Zaraz po urodzeniu włożony do worka na śmieci i pogrzebany niedaleko miejsca gdzie doszło do porodu. Dlaczego kobieta, która miała dwoje dzieci, mogła podjąć decyzję o pozbyciu się kolejnego? Co doprowadziło ją do takiego czynu? Dlaczego nikt jej nie powstrzymał? Materiał programu "Uwaga!" TVN.
- To był cios prosto w serce. Pierwsze pytanie nasunęło się jedno: dlaczego? Dlaczego nie przyznała się, że jest w ciąży? Dlaczego ukrywała to przed nami? - powiedziała o śmierci dziecka bliska znajoma rodziny ojca dziecka. - Nazwaliśmy go Adasiem. Z tego względu, żeby miał imię - dodała.
"Takie coś zrobić i normalnie chodzić"
20 letnia Anna R. urodziła dziecko w domu swoich rodziców. Przy porodzie była jej matka, babka dziecka, Teresa Sz. Ojciec kobiety twierdzi, że nie wiedział o tym, że jego córka jest w ciąży, a także nie zauważył, że urodziła na terenie jego posesji.
- Nawet nie wiedziałem, jaka płeć była, dopiero prokuratura mi powiedziała. Nie wiem, jak to się stało, kiedy one to zrobiły. Ja sobie nie mogę wyobrazić do tej pory - stwierdził w rozmowie z reporterką "Uwagi!" TVN. Jak przypuszcza, poród odbył się w zabudowaniach gospodarczych.
- Prawdopodobnie gdzieś na górze, po drabinie - wskazał jedno z pomieszczeń. Według niego córka i żona zachowywały się po porodzie normalnie. - Nie rozumiem takiego czegoś, takie coś zrobić i normalnie chodzić - powiedział mężczyzna.
O tym, że jest w ciąży, plotki krążyły po okolicy od dawna. Dlatego gdy kobieta wróciła od matki bez widocznego brzucha, zaniepokoił się dzielnicowy, który interesował się rodziną.
- Zapytałem, co się stało z dzieckiem, bo widziałem, że była w zaawansowanej ciąży. Pani stwierdziła, że nie była w ciąży, że to były jakieś błędne informacje - relacjonował Gabriel Jagodziński i dodał, że zaraz potem na osobności rozmawiał też z mężem kobiety, który także zaprzeczył, jakoby para wcześniej spodziewała się dziecka.
- Nie przekonało mnie to, dlatego niezwłocznie udałem się do komendy, powiadomiłem o tym przełożonych - powiedział. Wszczęte od razu śledztwo szybko ujawniło prawdę.
- Anna R. po urodzeniu noworodka włożyła tego chłopczyka do worka na śmieci, przekazała matce i następnie ta zakopała to dziecko na terenie posesji w takim dole po latrynie - przybliżała ustalenia śledczych Lidia Tkaczyszyn, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Według prokuratury noworodek nie miał wad rozwojowych. - Chłopczyk urodził się rozwinięty, dojrzały, przemawiają za tym zarówno narządy wewnętrzne i ich obraz, jak i zewnętrzny wygląd dziecka: włoski, paznokcie - powiedziała.
Chciała, by się rozwiedli
Pierwsze dziecko Anna R. urodziła, gdy miała 17 lat. Ojcem był starszy o 10 lat Jerzy R. z oddalonego o 20 kilometrów Chociemyśla. Matka dziewczyny nie chciała, by jej córka wiązała się z ojcem dziecka, postanowiła nawet, że zostanie rodziną zastępczą dla wnuczki. Jednak wbrew jej woli młodzi pobrali się.
- Wyzywała, obrażała na środku podwórka Jurka od dzieciorobów, od najgorszych - relacjonowała znajoma rodziny. - Wielokrotnie ją matka namawiała, żeby wzięła z Jurkiem rozwód, podała go o alimenty, że co z niego ma, że on nic niewart - stwierdziła i dodała, że mężczyzna miał też zakaz wstępu do rodzinnego domu dziewczyny. - Po prostu, jak Ania to stwierdziła: "moja matka cię nienawidzi, nie chce cię znać" - wspominała znajoma rodziny.
Dom męża Anny, w którym mieszkali młodzi z dzieckiem, tak naprawdę nie nadawał się do zamieszkania. Sytuacja jeszcze się pogorszyła, kiedy okazało się, że Anna spodziewa się drugiego dziecka. To wtedy służby socjalne i dzielnicowy zaczęły monitorować rodzinę.
- Ta rodzina była pod moim nadzorem od marca zeszłego roku, jak zaczęły się problemy - stwierdził Gabriel Jagodziński. - Przede wszystkim alkohol i brak warunków do tego, aby te dzieci mogły tam spokojnie sobie żyć. To był stary dom, zdewastowany, wymagał kompleksowego remontu, tam nie było podłóg, nie było kanalizacji, bieżącej wody, ściany były surowe. Nie wyobrażałem sobie, jak tam małe dziecko mogłoby spędzać swoje dzieciństwo - wyliczał dzielnicowy.
