|

Trałowanie w Zatoce Sztuki. Czy po Iwonie Wieczorek został jakiś ślad?

Przeczesywanie plaży przed Zatoką Sztuki
Przeczesywanie plaży przed Zatoką Sztuki
Źródło: TVN24

W śledztwie dotyczącym zaginięcia Iwony Wieczorek prokuratura, szukając śladów na plaży w Sopocie, szeroko zarzuciła sieć. - Zabezpieczone ślady biologiczne trzeba liczyć w setkach, jeśli nie tysiącach. Gromadzone są zewsząd - ze środka lokalu, z zewnątrz, z baru, ze śmieci, ze studzienek - mówi informator tvn24.pl znający przebieg działań. Przekazuje, że pracujący na miejscu technicy mieli wynajęte miejsca noclegowe w Trójmieście na kilka tygodni. Czy w tak zastawioną sieć wpadnie cokolwiek wartościowego?

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Iwona, uśmiechnij się do kamery - słyszę rozbawiony głos mężczyzny. Dochodzi ze środka budynku znajdującego się na sopockiej plaży. Budynek od kilku tygodni otoczony jest policyjną taśmą. Słowa skierowane są do młodej policjantki, która stoi na zewnątrz od strony morza. Pilnuje, żeby do Zatoki Sztuki - niegdyś jednego z najpopularniejszych i najmodniejszych lokali w Trójmieście, a dziś owianego złą sławą - nie zbliżały się osoby postronne.

Przed Bożym Narodzeniem ruszyły tu prace zlecone przez prokuraturę, która próbuje na nowo rozwikłać zagadkę zaginięcia gdańszczanki Iwony Wieczorek. W tym tygodniu minęło 12,5 roku od dnia, w którym 19-latka zniknęła bez śladu. 17 lipca 2010 roku nad ranem wracała pieszo wzdłuż plaży z imprezy.

"Zatoka koksu i botoksu" czy pełna kultura?

Policjantka wzrusza na uwagę kolegi ramionami i z pobłażliwym uśmiechem kręci głową. - Do kamer się już przyzwyczaiłam, do gapiów zresztą też - mówi mi funkcjonariuszka.

Przesiewanie piasku na plaży przed Zatoką Sztuki
Przesiewanie piasku na plaży przed Zatoką Sztuki
Źródło: TVN24

Gapiów faktycznie nie brakuje. Zarówno od strony morza, jak i od alei Franciszka Mamuszki - bulwaru od strony miasta. Kiedy rozmawiam z panią Iwoną, przy policyjnej taśmie zatrzymuje się kolejno biegacz, starsze małżeństwo i rodzice z małymi dziećmi. Wszyscy zachowują się podobnie: przez chwilę przyglądają się temu, co dzieje się wokół dawnego lokalu i w jego wnętrzu. W środku widać zarysy postaci przestawiające stoliki. Po chwili na zewnątrz wychodzi mężczyzna w czerwono-czarnym stroju przypominającym strój ratownika medycznego. Na plecach ma odblaskowy napis "laboratorium kryminalistyczne". Z walizką w ręku wchodzi do wysokiej furgonetki na krakowskich tablicach rejestracyjnych. Śledztwo w sprawie Iwony Wieczorek w 2019 roku wznowili śledczy z Krakowa.

Zatoka Sztuki była jednym z najmodniejszych lokali w Polsce
Zatoka Sztuki była jednym z najmodniejszych lokali w Polsce
Źródło: TVN24

Decyzja prokuratury o ogrodzeniu budynku policyjną taśmą i o dokładnym jego przeczesaniu była o tyle zaskakująca, że w świadomości opinii publicznej połączyła dwie, niewiązane dotąd ze sobą kryminalne historie, którymi od lat żyje Trójmiasto. 

Iwona Wieczorek
Iwona Wieczorek
Źródło: TVN24

Z jednej strony tajemnicze zaginięcie Iwony Wieczorek, z drugiej budzącą grozę opowieść o miejscu, które w ciągu kilku lat przeszło dramatyczną metamorfozę z uwielbianego przez celebrytów, supermodnego lokalu w symbol ohydnych przestępstw seksualnych, w tym gwałtów i pedofilii; kojarzące się z Krystianem W., ps. Krystek, okrzykniętym przez media "łowcą nastolatek".

Zatoka Sztuki powstała w 2011 roku - rok po zaginięciu Wieczorek - w czterokondygnacyjnym budynku na sopockiej plaży, kilkaset metrów od wejścia na sopockie molo. Działka została wydzierżawiona przez miasto prywatnemu inwestorowi, który obiecywał, że powstanie tam - jak zapowiadano na miejskich konferencjach prasowych - "artystyczna wizytówka miasta". Zamiast wielkiej sztuki były jednak "dobre sztuki" (tak reklamował się lokal w mediach społecznościowych już po otwarciu). Na zdjęciach promocyjnych eksponowano biusty i pośladki półnagich dziewczyn, wijących się we wnętrzu "prywatnego domu kultury". Złośliwi zaczęli nazywać lokal "Zatoką Koksu i Botoksu".

"Krystek" miał zmuszać dziewczynki do seksu, a potem szantażować je nagraniami
"Krystek" miał zmuszać dziewczynki do seksu, a potem szantażować je nagraniami
Źródło: Uwaga TVN

Na parterze znajdowała się droga restauracja i kawiarnia, na dwóch kolejnych kondygnacjach - pokoje do wynajęcia (też raczej tylko dla zamożnych). Na dachu był klub The Roof, gdzie chętnie fotografowały się osoby z pierwszych stron plotkarskich gazet i portali. W 2014 roku prześcigały się one w doniesieniach, kto bawił się w "najmodniejszym klubie w Polsce". Rok później, gdy wybuchła afera, media donosiły, że w klubach bawiły się też opłacane dziewczyny (często niepełnoletnie), które miały umilać czas imprezującym mężczyznom. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku zaczęła dokładnie przyglądać się Zatoce Sztuki po samobójczej śmierci 14-latki, która wcześniej - tak przekazała śledczym jej przyjaciółka - została zgwałcona. 

Ostatecznie śledczy nie znaleźli dowodu, że doszło do gwałtu. Prokuratura ustaliła jedynie, że mężczyzna spotkał się z 14-latką przed śmiercią i przez kilka godzin jeździli po Trójmieście. W październiku 2021 roku Krystian W. został skazany przez sąd w Wejherowie na 2,5 roku więzienia za "za elektroniczne kontakty z dwoma małoletnimi w celach pedofilskich".

Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku toczy się inny proces "Krystka". Prokuratura oskarżyła go w czerwcu 2018 roku o 40 przestępstw seksualnych - między innymi o gwałty, seks z nieletnimi i czerpanie korzyści z prostytucji.

"Krystek" w prokuraturze
"Krystek" w prokuraturze
Źródło: TVN24

Jak ta sprawa ma się jednak do zaginięcia Iwony Wieczorek?

Na pierwszy rzut oka - nijak. Zatokę Sztuki z Dream Clubem w Krzywym Domku, gdzie przed zniknięciem bawiła się gdańszczanka, łączy ten sam właściciel - Marcin T.

Mężczyzna, nazywany przez trójmiejską prasę "dyskotekowym baronem", siedzi na ławie oskarżonych w procesie "Krystka". Śledczy oskarżyli go "obcowanie płciowe z małoletnimi w zamian za korzyści majątkowe oraz doprowadzenie osoby małoletniej do obcowania płciowego w zamian za korzyść majątkową". Trzem innym mężczyznom prokuratorzy zarzucili, że nakłaniali pokrzywdzone przez W. dziewczęta do składania fałszywych zeznań, podejmowali działania zmierzające do utrudniania postępowania oraz "doprowadzili małoletnią poniżej 15. roku do obcowania płciowego".

Krzywy Domek w Sopocie. Tutaj mieścił się lokal, w którym przed zniknięciem bawiła się Wieczorek
Krzywy Domek w Sopocie. Tutaj mieścił się lokal, w którym przed zniknięciem bawiła się Wieczorek
Źródło: Google Street View

Zanim jednak w 2016 roku T. został podejrzanym w śledztwie, użył swoich rozległych znajomości, by rozwiać czarne chmury nad Zatoką Sztuki. Na jego apel o obronę "prywatnego domu kultury" przed węszącymi dziennikarzami i władzami Sopotu (prezydent Jacek Karnowski zapowiadał wypowiedzenie dzierżawy należącego do miasta budynku) odpowiedziało wiele "znanych twarzy", które bywały w Zatoce - reżyserów, aktorów, członków zespołów muzycznych. Marcinowi T. grozi 12 lat więzienia, proces toczy się z wyłączeniem jawności. 

Dowody jak złoto

Czego szukają technicy kryminalni w zamkniętym od października zeszłego roku lokalu i wokół niego? Co miałoby ich przybliżyć do ustalenia, co stało się z Iwoną Wieczorek? Nie wiadomo. Ani oficjalnie, ani nieoficjalnie nikt ze śledczych nie mówi o tym. 

Nasze kamery nagrały, jak policyjni spece od śladów biologicznych łopatami ładowali piasek na metalowe siatki. Skojarzenie z poszukiwaczami złota nasuwało się samo, ale przecież nie drogocennych grudek szukali na plaży wokół klubu. Czego więc? 

Badanie studzienek wokół Zatoki Sztuki
Badanie studzienek wokół Zatoki Sztuki
Źródło: TVN24

Śladów biologicznych? W laboratorium kryminalistycznym słyszymy, że w piasku nie szuka się wprost śladów biologicznych, czyli pochodzących od organizmów żywych śliny, krwi, spermy, włosów, paznokci czy naskórka. 

- Szukano tam raczej przedmiotów, z których można wydobyć ślady, takich jak ubrania czy niedopałki papierosów, z których można zabezpieczyć próbkę śliny - mówi nam technik kryminalistyczny, który chce pozostać anonimowy. 

Takich artefaktów poszukiwano również nie tylko "czesząc" piasek. Wokół klubu technicy zrywali płyty chodnikoweZaglądali też kamerami do okolicznych studzienek kanalizacyjnych.

Czy coś znaleźli? Co to było? Nie wiadomo.

Działania na zewnątrz zakończyły się po kilku dniach. Przez kolejne dni prace toczyły się w budynku.

Technicy, którzy pojawiają się na miejscu przestępstw, na starcie uruchomili lampy UV. Płyny biologiczne dają wtedy fluorescencję, zaczynają po prostu "świecić". 

- Można tak namierzyć ślinę, spermę i inne wydzieliny, takie jak pot czy łój. Należy za pomocą wymazówki [plastikowa pałeczka zakończona wacikiem - red.] pobrać próbkę i zabezpieczyć do dalszych badań. Żeby namierzyć włosy, korzysta się z jasnego, silnego światła reflektorów, czasami używa się taśmy samoprzylepnej. Podobnie szuka się też śladów paznokci. Odpryski lakieru z paznokci umieszcza się w pojemniczkach wyłożonych miękkim materiałem i tak się "jedzie" centymetr po centymetrze, godzina po godzinie - wyjaśnia pracownik laboratorium kryminalistycznego.

Na podstawie śladów biologicznych oznacza się DNA, które potem można porównać na przykład z DNA osoby podejrzewanej.

To, jak mrówcza jest to praca, potwierdza nam osoba mająca wiedzę na temat działań zleconych przez prokuraturę w Zatoce Sztuki. - Zabezpieczone ślady biologiczne trzeba liczyć w setkach, jeśli nie tysiącach. Gromadzone są zewsząd - ze środka lokalu, z zewnątrz, z baru, ze śmieci, ze studzienek - przekazuje. Zwraca uwagę, że pracujący na miejscu technicy mają wynajęte miejsca noclegowe w Trójmieście na kilka tygodni.

Czy szukają i będą szukać czegoś konkretnego? Słowem: czy wiedzą, czego szukają? Tego nasz informator nie zdradza.

Doświadczony pracownik laboratorium (nie pracuje przy sprawie Iwony Wieczorek) mówi nam, że takie zbieranie śladów to "najczęściej praca wykonywana z jasną tezą procesową: technicy wiedzą, że szukają na przykład sprawcy gwałtu i skupiają się na szukaniu wszystkiego, co pozwoli go zidentyfikować". - Trudno mi sobie jednak wyobrazić, żeby polecono po prostu przeczesanie budynku - mającego łącznie kilka tysięcy metrów kwadratowych - przez który w ostatnich latach przewinęły się miliony ludzi. Byłoby to co najmniej niezrozumiałe - wskazuje nasz rozmówca.

Kontrowersyjne metody

Wznowione śledztwo w sprawie Iwony Wieczorek prowadzi Dział do Spraw Niewykrytych Zabójstw (czyli tak zwane Archiwum X) w małopolskim wydziale Prokuratury Krajowej. Osobiście nadzoruje je Piotr Krupiński, naczelnik wydziału, którego metody pracy od lat budzą kontrowersje.

Krupiński nadzorował kilka śledztw dotyczących głośnych zbrodni z ostatnich dekad, m.in. sprawę zabójstwa w Łęce Szczucińskiej 17-latki Iwony Cygan (proces trwa, ale sąd zwolnił z aresztu głównego oskarżonego), sprawę zabójstwa i oskórowania krakowskiej studentki Katarzyny Z. (o tej sprawie dalej) oraz tzw. śledztwo po śledztwie w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika (proces jest w toku).

Prokurator Piotr Krupiński na procesie mężczyzny oskarżonego o zabicie Katarzyny Z.
Prokurator Piotr Krupiński na procesie mężczyzny oskarżonego o zabicie Katarzyny Z.
Źródło: TVN24

W śledztwie dotyczącym zabójstwa Katarzyny Z. prokurator Krupiński zarzucił sieć równie szeroko, jak przy poszukiwaniach śladów w Zatoce Sztuki. Zdecydował się m.in. na zlecenie bardzo kosztownych badań.  

- Były przeprowadzane między innymi w łazience, która od czasów śmierci ofiary była już remontowana. Miejsce zostało sprawdzone centymetr po centymetrze. Technicy zabezpieczali wszystko jak leci. Potem zaczęło się zrywanie płytek i - w wybebeszonym wnętrzu - od nowa. Śladów, które trzeba było przeanalizować, było tak dużo, że dosłownie zasypały laboratoria kryminalistyczne w całej Polsce. Mieliśmy porównywać je nie tylko z DNA ofiary, ale też z DNA owadów, które zostały znalezione na zmarłej. Przypominało to szukanie igły w stogu siana - opowiada osoba uczestnicząca w tych badaniach.

Działanie prokuratury wydawało się pracownikom policyjnych laboratoriów na tyle chaotyczne, że pojawiły się głosy niezadowolenia. 

- Był taki moment, że niemal każde laboratorium pracowało tylko nad tą sprawą. Śledztwo musiało pochłonąć setki tysięcy złotych. Przebadanie jednego śladu biologicznego to (wyłączając koszt pracy laborantów) około 150 złotych. A w sprawie Katarzyny Z. było ich tysiące - mówi nasz informator. 

Czy te badania pozwoliły odnaleźć przesądzający dowód? Nie wiadomo. Proces na wniosek prokuratury, a przy sprzeciwie obrońcy, toczył się zamkniętymi drzwiami. Także z tego powodu sprawa wciąż budzi wątpliwości, choć zapadł wyrok skazujący, na razie nieprawomocny.

- Nie było powodu do utajnienia rozprawy. To jednak była jedna z pierwszych decyzji sądu, która de facto uniemożliwiła nam publiczne odnoszenie się do zarzutów, które stawiała prokuratura - zaznaczał mecenas Łukasz Chojniak, obrońca skazanego na dożywocie Roberta J.

Koparka, nie szpadel 

Zanim policyjni technicy zaczęli prześwietlać każdy centymetr Zatoki Sztuki i przekopywać jej otoczenie centymetr po centymetrze, w marcu 2020 roku - rok po wznowieniu śledztwa przez śledczych z Krakowa - dokładnie przeczesano działkę przy ulicy Bema w Sopocie. W dniu zaginięcia Iwony Wieczorek należała ona do dziadków 35-letniego dziś Pawła P. Poznany kilka miesięcy wcześniej, był parą Iwony Wieczorek na imprezie 16 lipca 2010 roku. Na działce zorganizowany był tzw. biforek - młodzi ludzie pili alkohol przed pójściem do Dream Clubu, który mieścił się w sopockim Krzywym Domku przy słynnym "Monciaku". 

Przeszukanie działki, gdzie Iwona Wieczorek piła alkohol przed wizytą w Dream Clubie
Przeszukanie działki, gdzie Iwona Wieczorek piła alkohol przed wizytą w Dream Clubie
Źródło: TVN24

- Uważam, że niekontrolowane rozrastanie się śledztwa o mało prawdopodobne wątki wprowadza chaos i oddala od znalezienia sprawcy. Czasami jednak, żeby pójść ze starą sprawą do przodu, trzeba raz na zawsze zamknąć część analizowanych od lat wątków. Bywa, że tego nie da się zrobić bez rozmachu - mówi Bogdan Michalec, były szef krakowskiego Archiwum X, ale tego policyjnego. Podkreśla, że nie zapoznawał się z aktami sprawy Iwony Wieczorek, zna ją jedynie z doniesień medialnych.

