Gdy politycy spontanicznie zasiadają do posiłku z tzw. zwykłymi ludźmi - niechybnie wybory za pasem. Tym razem padło na Donalda Tuska, który zjadł kolację razem z gośćmi gospodarstwa agroturystycznego w Strzebowiskach w Bieszczadach. Piwa też nie odmówił.
Donald Tusk przyjechał do Szczawnicy, by promować uniwersytety trzeciego wieku. Tym razem premier nie tylko walczył na południu o elektorat 50+, ale i spróbował miejscowych specjałów. Na straganie skubnął oscypka z dżemem, potem zwiedził Pijalnię Wód Mineralnych, z której słynie Szczawnica i przespacerował się promenadą uzdrowiska oraz nad potokiem Grajcarek.
Na kolację trafił do gospodarstwa agroturystycznego w Strzebowiskach. W menu były na pewno ziemniaki z okrasą oraz zimne piwo, którego premier spróbował i pochwalił.
Kampania? Jaka kampania?
Rzecznik rządu Paweł Graś zdecydowanie jednak zaprzeczył, jakoby wizyta premiera w Szczawnicy była początkiem kampanii wyborczej. - Premier jest wśród ludzi i z ludźmi przez całą kadencję. Odwiedza różne miejsca w Polsce, nie tylko teraz, nie tylko dzisiaj. Teraz już cokolwiek się wydarzy, jestem przekonany o tym, że wszyscy będą to nazywać kampanią, każde normalne, rutynowe, codzienne działanie będzie właśnie w ten sposób określane - argumentował.
Politycy z ludem
Wcześniej premier jadł już m.in. z górnikami. Jego główny rywal Jarosław Kaczyński - stołował się z zespołami ludowymi oraz u rodziny. Politycy PSL masowo się zapewne, jak co roku, wybiorą na dożynki, za to Grzegorz Napieralski sam woli rozdawać - w ramach lewicowej idei redystrybucji dóbr? - pokarmy. Najchętniej jabłka.
kaw//mat
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP