Kolega żeglarza zaalarmował, że 55-letni mężczyzna wypadł z jachtu do Jeziora Rajgrodzkiego (województwo podlaskie). Strażacy bezskutecznie szukali go w sobotę aż do zmroku. W niedzielę rano poszukiwania zostały wznowione. Eksperci apelują o rozważne zachowania na zbiornikach wodnych, a do wodniaków - o korzystanie z kapoków.
Mieszkaniec Białegostoku wpadł do wody około godziny 13.30 w sobotę. Służby o zdarzeniu powiadomił żeglarz, kolega 55-latka, który był z nim na łodzi. Jacht, którym płynęli mężczyźni, nie zatonął.
Jak przekazywał w sobotę dyżurny białostockiej straży pożarnej, żeglarza tego dnia poszukiwały dwie grupy płetwonurków - jedna z Grajewa, druga z Augustowa - wyposażone w sonar. W poszukiwania zaangażowano również WOPR. Akcja trwała do zmroku.
Wznowili poszukiwania, potem częściowo wstrzymali
W niedzielę rano poszukiwania zostały wznowione. Około godziny 13 policja poinformowała o zakończeniu poszukiwań na brzegu jeziora, nikogo nie znaleziono. Jak dowiedział się portal tvn24.pl, działania w wodzie wciąż prowadzą strażacy.
– O 10.15 został zwodowany sprzęt z grupy wodno-nurkowej w Augustowie. Poszukiwania będą kontynuowane przy pomocy sonaru i robota, który będzie oznaczał miejsca, które mogą budzić pewne wątpliwości. W te miejsca będą dopiero schodzić nurkowie - tłumaczy Piotr Chojnowski, rzecznik prasowy Podlaskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP
Jak podaje Chojnowski, rano na miejscu stawiły się cztery zastępy strażaków, w sumie 13 osób. – W tym dwie grupy wodno-nurkowe. Jedna jest z Augustowa z robotem, a druga to grupa wodno-nurkowa Biebrza – wyjaśnia rzecznik.
Plecak na brzegu
Weekend upływa pod znakiem poszukiwań osób, które wpadły do zbiorników wodnych. Z akwenu w Pokrówce w pow. chełmskim (lubelskie) strażacy wydobyli w sobotę wieczorem ciało mężczyzny.
- Po godzinie 21 kobieta zwróciła uwagę na pozostawiony przy brzegu ogólnodostępnego zbiornika wodnego plecak. Skierowani na miejsce strażacy wyłowili z wody mężczyznę, który nie dawał oznak życia. Załoga karetki pogotowia stwierdziła jego zgon – poinformowała kom. Ewa Czyż z Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.
Jak dodała, trwa ustalanie tożsamości mężczyzny. Policjanci pod nadzorem prokuratora wyjaśniają szczegółowe okoliczności jego utonięcia.
W ostatnich dniach na terenie Lubelszczyzny utonęło jeszcze dwóch mężczyzn. W piątek wieczorem wyłowiono z jeziora Łukcze ciało 55-letniego wędkarza. Natomiast w sobotę popołudniu znaleziono zwłoki 33-latka, który zaginął w czwartek podczas łowienia ryb nad rzeką Wieprz w okolicy miejscowości Ciechanki Krzesimowskie
"Bardzo trudna operacja"
W sobotę po godzinach poszukiwań odnalezione zostało ciało ośmioletniej dziewczynki, która razem z sześcioma innymi osobami płynęła łódką po Jeziorze Tałty (woj. warmińsko-mazurskie). Łódka przewróciła się i zatonęła.
Wieczorem nurkowie znaleźli za pomocą sonaru zatopioną łódź na głębokości 30 metrów. St. kpt. Jakub Tutka ze straży pożarnej w Mrągowie przekazał TVN24, że ciało dziecka znajdowało się w kabinie.
- To była bardzo trudna operacja z tego względu, że była duża głębokość. Widoczność na tej głębokości jest bardzo słaba - mówił młodszy brygadier Tomasz Syguła z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej. Poinformował, że ciało dziewczynki zostało przekazane policji.
Jak relacjonował reporter TVN24 Adrian Zaborowski, wrak motorówki ma być wyciągnięty w ciągu kilku dni.
Ratownicy apelują do wodniaków: zakładajcie kamizelki
Ratownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zaapelowali w niedzielę do wszystkich żeglarzy i motorowodniaków o zakładanie kamizelek ratunkowych. Przyznali, że żadna z wyciągniętych z wody osób, które uczestniczyły w tragicznym wypadku na Tałtach, nie miała na sobie kamizelek.
"Przed wypłynięciem na wodę zawsze sprawdzajcie stan techniczny jednostki i zakładajcie kamizelki ratunkowe, bo mogą uratować Wam życie" - zaapelowali w niedzielę do wypoczywających na łodziach żaglowych i motorowych ratownicy MOPR.
Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: PSP Grajewo