Antoni Macierewicz dekadę temu stracił certyfikaty bezpieczeństwa, gwarantujące mu dostęp do krajowych i NATO-wskich tajemnic. Sprawa wróciła po głośnej wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy o "ubeckich metodach" stosowanych przez ministra obrony wobec generała Kraszewskiego. Sprawdziliśmy, jak to się stało, że obecny szef MON stał się wtedy osobą niegodną zaufania.
Od kilku miesięcy trwa ostry spór prezydenta Andrzeja Dudy z ministrem Antonim Macierewiczem. Resort obrony zawiesił dostęp do informacji niejawnych dla generała Jarosława Kraszewskiego, co wyeliminowało z pracy głównego doradcę prezydenta w sprawach wojska. Ze strony obozu prezydenckiego nie było nominacji generalskich.
11 listopada podczas obchodów Święta Niepodległości prezydent Duda został zapytany przez jednego mieszkańców Warszawy, czy istnieje możliwość wygaszenia konfliktu.
- Musi sobie [Antoni Macierewicz - red.] parę rzeczy przemyśleć. Jak będzie wobec uczciwych oficerów stosował takie ubeckie metody, jak Platforma wobec niego, to będzie kiepsko - stwierdził prezydent. Jego odpowiedź zarejestrowały kamery.
Prezydent porównał działania wobec generała Kraszewskiego do tego, co niemal przed dekadą spotkało Antoniego Macierewicza.
Przerwany lot
Kłopoty Antoniego Macierewicza z dostępem do tajemnic zaczęły się po przegranych przez PiS wyborach w 2007 roku. Choć on sam zdobył w nich mandat poselski, został odwołany z funkcji Szefa Kontrwywiadu Wojskowego, którą pełnił od 4 października 2006 roku.
- Dokumenty o odwołaniu wręczono mu na lotnisku, gdy szykował się do wylotu do Afganistanu - wspomina jeden z urzędników, który pracował dla świeżo powołanego wtedy rządu Donalda Tuska.
W samej Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, której centrala znajduje się przy warszawskiej ulicy Oczki, w listopadzie 2007 roku pojawiła się nowa ekipa pod dowództwem pułkownika Grzegorza Reszki.
Cztery certyfikaty
Wkrótce potem ruszyło "kontrolne postępowanie sprawdzające" wobec Antoniego Macierewicza. Weryfikowano, czy były szef i twórca tej służby daje gwarancję zachowania tajemnic. O problemach z dostępem posła PiS do tajemnic opinia publiczna dowiedziała się w październiku 2008 roku.
- Kancelarii Sejmu została przekazana decyzja Służby Kontrwywiadu Wojskowego o cofnięciu Antoniemu Macierewiczowi poświadczeń bezpieczeństwa - mówił wtedy dziennikarzom Krzysztof Luft, ówczesny dyrektor biura prasowego Sejmu.
Precyzując: chodziło o odebranie mu czterech certyfikatów, jakie posiadał od 2004 roku. To dzięki nim Macierewicz miał dostęp do krajowych dokumentów o klauzulach "ściśle tajne" oraz tajemnic NATO, Unii Europejskiej oraz Unii Zachodnioeuropejskiej, czyli istniejącej w latach 1954-2011 międzynarodowej organizacji wojskowej.
Baza tajnych danych
Dziennikarze tvn24.pl dotarli do źródłowego dokumentu, który opisuje, jakie dokładnie zarzuty sformułował wojskowy kontrwywiad wobec swojego byłego szefa. Pismo, które posiadamy, podpisał ówczesny minister w kancelarii premiera koordynujący działalność służb specjalnych Jacek Cichocki.
"[Antoni Macierewicz - red.] Godził się na funkcjonowanie w Biurze Ewidencji i Archiwum Służb Kontrwywiadu Wojskowego systemu teleinformatycznego o nazwie EO Baza służącego do przetwarzania informacji niejawnych stanowiących tajemnicę państwową o klauzuli ściśle tajne, mimo że nie spełniał ustawowych warunków w zakresie bezpieczeństwa teleinformatycznego" - twierdził wojskowy kontrwywiad.
Jak wiadomo z publicznych wypowiedzi byłych szefów SKW, do EO Bazy trafiały najważniejsze tajemnice polskiej obronności, informacje dotyczące działalności obcych wywiadów na terenie kraju, a także dane agentów i informatorów wraz ze szczegółami dotyczącymi ich działalności.
"Ponadto Antoni Macierewicz wydawał podległym sobie funkcjonariuszom, żołnierzom i pracownikom cywilnym polecenia kompilacji niejawnych danych, a także sprawdzeń w Ewidencji Operacyjnej z naruszeniem przepisów o ochronie informacji niejawnych. (...) W toku postępowania kontrolnego udokumentowano, że zapoznawał się z dokumentami zawierającymi informacje niejawne stanowiące tajemnicę państwową bez odnotowywania tego faktu w kartach zapoznania z dokumentem" - zarzucali Macierewiczowi funkcjonariusze Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Zgodnie z ustawą o ochronie informacji niejawnych każda osoba, która przeczytała dokument zawierający tajemnicę państwową, powinna zostawić swój podpis w specjalnej kartotece. To zabezpieczenie stosowane niemal na całym świecie, by w przypadku "przecieku" móc zawęzić krąg podejrzanych.
Równolegle sprawę EO Bazy badał prokuratorski pion przestępczości zorganizowanej i korupcji. Śledczy doszli do wniosku, że jej zawartość skopiowano na nośniki CD - jednak kopii nigdy nie odnaleziono.
Odwołanie do Tuska
Decyzję o odebraniu certyfikatów Antoni Macierewicz zaskarżył 30 października 2008 roku. Według ustawy o ochronie informacji niejawnych pierwszą instancją był premier Donald Tusk. W praktyce odwołanie rozpatrywał minister Cichocki.
Z posiadanego przez nas dokumentu wynika, że Macierewicz w kilkunastu punktach podważał decyzję Służby Kontrwywiadu.
"Postępowanie nie było prowadzone w kryterium legalizmu i obiektywizmu a w oparciu o partykularne cele polityczne" - brzmiał jego podstawowy zarzut.
Inne dotyczyły formalnych aspektów sprawy. Antoni Macierewicz miał nie zostać poinformowany o prawdziwych powodach wszczęcia postępowania, nie mógł się zapoznać z dowodami, a prowadzący postępowanie oficer był nieobiektywny, gdyż był żołnierzem zlikwidowanych przez niego Wojskowych Służb Informacyjnych.
Minister Cichocki nie uwzględnił odwołania. Podpisał się jeszcze pod koniec 2008 roku pod decyzją o odebraniu certyfikatów Macierewiczowi. Koordynator uznał, że SKW zasadnie i obiektywnie przeprowadziła postępowanie. Oddalił również zarzut o brak obiektywizmu prowadzącego postępowanie żołnierza, który faktycznie pochodził ze zlikwidowanych przez Macierewicza WSI.
"Przeprowadzający kontrolne postępowanie sprawdzające był pozytywnie zweryfikowany przez Komisję Weryfikacyjną i powołany do służby w SKW przez pana Antoniego Macierewicza" - podkreślał minister Cichocki.
Sąd: decyzje nieważne
Dopiero po tej decyzji ministra koordynującego działalność specsłużb dla Macierewicza otworzyła się możliwość zaskarżenia do sądów. Obecny szef MON odniósł sukces, wygrywając przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym. Szczegóły wyroku - jak we wszystkich innych sprawach związanych z poświadczeniami bezpieczeństwa - nie są oficjalnie dostępne opinii publicznej.
- Sąd uznał, że Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie była właściwa do prowadzenia postępowania kontrolnego. Według sądu powinna je przeprowadzić Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego - mówi nam jeden z urzędników, który pracował wtedy w kancelarii premiera Donalda Tuska.
Według naszych nieoficjalnych informacji, po tej decyzji sądu ABW wszczęła postępowanie kontrolne. Szybko jednak zostało zakończone. Dlatego, że data ważności certyfikatów Antoniego Macierewicza i tak wygasła.
- To oznaczało, że postępowanie stało się bezcelowe i na mocy prawa musiało zostać zakończone - wyjaśnia nam były urzędnik kancelarii premiera zajmujący się sprawami "certyfikatów".
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) //now / Źródło: tvn24.pl