Donald Tusk rozmawiał w październiku z Włodzimierzem Cimoszewiczem nie tylko o bieżącej polityce. Były szef polskiej dyplomacji przyznaje dziś, że w pewnym momencie rozmowy wrócił wątek dotyczący "afery", którą cztery lata temu wywołała asystentka Cimoszewicza Anna Jarucka. - Miałem silne wrażenie, że premier chce o tym porozmawiać. Powiedziałem, że jestem otwarty - mówił senator w "Kropce nad i".
O Annie Jaruckiej, której dziś grozi do pięciu lat więzienia, zrobiło się głośno, gdy w sierpniu 2005 r. stanęła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen. Trafiła przed jej oblicze za sprawą posła PO i byłego szefa kontrwywiadu Konstantego Miodowicza.
Odwrót Cimoszewicza
Jarucka oświadczyła, że Włodzimierz Cimoszewicz (wówczas kandydat na prezydenta) miał ją w 2002 r. upoważnić do zamiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. i usunięcia z jego pierwotnego oświadczenia informacji o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen. On sam mówił, że jego oświadczenie nie było nigdy zmieniane. Przyznawał zaś, że pomylił się, wypełniając je zgodnie ze stanem z kwietnia 2002 r., kiedy składał oświadczenie, a powinien był je wypełnić zgodnie ze stanem na koniec 2001 r., kiedy jeszcze posiadał akcje PKN Orlen (sprzedane w styczniu 2002 r.).
Komisja śledcza zawiadomiła prokuraturę o przestępstwie, ale prokuratura uznała, że Cimoszewicz fakt posiadania akcji zataił nieumyślnie i umorzyła śledztwo. Na wniosek Cimoszewicza prokuratura zajęła się zaś rzekomym upoważnieniem dla Jaruckiej i uznała, że zostało ono sfałszowane przez nieustaloną osobę. "Afera", którą zapoczątkowały jej zeznania, doprowadziła jednak do wycofania się Włodzimierza Cimoszewicza z wyborów prezydenckich.
"Jestem gotowy do rozmowy"
Były szef polskiej dyplomacji wiele razy sugerował, że za całą sprawą mógł stać właśnie Miodowicz. - Dzisiaj pozwoli pani, że słów tego polityka nie będę już komentował w żaden sposób - ucinał w środę w TVN24. Cimoszewicz mówił jednak w programie, że nadal ma żal do swoich rywali z 2005 roku bo "nie odnieśli się do tamtej sytuacji w żaden sposób".
- Na kandydatach w wyborach ciąży szczególna odpowiedzialność pokazania klasy, dobrych obyczajów. Milczenie moich rywali jest rodzajem poważnej przewiny, natury co najmniej moralnej - tłumaczył.
To "milczenie rywali" przerwie być może kolejna rozmowa Tusk-Cimoszewicz. Jak ujawnił bowiem b. szef polskiej dyplomacji, podczas ostatniego spotkania z obecnym szefem rządu "miał silne wrażenie w pewnym momencie, że premier chce o tym porozmawiać". - Powiedziałem, że jestem otwarty. To zapewne nie będzie łatwa rozmowa. Myślę, że do takiego spotkania w cztery oczy może wkrótce dojść - powiedział Cimoszewicz.
Dodał, że choć sytuacja sprzed czterech lat "nie wzbudza w nim entuzjazmu", to jednak nie dlatego zdecydował, że nie weźmie udziału w najbliższych wyborach prezydenckich. - Wtedy jednym z bardzo silnych motywów mojego kandydowania był prawdopodobny scenariusz, który mógł się pojawić po wyborach parlamentarnych, czyli powstanie PO-PiS-u. Uważałem, że jest to zagrożenie dla kraju i trzeba tę sytuację równoważyć. Dzisiaj takie zagrożenie nie istnieje - wyjaśniał.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24