- Mamy do rozegrania dość skomplikowaną grę i czasami argumentem w tej grze jest to, że wszystkie możliwości gdzieś na stole pozostają - skomentował pogłoski o swoich szansach na objęcie stanowiska szefa Rady Europejskiej Donald Tusk. Premier jasno powiedział jednak, że priorytetem dla niego są sprawy polskie i urząd, który sprawuje. Potwierdził także wcześniejsze doniesienia o tym, że Radosław Sikorski jest polskim kandydatem na stanowisko szefa unijnej dyplomacji.
Przywódcom państw unijnych, którzy w środę obradowali w Brukseli, nie udało się osiągnąć porozumienia w sprawie obsadzenia kluczowych stanowisk w UE. Kolejną próbę mają podjąć 30 sierpnia. Wiele spekuluje się na temat szans Polaków - wśród kandydatów na stanowisko szefa unijnej dyplomacji padało nazwisko Radosława Sikorskiego. Co jakiś czas powracają również pogłoski o tym, że Donald Tusk mógłby zostać przewodniczącym Rady Europejskiej. Sam premier za każdym razem jednak odrzucał takie sugestie, tłumacząc, że woli skupić się na sprawach krajowych.
Donald Tusk podsumował szczyt na czwartkowej konferencji prasowej. Podkreślił, że nie traktuje jako niepowodzenia faktu, iż nie udało się wyłonić nowego szefa dyplomacji i przewodniczącego Rady Europejskiej.
- Byłem wśród tych, którzy uważali, że tych kilka tygodni jest niezbędnych - powiedział. Dodał, że dodatkowy czas może okazać się kluczowy dla tego, aby w nowym rozdaniu uwzględnione zostały kwestie geograficzne i "interesy charakterystyczne dla naszego regionu".
Tusk zdradził, że "to, co przygotowano w kuluarowych rozmowach w ostatnich dniach, nie odpowiadało potrzebie regionalnego balansu". - Mówiąc wprost: byłby to krok do tyłu w porównaniu do poprzedniej kadencji - wyjaśnił. Dodał, że taka argumentacja była dla innych przywódców "zrozumiała" i wyraził przekonanie, że 30 sierpnia "raczej już na pewno" uda się wyłonić szefa unijnej dyplomacji i przewodniczącego Rady Europejskiej.
Walka o stanowiska dla naszego regionu
Tusk powiedział, że w czasie środowego szczytu nie padło oficjalnie żadne nazwisko kandydatów na nowego szefa Rady.
- Nie mówię o kuluarowych i medialnych doniesieniach, bo w tym pojawia się cała grupa, zwłaszcza aktualnych premierów, także moje nazwisko się pojawia w tych spekulacjach. Chcę powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Z mojego punktu widzenia najważniejsza jest ta część operacji, której poświęcimy się teraz: zgłaszanie kandydatów na szefów poszczególnych komisji - wyjaśnił.
Tusk podkreślił, że dla Polski najważniejszy jest wpływ na politykę zagraniczną i energetyczną, które często się ze sobą łączą. Jak dodał, nie ukrywał tego stanowiska w rozmowach z innymi politykami, także nowym szefem KE Jean-Claudem Junckerem. - To, że będziemy najpierw budowali strukturę Komisji Europejskiej i będziemy przygotowywali wspólnie obsadę tych portfeli, czyli jakby ministrów w rządzie europejskim, wydaje mi się kierunkiem dla Polski bezpieczniejszym i lepiej gwarantującym osiągnięcie efektu, który sobie wyznaczyliśmy - ocenił szef rządu.
Premier potwierdził wcześniejsze doniesienia o tym, że Radosław Sikorski jest polskim kandydatem na zastąpienie Catherine Ashton. Oprócz tego - alternatywnie - interesuje nas jedna z trzech najważniejszych komisji gospodarczych.
- Pojawiają się także sugestie czy znaki zapytania w odniesieniu do aspiracji naszego regionu jeśli chodzi o szefa Rady Europejskiej. Oczywiście, w sytuacji, w której zarówno szef Komisji, szef Parlamentu i wysoki przedstawiciel (do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa - red.) byliby spoza naszego regionu, bardzo poważnie potraktowano oczekiwanie, że ten tzw. nowy region powinien otrzymać funkcję szefa Rady Europejskiej - powiedział Tusk.
Sikorski przegra, bo nie jest kobietą i socjalistą?
Komentując szanse Radosława Sikorskiego na objęcie stanowiska szefa unijnej dyplomacji, Tusk przypomniał, że jego główną kontrkandydatką jest szefowa włoskiego MSZ Federica Mogherini.
- Determinacja w tej sprawie wielu państw jest zauważalna - powiedział. Zdaniem Tuska, jeśli chodzi o "doświadczenie, kompetencje i osiągnięcia" szef polskiego MSZ jest bezkonkurencyjny. - Z całą pewnością natomiast Sikorski nie ma kilku zalet, które ma jego konkurentka: nie jest kobietą, a jakoś tak się zrobiło w ostatnim czasie, że mężczyzn w Europie aspiruje o wiele więcej do różnych ról - powiedział.
Kolejnym aspektem, który - zdaniem szefa rządu - może działać na niekorzyść Sikorskiego to, że polski minister spraw zagranicznych nie jest socjalistą. - Chodzi natomiast również o balans nie tylko geograficzny, ale także pośród partii politycznych - wytłumaczył.
- Jak się dobrze zastanowić, to jest mocna argumentacja, że skoro chadecy, tam gdzie jest Sikorski, PO i PSL, wygrały wybory, ale z minimalną przewagą nad socjalistami, to skoro szefem KE został przedstawiciel naszej chadeckiej rodziny politycznej, to jego zastępcą, a wysoki przedstawiciel (do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa - red.) jest równocześnie zastępcą szefa KE, powinien być socjalistą - wyjaśnił premier.
Tusk wolałby zostać w Polsce. "Nic się w tej kwestii nie zmieniło"
Premier odniósł się także do pogłosek na temat swoich szans na objęcie fotela przewodniczącego Rady Europejskiej. Podkreślił, że jeśli chodzi o jego zdanie w tej kwestii, "nic się nie zmieniło". Zaprzeczył też doniesieniom o tym, że jego kandydaturę miałaby wspierać kanclerz Niemiec Angela Merkel.
Jednocześnie wytłumaczył, że nie zamierza jednoznacznie wykluczać swojej kandydatury, aby w ten sposób pomóc Polsce więcej wynegocjować.
- Mamy do rozegrania dość skomplikowaną grę i czasami argumentem w tej grze jest to, że wszystkie możliwości gdzieś na stole pozostają. Jeśli spytacie się, czy to jest w ogóle w związku z tym niemożliwe, powiem, że w procesie negocjacji wolę trzymać w zapasie każdy wariant po to, żeby uzyskać maksimum tego, co Polska może uzyskać - wyjaśnił dziennikarzom Tusk.
Autor: kg//kdj / Źródło: tvn24