Poważnie rozważamy wezwanie szefa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia przed senacką komisję - powiedział w środę nowo wybrany marszałek Senatu Tomasz Grodzki z Koalicji Obywatelskiej.
Dziennikarze pytali Grodzkiego w środę, czy są plany, aby senackie komisje wezwały szefa NIK Mariana Banasia, żeby wytłumaczył się ze swoich kłopotów z CBA przed senatorami.
Marszałek Senatu odpowiedział, że jest to rozważane. - Senackie komisje mają, oprócz tego, że nie mogą powoływać komisji śledczej, niemal takie same uprawnienia jak komisje sejmowe. Rozważamy to całkiem poważnie - powiedział dziennikarzom Grodzki.
Marian Banaś przyjechał na inauguracyjne posiedzenie Sejmu
We wtorek na pół godziny przed rozpoczęciem inauguracyjnego posiedzenia Sejmu, Banaś wszedł do budynku parlamentu. Zauważyli go stojący w jednym z korytarzy dziennikarze. Oddaleni o kilka metrów, pytali go o to, czy zamierza się wytłumaczyć z kamienicy w Krakowie i czy rozważa odejście ze stanowiska.
Prezes Najwyższej Izby Kontroli odwrócił głowę w drugą stronę i przeszedł obok nich, nie zatrzymując się nawet na chwilę.
- Bezkarność jest wtedy pokazywana, gdy jest tolerowana - skomentował w środę wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty z Lewicy, pytany o sprawę Mariana Banasia.
Podkreślił, że "bezkarność musi ktoś gwarantować, bo sama z siebie nie wynika". - Idzie się w takie miejsce wtedy, kiedy się wie, że się nie zostanie potępionym i kiedy się wie, że trzyma się za pysk tych, którzy potencjalnie by potępili. Tylko tak mogę to czytać. W tym wypadku bezkarność równa się bezczelność - stwierdził Czarzasty.
Hotel na godziny w krakowskiej kamienicy
Sprawie Mariana Banasia i jego oświadczeniom majątkowym był poświęcony wyemitowany 21 września reportaż "Superwizjera" TVN. Dziennikarz Bertold Kittel przyjrzał się kamienicy w krakowskim Podgórzu, którą do oświadczeń majątkowych wpisywał prezes Najwyższej Izby Kontroli. Kittel trafił na prowadzony tam hotel na godziny i spotkał przestępcę skazanego prawomocnym wyrokiem. Odbył on w obecności reportera rozmowę telefoniczną, twierdząc, że rozmawia z Banasiem. Po publikacji reportażu prezes NIK przyznał, że rzeczywiście odebrał ten telefon i tłumaczył, że wynajął kamienicę synowi tego mężczyzny.
W ostatnim upublicznionym oświadczeniu majątkowym Banaś zadeklarował, że z wynajmu dwóch mieszkań i 400-metrowej kamienicy w 2018 roku zarobił nieco ponad 65 tysięcy złotych. To oznacza średni miesięczny dochód w wysokości 5475 złotych.
Za wynajem samej kamienicy w takiej krakowskiej lokalizacji, według lokalnych biur nieruchomości, można uzyskać co najmniej trzy razy więcej, około 15 tysięcy złotych miesięcznie.
W rozmowie z państwową telewizją Banaś przekonywał, że "niższa cena [najmu - przyp. red.] wzięła się stąd, że ta kamienica miała być kupiona na podstawie umowy przedwstępnej i w finale, przy rozliczeniu, ta cena miała być wyrównana".
Po emisji reportażu Banaś udał się na bezpłatny urlop, z którego powrócił 17 października.
Kontrola CBA i wyjaśnienia Banasia
Od 16 kwietnia Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadziło kontrolę oświadczeń majątkowych Banasia. Zakończyło ją 16 października. Postępowanie objęło dokumenty złożone w latach 2015-2019, gdy był on kolejno wiceministrem i ministrem finansów, a potem prezesem NIK.
Banaś w siedmiodniowym terminie skierował wyjaśnienia do zastrzeżeń zawartych w protokole CBA. Jak ustalił portal tvn24.pl, uwagi prezesa NIK do raportu dotarły do Biura. Liczą kilkanaście stron.
30 października Banaś wydał oświadczenie, w którym odniósł się do stawianych mu zarzutów.
"Wszystkie moje nieruchomości nabyłem na podstawie aktów notarialnych w sposób uczciwy i zgodny z prawem, w tym kamienicę, która stała się powodem ataku na mnie" - przekonywał prezes NIK.
W oświadczeniu skomentował też sprawę dzierżawy krakowskiej kamienicy, w której - jak ustalił "Superwizjer" - działał hotel na godziny. Przekonywał, że umowę dzierżawy kamienicy zawarł zgodnie z przepisami. Drugą stroną umowy - pisze - była osoba "nie wzbudzająca jakichkolwiek podejrzeń czy wątpliwości mogących sugerować, że nie powinienem zawierać przedmiotowej umowy dzierżawy".
"Z oburzeniem przyjmuję fakt łączenia mojej osoby z człowiekiem przedstawianym w reportażu filmowym jako ojczyma dzierżawcy [tak w oryginale - red.] oraz braćmi tego mężczyzny, których nigdy nie spotkałem i nie znam. Nie miałem wpływu na to, komu dzierżawca kamienicy udostępnił numer mojego telefonu. Kiedy zorientowałem się, że rozmawiam z osobą niebędącą dzierżawcą przerwałem połączenie" - napisał prezes Najwyższej Izby Kontroli w oświadczeniu.
Autor: ads//now / Źródło: PAP, TVN24