W ocenie Michalca to jednak nie była skomplikowana sprawa. Najczęściej zbrodni dopuszczają się osoby z otoczenia ofiary: rodzina, przyjaciele, sąsiedzi. - Sprawcy trzeba szukać w pierwszym lub drugim kręgu znajomych. Zwłaszcza jeżeli nie udało się znaleźć ciała. Jego skuteczne ukrycie wymaga czasu i odpowiedniej organizacji. Trudno o to przy nieplanowanej zbrodni dokonanej przez obcą osobę - mówi były policjant. 

Skoro to nie była skomplikowana sprawa, to dlaczego po 12,5 roku wciąż nie wiemy, co stało się z Iwoną Wieczorek?

Problemy z jej wyjaśnieniem, w jego opinii, wynikają z tego, że początkowo policja nie traktowała sprawy priorytetowo. To jednak tłumaczy tym, że policja nie jest w stanie z pełnym zaangażowaniem szukać każdej osoby, która nie wróciła na noc do domu. - Często młode osoby znajdują się dzień, dwa dni później. Zupełnie nieświadome, że przedłużona impreza wywołała tyle niepokoju. Takich spraw w Polsce są dziesiątki każdego tygodnia. Niestety wśród nich są też dramaty, takie jak w przypadku Iwony Wieczorek - podkreśla. 

Zaznacza, że zainteresowanie mediów z jednej strony sprawie pomogło (bo dzięki temu w sprawie zniknięcia 19-latki coś się jeszcze dzieje), a z drugiej zaszkodziło - bo historia stała się legendą miejską.

- Pojawiało się i dalej się pojawia mnóstwo hipotez, wersji, często mało prawdopodobnych. Prokuratorzy, którzy teraz chcą w tym wszystkim doszukać się prawdy, muszą odrzucać kolejne wątki po to, żeby skupić energię na tych najbardziej obiecujących - ocenia. 

- Czy przesiewanie piasku na plaży i sprawdzanie każdego centymetra klubu, który nie był otwarty w momencie zaginięcia, to nie jest jednak przesada? - pytamy.

- Nie chcę odnosić się do tej konkretnej sprawy, bo nie znam akt. Ale wie pan, kiedyś myślałem, że pewne sprawy da się zrobić dyskretnie. Przyjść na działkę i szpadlem przekopać ziemię w poszukiwaniu ukrytych zwłok. Ale tak się nie da. Czasami musi wjechać koparka. Żeby zrobić coś dokładnie, trzeba przy okazji narobić hałasu - odpowiada Michalec. 

Działka, która należała do działków Pawła P., została przetrząśnięta ponownie w 2020 roku
Działka, która należała do działków Pawła P., została przetrząśnięta ponownie w 2020 roku
Źródło: TVN24

Trałowanie i malarstwo impresjonistyczne

Zapytaliśmy krakowską prokuraturę o szczegóły śledztwa w sprawie Iwony Wieczorek, ale w odpowiedzi dostaliśmy jedynie ogólnikowy opis działań podejmowanych w podobnych śledztwach dotyczących zbrodni sprzed wielu lat. W pisemnej odpowiedzi dla naszej redakcji czytamy, że prokuratorzy napotykają na "niedobór materiałów dowodowych". Z tym niedoborem starają sobie radzić na kilka sposobów. Pierwszym jest ponowne analizowanie akt i różnych baz danych. Potem tworzony jest portret psychologiczny sprawcy i następuje docieranie do nowych źródeł informacji, czyli przesłuchiwanie innych osób i poszerzanie przesłuchań sprzed lat. Do śledztwa zaprzęgnięta zostaje też technologia: analizuje się zdjęcia satelitarne terenu, wykonuje się prace archeologiczne, używa się detektorów metalu, magnetometrów, georadaru, wariografu, helikoptera wyposażonego w kamerę termowizyjną oraz baz danych w postaci Automatycznego Systemu Identyfikacji Daktyloskopijnej (AFIS) i systemu GENOM służącego do identyfikacji śladów biologicznych DNA.

Aktualnie czytasz: Trałowanie w Zatoce Sztuki. Czy po Iwonie Wieczorek został jakiś ślad?

- To, co robi prokuratura, nazwałbym trałowaniem - mówi Jan Błaszkowski, od ponad dwudziestu lat reporter "Faktów" TVN pracujący na Pomorzu. Od pierwszych dni po zaginięciu Iwony Wieczorek obserwował, jak jej historia staje się miejską legendą. Jak powstają kolejne filmy w mediach społecznościowych pełne teorii spiskowych, jak publikowane są kolejne książki, które natychmiast znikają z półek księgarń. Pod koniec grudnia relacjonował początek prac śledczych wokół Zatoki Sztuki. Szybko potwierdził u swoich informatorów, że mają one związek z zaginięciem Iwony Wieczorek. 

Trałowanie to - jak wynika z definicji przytoczonej przez WWF - "włóczenie po dnie obciążonej sieci ogromnych rozmiarów i zgarnianiu do środka sieci wszystkich organizmów tam żyjących". 

- Prokuratura przeprowadza obecnie spektakularną akcję w jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Sopocie. Budzi to mnóstwo komentarzy i przypuszczeń, również wśród osób związanych z zaginięciem. Od czujności prokuratury zależy, czy w tak wywołanym chaosie uda się zobaczyć coś, czego nie dostrzegli prokuratorzy poprzednio badający sprawę - komentuje dziennikarz. 

Kiedy o tak rozumiane trałowanie pytam Bogdana Michalca, ten tylko się uśmiecha, mówiąc, że to "faktycznie ważna metoda". Zaznacza jednak, że są to arkana pracy operacyjnej i - dla dobra prowadzonych działań - lepiej nie roztrząsać, na czym polegają działania policji i prokuratury w takich przypadkach. Zamiast tego Michalec opowiada, jak od kuchni wygląda badanie spraw sprzed lat.

- W największym skrócie: otwierasz akta, czytasz i pozwalasz sobie na doświadczanie emocji. Warto być wyczulonym szczególnie na zdziwienie - mówi były szef krakowskiego Archiwum X. 

Iwona Wieczorek
Iwona Wieczorek
Źródło: archiwum TVN24

Zdziwienie - jak tłumaczy - wywołują te zeznania świadków czy ustalenia policji, które nie pasują do logicznego przebiegu zdarzeń. 

- Jeżeli coś w opowieści danego świadka zgrzyta, nie zgadza się, to warto się tej osobie przyjrzeć. Być może kłamie, a kłamstwo to ślad na duszy. Najważniejszy ze śladów, na który można wpaść po latach - mówi ekspert.

Zaznacza, że nie każda osoba, która podczas przesłuchania kłamie, jest prawdopodobnym sprawcą. Bogdan Michalec opowiada, że kiedyś zajmował się śmiercią mężczyzny, który najpewniej popełnił samobójstwo. Miał rany kłute, które - jak wynikało z oględzin - najpewniej sam sobie zadał. Był jednak problem - nigdzie w pobliżu nie było noża. Najbliżsi zmarłego zeznawali, że nigdzie go nie znaleźli, zarzekali się też, że niczego z miejsca tragedii nie wynosili. Dopiero po pewnym czasie okazało się, że nóż zabrała żona denata - chciała, żeby samobójstwo męża nie było oczywiste: bała się, czy ksiądz nie będzie robił problemów z pochówkiem samobójcy na parafialnym cmentarzu. 

- Każda nieszczerość jest jak plamka wokół danej osoby. Trzeba dowiedzieć się, co taką osobą motywuje, dlaczego mataczy. Im więcej wykryjemy takich plamek, tym bardziej czytelny staje się obraz tego, co naprawdę się stało. Dlatego śledztwo przypomina trochę zapoznawanie się z malarstwem impresjonistycznym - opowiada Michalec.

Szukają śladów zaginionej 10 lat temu Iwony Wieczorek (materiał z 5 marca 2020 roku)
Źródło: TVN24

"Przełomy" i "tortury" 

14 grudnia 2022, 12,5 roku po zniknięciu Iwony Wieczorek, w mediach pojawiły się informacje o "przełomie". Prokuratura Krajowa w lakonicznym komunikacie przekazała wtedy, że gdańscy policjanci zatrzymali dwie osoby, w tym Pawła P. Tego samego, który na działce dziadków zorganizował "biforek" przed wspólnym wyruszeniem z Iwoną Wieczorek do Dream Clubu. 

