalej w rodzinnym sosie.
- Do wypoczynku zorganizowanego zgłosiło się jedynie 25 tysięcy dzieci. Dla porównania, w zeszłym roku taki wypoczynek organizowany był dla miliona 200 tysięcy dzieci - mówił minister edukacji Dariusz Piontkowski na początku tygodnia. Ogłaszał wówczas, jakie kryteria będą musieli spełnić ci, którzy zdecydują się na organizację obozów i kolonii dla dzieci i młodzieży. Podkreślał, że organizatorzy nadal mogą się zgłaszać.
Najlepiej bez odwiedzin
Wakacyjny wypoczynek może być zorganizowany tylko w obiektach, bazach i miejscach spełniających warunki bezpieczeństwa. W trakcie trwania wypoczynku należy ograniczyć odwiedziny osób z zewnątrz. W jednym pokoju czy namiocie powinni być zakwaterowani uczestnicy z tej samej grupy, w której prowadzi się zajęcia. Liczba osób zakwaterowanych w jednym pokoju nie może przekraczać czterech przy zachowaniu powierzchni czterech metrów kwadratowych na osobę.
Pomiędzy turnusami obiekt powinien być poddany dodatkowemu sprzątaniu i dezynfekcji powierzchni dotykowych – poręczy, klamek, blatów czy włączników. Organizator wypoczynku zobowiązany jest do zapewnienia środków higieny osobistej, środków ochrony osobistej dla personelu oraz uczestników, jeśli nie zrobili tego rodzice.
Podczas jedzenia powinien być zachowany dystans pomiędzy uczestnikami. Jeżeli jest to możliwe, przy stoliku powinni siedzieć młodzi ludzie z tej samej grupy wychowawczej. Rekomendowane jest zmianowe wydawanie posiłków, a po każdej grupie należy dokładnie wyczyścić blaty stołów i poręcze krzeseł.
- Przede wszystkim jednak dziecko na wypoczynek nie może jechać chore - przypominał minister edukacji.
"Bierzemy pod uwagę ryzyko, ale ufamy"
Kto skusi się na takie wakacje? Rozmawialiśmy z rodzicami. - Córka jedzie ze sprawdzonym od lat organizatorem, w stałe miejsce - opowiada Katarzyna Gańko. - Organizator opracował regulamin dostosowany do nowej sytuacji. Bierzemy pod uwagę ryzyko, ale ufamy, że organizator zrobi wszystko, aby je zminimalizować - dodaje.
Ania Olszewska-Krysztofiak przyznaje, że niemal osiwiała przy podejmowaniu decyzji o wakacjach dzieci. - Już wcześniej zrezygnowałam z obozu, ale moje dzieci po trzech miesiącach niewychodzenia z domu nie chcą słyszeć o wakacjach w domu, więc zabukowałam na nowo - przyznaje. Klara będzie uczestniczką, a Aleksy pojedzie jako wsparcie opiekunów. - Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W razie czego kupiliśmy kajak i będziemy pływać po okolicznym jeziorze i rzeczce, żeby jakkolwiek odróżnić wakacje od reszty roku - mówi.
Agata Konopka wysyła córkę, która kończy siódmą klasę na dwa obozy - jeden sportowy z siatkówką, drugi językowy. Jej starszy syn, który jest studentem, zapisał się do letniej ligi koszykówki. -Siedzenie w domu, a dokładnie leżenie z telefonem przed nosem tyle czasu, wyrządziło dzieciakom dużo szkody. Młodzi muszą wyjść do rówieśników! Muszą się poruszać. Bezruch i brak kontaktu z rówieśnikami to dla nich gorsze niż wirus - uważa pani Agata.
"A co, jeśli jednak ktoś zachoruje?"
- Jadę jako opiekunka na obóz sportowy. Obaw mam całe mnóstwo: jak zapewnić bezpieczeństwo, jak dopilnować przestrzegania zasad? A co, jeśli jednak ktoś zachoruje? Jak zintegrować grupę? - zastanawia się Agnieszka Jeziorna ze Świdnicy. Na obóz piłkarski w Wąsoczu każdy przyjedzie swoim samochodem. Pani Agnieszka pracuje nad dokładnymi, czytelnymi procedurami dla uczestników. - Damy radę! - zapewnia.
Justyna Łomnicka organizuje od lat kameralne kolonie w Łazach. - Zwykle przyjeżdża około 50 dzieci, w tym roku jednak ze względu na obostrzenia kolonia będzie zorganizowana dla 30 dzieci - opowiada. - Jeśli chodzi o plan dnia, w zasadzie nie zmieni się, natomiast jeszcze większą uwagę będziemy zwracać na higienę i porządek w pokojach - podkreśla.