Druga córeczka urodziła się bardzo chora. W tej sytuacji najpilniejsze stało się wyremontowanie domu. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej wielokrotnie wysyłał pracowników, którzy starali się przekonać ojca dzieci do przyjęcia pomocy, ten jednak miał odmawiać.
- Wyganiał pracownika socjalnego, używał wulgaryzmów - powiedziała Dorota Młodecka, dyrektorka GOPS w Kotli.
W tych okolicznościach sąd zadecydował o odebraniu dzieci rodzicom.
Trzecia ciąża
Starania, by stać się rodziną zastępczą dla wnuków, podjęli dziadkowie dzieci i wszystko było na dobrej drodze, by dziewczynki u nich zamieszkały. Wtedy okazało się, że Anna jest w trzeciej ciąży. Brat babki zabitego dziecka nie może zrozumieć, dlaczego jego siostra miałaby pomagać w zbrodni.
- Ja myślę, że coś im odbiło, że coś pomieszało jej się w głowie - stwierdził Kazimierz Pieczarka, brat Teresy Sz. - Ona kochała dzieci, wolne brała, gdy tylko wnuczka zachorowała - dodaje. Według niego po odebraniu dzieci siostra jeździła co tydzień w odwiedziny. Potwierdza też, że zależało jej na tym, by wziąć dzieci do siebie.
Anna przez pierwsze 6 miesięcy ciąży mieszkała z mężem. Tam początkowo nie ukrywała, że spodziewa się dziecka.
O ciąży wiedzieć mieli bliscy kobiety, którzy mieszkają niedaleko, a także ludzie w sklepie, gdzie miała się żalić. - Że jej mama bardzo była zła, że zaszła z trzecim w ciążę. Że wyzywała ją, że Jurek nie pracuje, że nie dadzą sobie rady, że tu dwoje nagle dzieci zostało zabrane, teraz znów ciąża. Że w życiu nie odzyska tamtych dzieci - relacjonuje znajoma rodziny.
Jednak po pewnym w czasie Anna przestała chwalić się ciążą. Na ostanie trzy miesiące zamieszkała u matki. - Ona tę ciążę, i mama, ukrywały - mówił jeden z sąsiadów. - Szła tu któregoś dnia ta mama Anki, a ja mówię: "Tereska, ty będziesz umocnioną babcią". "A sąsiad dlaczego, a sąsiad dlaczego?". Ja mówię: "No bo ja podejrzewam, że Anka jest w ciąży". "A skąd, gdzie, Anka nie w ciąży" - relacjonował rozmowę z Teresą Sz.
- Mówi: "Przecież to nieprawda, bo Ania ma z wątrobą. Bo wątroba wszystko wypycha, wysadza" - dodała sąsiadka.
- Wszyscy wiedzieli na wiosce, że chodziła z brzuchem - skomentował kolejny mężczyzna.
Dowiedzieli się za późno
Dziwne zachowanie kobiety powinno było zaalarmować pracowników społecznych, którzy opiekowali się małżeństwem. Jednak ci nie byli zbyt dociekliwi. - Pani przytyła, mieliśmy takie podejrzenia, że jest w ciąży. Zaprzeczała cały czas - powiedziała Dorota Młodecka. - To była decyzja pani, że zaprzeczała - stwierdziła i dodała, że gdy kobieta wyprowadziła się z ich terenu, pracownik socjalny nadal odwiedzał dom. - Mąż podejrzewał, że pani jest w ciąży, w 19 tygodniu - zaznaczyła.
Gminny Ośrodek w Gaworzycach został poinformowany o sytuacji w rodzinie i o tym, że Anna R. przebywa u matki na jego terenie. Dlaczego więc nic nie zrobił?
Krystyna Janiec, kierowniczka tamtejszego GOPS-u potwierdziła, że taka wiadomość nadeszła do ich urzędu, ale stało się to dopiero 24 września, czyli po zdarzeniu. Zaprzeczyła, jakoby jakikolwiek sygnał w tej sprawie pojawił się wcześniej.
Ten brak przepływu informacji wystarczył, by matka ukrywająca ciążę uniknęła jakichkolwiek pytań.
"To był dla nas szok"
Dwa tygodnie po urodzeniu dziecka Anna R. wróciła do męża.
- Kiedy zobaczyliśmy Anię bez brzucha, jeszcze myśleliśmy, że je oddała... Komuś, pod drzwiami w kościele, bo jest blisko kościół, mogła oddać sąsiadce, przerzucić do sąsiada, pod sklep podłożyć. To był dla nas szok - wyliczała znajoma rodziny. Dodała, że wszyscy mają teraz do siebie żal. - Mogliśmy bardziej Anię przycisnąć, żeby się przyznała, że jest w ciąży. Byłoby inaczej - wyznała.
Prawdopodobnie proces wyjaśni wszystkie okoliczności sprawy. Najważniejsze z perspektywy śledczych jest ustalenie czy chłopczyk urodził się żywy i ewentualne ustalenie, kto pozbawił go życia. Za zabójstwo z premedytacją grozi wyrok dożywotniego więzienia.
Autor: tmw/adso / Źródło: UWAGA! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN