To miał być rutynowy zabieg, ale skończyło się zarażeniem gronkowcem i problemami, z którymi pani Andżelika będzie się borykać do końca życia. - Czuję, że ktoś mi ukradł życie - mówi kobieta, ocierając łzy. Materiał programu "Blisko ludzi" TVN24.
Problemy pani Andżeliki zaczęły się, kiedy trafiła do szpitala w Jaworznie na zabieg wycięcia guzka z tarczycy. Pobyt w szpitalu zamienił się - jak opowiada - w koszmar. - Ten lekarz zrobił ze mnie po prostu wrak. Ja mam 29 lat a czuję się w środku jak starsza kobieta - mówi.
Po operacji czuła się coraz gorzej. Podczas prywatnego badania okazało się, że lekarze ze szpitala w Jaworznie mogli wyciąć kobiecie nie tylko tarczycę, ale i wszystkie leżące wokół przytarczyce - ważne dla funkcjonowania organizmu gruczoły. - Pytam: panie doktorze, dlaczego ona ma złe wyniki i bardzo źle się czuje? On powiedział, że przytarczyce nie chcą podjąć działania. Wtedy rzuciłam mu na biurko USG i powiedziałam: nie ma tych przytarczyc - tak Janina Augustyn, matka pacjentki, relacjonuje spotkanie z jednym z lekarzy, którzy operowali Andżelikę.
"Cały czas kłamał"
Brak przytarczyc potwierdziły dwa badania: ultrasonograficzne oraz na obecność parathormonu w przytarczycach. Pacjentka wykonała je na własną rękę. Śladu informacji na temat usunięcia przytarczyc nie było w protokole pooperacyjnym. Pani Andżelika wychodząc ze szpitala nie miała świadomości, jak poważny jest jej stan zdrowia - Pan doktor cały czas zatajał przed nami, że tych przytarczyc nie ma. Cały czas kłamał. Do samego końca - mówi. Gdyby nie badania, które kobieta wykonała prywatnie, nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle dowiedziałaby się o wycięciu przytarczyc. Jeden z operujących kobietę lekarzy ostatecznie przyznał, że gruczoły zostały usunięte.
Zrujnowane życie
Rodzina pani Andżeliki jest przekonana, że gdyby lekarze trzymali się obowiązujących procedur, do wycięcia gruczołów by nie doszło. Ma to potwierdzać rozmowa, jaką ojciec pani Andżeliki przeprowadził ze specjalistą z innej placówki. - Profesor w klinice w Katowicach powiedział, że przy takich operacjach barwi się przytarczyce innym kolorem, żeby przypadkowo ich nie wyciąć. Oni widocznie tego nie zrobili i skalpel poleciał po prostu za daleko - przypuszcza pan Zdzisław. Pani Andżelika samotnie wychowuje dwójkę dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Po operacji - jak mówi - jej świat się zawalił. Z powodu pogarszającego się stanu zdrowia i ciągłych wizyt w szpitalu musiała zrezygnować z pracy. Zaczęły jej wypadać zęby, pojawiła się niewydolność nerek i problemy z sercem.
Po reportażu o przypadku pani Andżeliki w studio TVN24 odbyła się dyskusja, w której wzięli udział dr Grzegorz Luboiński (specjalista chirurgii onkologicznej), Krystyna Barbara Kozłowska (rzecznik praw pacjenta), Adam Sandauer (stowarzyszenie pacjentów Primum Non Nocere) i adwokat Piotr Kaszewiak:
Autor: dln//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24