Wie, że musi stworzyć nowe regulaminy i procedury dla uczestników. Wśród uczestników będzie jednak sporo dzieci, które już dobrze zna. - Zajęcia zwykle odbywały się na podwórku, więc tutaj zmiany nie będzie. Nastawiamy się pozytywnie - zaznacza.
Rekrutacja zmienia plany
Zosi, ósmoklasistce z Warszawy, plany obozowe pokrzyżowała nie sama pandemia i reżim sanitarny, ale to, że w związku z przeniesieniem egzaminów końcowych zmienił się harmonogram rekrutacji. W czasie, gdy miała przebywać na obozie, odbędą się egzaminy językowe do liceum. Zosia chce się uczyć w klasie dwujęzycznej.
- Od kilku już lat córka jeździ na pierwszy turnus Letniej Szkoły Magii na zamku Czocha. Rezerwacje zaczynają się w październiku i natychmiast ich nie ma - opowiada Małgorzata Dudek, mama Zofii. - W tym roku musiałyśmy to odwołać i przepisać na sierpień na obóz do Międzylesia. Kadra będzie ta sama na szczęście, a i niektóre koleżanki Zośki są w tej samej sytuacji, że obóz im się pokrywał z egzaminami, więc pojadą razem - dodaje.
Nie pojadą pierwszy raz od 1981 roku
- Po raz pierwszy od 1981 roku, czyli od powstania naszej drużyny harcerskiej, nie robimy obozu letniego. Zawsze spędzaliśmy trzy tygodnie pod namiotami, obóz budowany był w całości przez nas. W tym roku nie jedziemy, bo reżim sanitarny uniemożliwia zabawę - przyznaje Agnieszka Maciejewska. Dotąd jeździła na obóz z Poznańską Drużyną Harcerzy im. generała Stanisława Maczka, którą prowadzi jej mąż Grzegorz. Na obozie przebywała niemal setka dzieci.
- Mamy 12 ton sprzętu. Wszystko stawiamy: kuchnie, łazienki, prysznice. Od lat kręcimy się w okolicach Międzychodu, wszyscy pracują wolontariacko - zaznacza pani Agnieszka. - Decyzję o odwołaniu akcji letniej podjęliśmy na początku maja. Nie chcieliśmy czekać do ostatniej chwili i, jak się okazuje, to była dobra decyzja - dodaje.
Swoich synów (dwóch trzynastolatków i ośmiolatka) na kolonie nie wyśle Anna Łotocka ze Szczecina. - Starsi jeździli kilka razy na obozy harcerskie do lasu nad morzem, w zeszłym roku byli na obozie polsko-niemieckim tuż za granicą niemiecką. Młodszy miał w tym roku pojechać pierwszy raz. Ale nawet nie szukałam niczego, ponieważ do tej pory najczęściej w marcu lub kwietniu rezerwowaliśmy miejsca. Trudno, przetrwamy jakoś, kisząc się dalej w piątkę w rodzinnym sosie - dodaje.
Syn "stracił gotowość", ceny poszły w górę
Edyta Basiak z Warszawy miała wysłać syna na jego pierwsze kolonie. Zamiast tego w tym tygodniu wysłała pismo, że z nich rezygnuje. - Przede wszystkim dlatego, że po kilku miesiącach w domu, tylko ze mną przez całą dobę, jak sam mówi, "stracił gotowość". Szanuję to - mówi pani Edyta. I dodaje: - Poza tym, ze względu na obostrzenia i konieczną redukcję liczby uczestników, cena wzrosła o 500 złotych, do 2200 złotych. Za tydzień!
Pani Edyta stawia na półkolonie w mieście. Wie, że sobie poradzą, ale sporo myśli o tym, że zdanie "wszyscy będziemy musieli z czegoś zrezygnować", które często słyszała w czasie pandemii, najsilniej odnosi się do tych najsłabszych. Również latem. - Przede wszystkim odczują to ci, którzy i tak nie mają wsparcia: osoby mniej samodzielne, samotni rodzice, opiekunowie osób niepełnosprawnych, osoby starsze. W pierwszych tygodniach zamknięcia widziałam potężną falę społecznego wsparcia. Może przemawia przeze mnie defetyzm, ale wydaje mi się, że już przeszła i znów każdy z nas jest pępkiem swojego świata - dodaje.
Źródło: tvn24.pl