Dwa dni później okazało się, że zarzuty nie dotyczą zniknięcia Iwony Wieczorek. Z komunikatu opublikowanego 16 grudnia dowiadujemy się, że Paweł P. jest podejrzany o utrudnianie postępowania karnego poprzez usuwanie śladów i dowodów, zacieranie śladów przestępstwa, a także podawanie nieprawdziwych informacji w sprawie Wieczorek. O szczegółach śledczy nie chcieli mówić, tłumacząc to dobrem śledztwa. Według ustaleń dziennikarzy "Faktu" Paweł miał wejść do mieszkania zaginionej. Rzekomo miał skorzystać z kluczy, które miała zostawić u znajomej, a potem włamać się do komputera Iwony.

O prokuratorskich zarzutach rozmawiam z mecenasem Krzysztofem Wolińskim, obrońcą Pawła P. Podkreśla, że nie może mówić o szczegółach zarzutów, które usłyszał jego klient. - Nikt mi jednak nie może zabronić wprost opisywać tego, co dzieje się wokół sprawy i na jakie metody pracy decyduje się prokuratura - podkreśla mecenas. 

Od razu zaznacza, że w tej sprawie trudno mu zachować spokój. Dlaczego?

- Zarzut utrudniania śledztwa, niezależnie od tego, jak absurdalnie jest uzasadniony, nie jest zarzutem tego samego kalibru co zabójstwo. Prokuratorzy w takich przypadkach najczęściej wnoszą o przesłuchanie obwinionego w najbliższej prokuraturze, która działa w ramach pomocy prawnej - mówi prawnik.

Podkreśla, że w przypadku Pawła P. było inaczej. 

Pierwsze zatrzymania po zaginięciu Iwony Wieczorek (materiał z 14 grudnia 2022)
Źródło: TVN24

- Zamknięto go w więźniarce i telepano z nim przez całą Polskę. Świadomie zbudowano nastrój sugerujący, że to mój klient związany jest ze zniknięciem albo nawet pozbawieniem życia Iwony Wieczorek. Tymczasem na miejscu okazało się, że to był blef. Wybieg, który miał go złamać psychicznie. Postrzegam to w kategorii niedopuszczalnych przez żadne cywilizowane państwo tortur. Inaczej nie można tego nazwać - mówi prawnik. 

Treść zarzutów nazywa "absurdalnymi". Prawnik wzywa prokuraturę do jak najszybszego napisania aktu oskarżenia i postawienia Pawła P. przed sądem. 

- Chciałbym wierzyć, że to jest cel prokuratury: ukarać go za rzekome przestępstwo. Jeżeli tak się stanie, będziemy mogli przed sądem odnieść się do oskarżenia i wskazać absurd narracji śledczych - mówi mecenas.

Zaznacza jednak, że martwi go inny scenariusz. - Boję się, że śledztwo będzie się ślamazarzyć miesiącami. Jeżeli tak się stanie, okaże się, że moje obawy są słuszne: że mojemu klientowi postawiono zarzuty tylko po to, żeby zrobić trochę zamieszania wokół sprawy i zobaczyć, czy stanie się coś, co mogłoby im pomóc wyjaśnić zagadkę zbrodni sprzed lat - opowiada. 

Od zniknięcia Iwony Wieczorek uwaga osób zajmujących się nagłaśnianiem okoliczności tej sprawy zwrócona była właśnie na Pawła P. Ale nie tylko na niego. W publikacjach dziennikarzy, którzy zapoznawali się z aktami sprawy, pojawia się też wątek Patryka G., byłego chłopaka Iwony. Mężczyzna miał zmieniać wersję dotyczącą tego, co robił w noc zaginięcia Iwony Wieczorek. Wiadomo, że był przesłuchiwany w charakterze świadka.

Wśród osób, które mogą wiedzieć coś o ostatnich minutach Iwony przed zniknięciem, wymieniany był często też "Ręcznik", bo tak internauci nazwali mężczyznę idącego z białym ręcznikiem na ramieniu. Szedł za Iwoną Wieczorek na nagraniu sprzed wejścia na plażę numer 63. Czyli w miejscu, gdzie ślad po 19-latce się urwał. "Ręcznik" został nagrany o 6:22 przez tę samą kamerą - na nagraniu widać, że mężczyzna idzie w przeciwną stronę. 

Tożsamość "Ręcznika" długo pozostawała tajemnicą. Pod koniec ubiegłego roku policja pokazała nowe nagranie, na którym "Ręcznik" był dużo lepiej widoczny. Po tej publikacji mężczyzna sam zgłosił się na policję i został przesłuchany w charakterze świadka. Czy jego zeznania wniosły coś nowego do sprawy? Tego śledczy nie chcą zdradzać. 

Iwona Wieczorek, a w tle "Ręcznik"
Iwona Wieczorek, a w tle "Ręcznik"
Źródło: monitoring miejski

Nadzieja

Bogdan Michalec, były szef krakowskiego policyjnego Archiwum X, przyznaje, że badając stare sprawy, łatwo popaść w beznadzieję. 

- Do pewnych dowodów już nie można dotrzeć, kluczowi świadkowie mogą już nie pamiętać ważnych szczegółów. Ewentualne procesy karne często są poszlakowe, a sędziowie, przyzwyczajeni do obudowywania procesów setkami ekspertyz i badań DNA, często nie są skłonni do wydawania wyroków skazujących - wylicza ekspert. 

Podkreśla jednak, że - jego zdaniem - zagadkę zniknięcia Iwony Wieczorek uda się wyjaśnić. Wskazuje, że od zaginięcia minęło nieco ponad 12 lat. Niedużo, jeżeli patrzeć na standardy archiwum X. 

- Nawet jeśli jakieś działania śledczych mogą być dla nas niezrozumiałe, nie warto ich na tym etapie krytykować. Czasami jest tak, że krok w złą stronę pozwala spojrzeć na sprawę z nowej perspektywy i ją lepiej zrozumieć - zaznacza Michalec. 

Aktualnie czytasz: Trałowanie w Zatoce Sztuki. Czy po Iwonie Wieczorek został jakiś ślad?

Rozmówca tvn24.pl przytacza historię, którą badał kilka lat temu. Związana była z tajemniczą śmiercią mężczyzny, na głowie którego znaleziono otwór. Oględziny przeprowadzone tuż po tragedii nie pozwoliły na jednoznaczne stwierdzenie, skąd wzięła się ta rana.

- Miejscowi po wielu latach od śmierci denata powtarzali dość absurdalną wersję o tym, że za zabójstwo odpowiada jeden z okolicznych mieszkańców, który nie miał nogi. Według przedstawianej po latach wersji miał on pokłócić się z późniejszą ofiarą. W trakcie szarpaniny rzekomo odkręcił protezę i śrubą zadał śmiertelny cios w głowę - opowiada Michalec. 

Ponieważ sprawa pozostawała nierozwiązana, przeprowadzono ekshumację, żeby jeszcze raz - tym razem przy użyciu nowoczesnych metod - zbadać otwór w głowie zmarłego.

- Okazało się, że nie był to ślad po ciosie protezą, tylko rana powstała po trafieniu z broni palnej. Tym samym śledztwo ruszyło na nowo, tyle że w nowym kierunku. Ślepa uliczka pozwoliła nam wybrać poprawną drogę - podkreśla emerytowany policjant. 

Czy śledczy badający sprawę Iwony Wieczorek też znajdą poprawną drogę? Oby. 

- Trzeba mieć nadzieję. Czasem pytam swoich studentów, co to jest prawo. A oni klepią formułkę: to zbiór przepisów obowiązujących… i tak dalej. Ja im wtedy odpowiadam, że prawo to wiara, sprawiedliwość i miłosierdzie. W tej sprawie też wygra prawo. Prędzej czy później - kończy Michalec.

***

W 2019 roku miasto Sopot wypowiedziało 20-letnią umowę dzierżawy firmie, która była właścicielem Zatoki Sztuki. Wtedy to zmieniona została nazwa na Nowa Zatoka. W zeszłym roku prezydent miasta Jacek Karnowski złożył zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Sopocie w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa przez spółkę Art Invest, bezumownie zajmującą budynek. Jesienią Nowa Zatoka została bezterminowo zamknięta.

Czytaj także: