- Jeśli nie będzie efektywnej kontroli zewnętrznej granicy UE, to wiele krajów będzie postulowało, by zamknąć strefę Schengen, a duża grupa społeczeństw zachodnich będzie miała uzasadnione poczucie braku bezpieczeństwa. To zniszczy projekt europejski - mówił w "Faktach po Faktach" Konrad Szymański. Minister ds. europejskich skrytykował też mechanizm podziału uchodźców pomiędzy poszczególne kraje UE.
Poprzedni polski rząd zobowiązał się do przyjęcia ok. 7 tys. uchodźców w ciągu dwóch lat. Zgodnie z ustaleniami poprzedniej ekipy pierwsze grupy głównie syryjskich uchodźców - relokowanych z Włoch i Grecji oraz przesiedlanych z Libanu - miałyby trafić do naszego kraju w 2016 roku.
Konrad Szymański, wiceszef MSZ i pełnomocnik prezesa Rady Ministrów ds. Rady Europejskiej, podkreślał w "Faktach po Faktach", że trudno jest powiedzieć, kiedy do Polski trafią pierwsze relokowane osoby.
- To decyzja, którą krytykowaliśmy i życie pokazało, że nie jest ona sensowna, bo nikt w UE nie jest w stanie się z niej wywiązać - zauważył, wskazując, że do tej pory udało się relokować bardzo niewiele osób.
Prowadzone przez wiele tygodni w Brukseli dyskusje na temat systemu rozdziału uchodźców ocenił jako stratę czasu. - Mechanizm relokacji w UE jest systemem toksycznym, wprowadzającym bardzo duże napięcia wewnętrzne. Zapłaciliśmy bardzo dużą cenę polityczną, a ten mechanizm wcale nie rozwiązuje problemu migracji, nawet gdyby udało się relokować wszystkie 160 tys. osób. To jest ślepa uliczka - ocenił.
- To, że decyzja poprzedniego rządu stała się prawem, nie oznacza, że będzie łatwo je wykonać. Polska nie wypuściła z rąk wszystkich instrumentów polityki migracyjnej i azylowej. Cały czas możemy sami decydować, kogo w Polsce chcemy, mamy swoje kryteria, prowadzimy politykę uchodźczą nie od dziś, mamy prawo do swoich preferencji - zaznaczył.
Odpierając zarzuty, że niechęć Polski do przyjmowania uchodźców może być odbierana przez inne państwa jako brak solidarności, Szymański podkreślił, że Warszawa wcale "nie jest odwrócona bokiem" do problemu masowego napływu migrantów. Jak wskazał, aktywnie bierze udział w tworzeniu unijnej polityki dotyczącej ochrony zewnętrznych granic UE, jest gotowa wspierać finansowo projekty mające na celu pomoc uchodźcom w obozach poza państwami członkowskimi.
Zagrożenia dla projektu europejskiego
Minister zaznaczył, że Warszawa nie zamierza uchylać się od obowiązku przyjmowania uchodźców, jednak osoby, które miałyby być relokowane do Polski "muszą spełniać kryteria polskiej polityki migracyjnej".
Szymański wskazywał, że najważniejszym problemem, z którym musi poradzić sobie UE, jest skuteczna ochrona zewnętrznej unijnej granicy.
- Jeśli nie będzie efektywnej kontroli zewnętrznej granicy UE, to wiele krajów będzie postulowało, by zamknąć strefę Schengen, a duża grupa społeczeństw zachodnich będzie miała uzasadnione poczucie braku bezpieczeństwa. To zniszczy projekt europejski - zauważył.
Pytany o przyszłość o strefy Schengen, Szymański ocenił, że zapewne uda się ją utrzymać. - Pozostaje jednak pytanie o jej kondycję. Dzisiaj te kraje, które stawiają znak zapytania nad Schengen, mają bardzo wiele racji. Jeśli mamy statystyki, że do Europy przybyło od 700 tys. do 1,2 mln osób, a tylko 20 proc. z nich - w najlepszym wypadku - zostało zarejestrowanych, to rodzi pytanie, czy ta strefa ma sens - mówił.
Jak ocenił, czasowe przywracanie kontroli granicznych przez niektóre państwa "to nie koniec świata".
- Jest to jednak zły sygnał, że nad czymś przestaliśmy panować. Właśnie dlatego ochrona granicy zewnętrznej również dla Polski jest kluczowym elementem. Bez tego, jeśli społeczeństwa europejskie uznają, że system kontroli granicy zewnętrznej nie działa, strefa Schengen będzie nie do utrzymania - stwierdził.
Więcej cierpliwości
Minister wyraził nadzieję, że za rok kryzys związany z masowym napływem migrantów i napięciami, które się w związku z tym wytworzyły w Europie będzie jedynie wspomnieniem. - Ostatnie decyzje wyraźnie przesuwają środek ciężkości w rozwiązywaniu kryzysu migracyjnego poza granice UE - zauważył.
- To był postulat, który od początku podnosiliśmy, ponieważ Unia nawet gdyby chciała, nie jest w stanie poradzić sobie z tak dużą falą migracji. Musimy więc przenieść środek ciężkości poza granice - tłumaczył.
Szymański przekonywał, że nie warto patrzeć pesymistycznie na przyszłość UE.
- Mamy całą listę problemów w UE, które dzielą państwa członkowskie. Są napięcia między Północą a Południem, jeszcze od czasu kryzysu, które nie zostały zasypane. Mamy napięcie związane z tym, jak radzić sobie z falą migracyjną. To nie jest zakończone, bo nie mamy wpływu takiego jak byśmy chcieli na to, co się dzieje poza granicami UE. Nie oznacza to jednak, że mamy mówić o początku końca (UE-red.). To są sprawy, które można rozwiązać, tylko pewnie wymagają one więcej cierpliwości, więcej słuchania się - mówił.
Autor: kg/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24