Smród nie do wytrzymania, panoszące się w domach robaki i szczury biegające pod oknami. W takich warunkach żyją mieszkańcy Morlin pod Ostródą, którzy w sąsiedztwie mają nielegalne wysypisko śmieci. Za tykająca bombę ekologiczną odpowiedzialni są po części urzędnicy, którzy właśnie pochwalili się przystąpieniem do akcji "Sprzątanie Świata", a nie potrafią zrobić porządku na własnym podwórku.
Karaluchy, prusaki, szczury i potworny fetor to codzienność mieszkańców Morlin pod Ostródą. Wszystko przez górę śmieci, które leżą w bezpośrednim sąsiedztwie domów. W sumie gnijących odpadów jest 20 tys. ton.
- To jest tragedia, co tutaj się dzieje. Dzieci się tego boją, nie mogą się bawić na placu zabaw - przyznaje sołtys Morlin, Henryk Krużewski.
Nie da się żyć
W miejscu wysypiska do ubiegłego roku działała sortownia śmieci. Jednak dziewięć miesięcy temu sortowanie wstrzymano, a właściciel interesu - prywatne przedsiębiorstwo usług komunalnych - wycofał się.
Sanepid nie ma wątpliwości - gnijące śmieci i robactwo mogą być niebezpieczne. Problem dostrzegają też władze samorządowe. Działań jednak brak. Problemem są pieniądze, bo koszt oczyszczenia terenu to od 4 do 5 mln zł.
- Robię to, co mogę, dziś zwołałem zespół zarządzania kryzysowego. Myślę, że ta ścieżka pozwoli rozwiązać ten problem - tłumaczy wójt gminy Ostróda Bogdan Bartnicki.
Do roboty
Starostwo też dostrzega problem i obiecuje działania. Tłumaczy jednak, że teren wysypiska jest prywatny i urzędnicy nie mogą tak po prostu na niego wejść. - Wszelkie wtargnięcie tam może spowodować zaskarżenie nas przez właściciela do sądu - przekonuje rzecznik starosty ostródzkiego Wojciech Gudaczewski.
Wójt gminy zadeklarował jednak, że szkodliwa góra śmieci zniknie w ciągu kilku tygodni.
Autor: mn/tr / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV