We wszystkich kościołach archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej w niedzielę odczytywany jest list metropolity abpa Zygmunta Kamińskiego, w którym hierarcha odnosi się do sprawy oskarżenia o molestowanie nieletnich przez jednego z księży. Abp Kamiński prosi o cierpliwość i przestrzega przed lekkomyślnym ferowaniem wyroków.
Ujawniona przez "Gazetę Wyborczą" historia molestowania dzieci przez księdza Andrzeja, założyciela i dyrektora ogniska dla trudnej młodzieży w Szczecinie wywołuje wiele gorących komentarzy. Oprócz chęci wyjaśnienia, co naprawdę działo się w ośrodku, pojawiają się także pytania o to, czy Kościół nie tuszował przez wiele lat niewygodnej dla niego sprawy.
Długa droga do prawdy
- Wyrażam przekonanie, że postępowanie, zainicjowane przeze mnie przed kilku laty, wyjaśni ostatecznie wszelkie wątpliwości. Chciałbym przypomnieć, że rozpatrywaniu takich trudnych i bolesnych spraw zawsze musi przyświecać pragnienie poznania prawdy oraz prawo do ochrony godności każdej ze stron - pisze duszpasterz w liście skierowanym do wiernych.
W poznawaniu prawdy abp Kamiński prosi jednak o cierpliwość, ze względu na dobro prowadzonego śledztwa. - Umiłowani, pragnąłbym w sposób jasny i zdecydowany wypowiedzieć swoje stanowisko. Jednak z uwagi na fakt prowadzenia postępowania kanonicznego, które nie powinno być narażone na jakiekolwiek formy sugestii czy nacisków, w tym momencie nie mogę tego uczynić - napisał biskup.
"Każdy ma prawo do dobrego imienia"
Metropolita wyraził też ubolewanie, że "tak łatwo wystawiono na widok publiczny sferę intymną człowieka". Przypomniał, że każda ze stron ma prawo do dobrego imienia. - Trudno zrozumieć, jakie motywy kierowały autorami wspomnianego tekstu oraz osobami dostarczającymi im materiałów. Okazuje się, że w dzisiejszym świecie tak łatwo publicznie można odrzeć człowieka z jego godności - zaznaczył.
Ludzie wychodzący z kościoła po wysłuchaniu listu byli dość powściągliwi w wyrażaniu opinii. Wielu z nich ma nadzieję, że oskarżenia pod adresem ks. Andrzeja okażą się bezpodstawne. Prawie wszyscy podkreślają, że zanim sprawa nie zostanie wyjaśniona, lepiej powstrzymać się od komentarzy.
Zwracam się do Was w trosce o dobro wspólnoty Kościoła, a szczególnie tych Braci i Sióstr, w których sercach wydarzenia medialne minionego tygodnia wywołały zamęt i niepokój, W miniony poniedziałek, 10 marca br., na łamach Gazety Wyborczej ukazał się artykuł pt. "Ukryty grzech Kościoła". Dziennikarze opisują w nim sprawę kapłana, którego niektórzy z byłych wychowanków oskarżają o przestępstwo przeciwko moralności. Zarzuca się także biskupom niewyjaśnianie oskarżeń, zaś co do winy kapłana wydaje się już jednoznaczny wyrok. Muszę wyznać, że wobec tej sytuacji jestem w kłopotliwym położeniu. Umiłowani, pragnąłbym w sposób jasny i zdecydowany wypowiedzieć swoje stanowisko. Jednak z uwagi na fakt prowadzenia postępowania kanonicznego, które nie powinno być narażone na jakiekolwiek formy sugestii czy nacisków, w tym momencie nie mogę tego uczynić. W Kościele obowiązują odpowiednie procedury. Jako Pasterz Kościoła podlegam im, podobnie jak każdy wierny. Wyrażam przekonanie, że postępowanie zainicjowane przeze mnie przed kilku laty, wyjaśni ostatecznie wszelkie wątpliwości. Chciałbym przypomnieć, że rozpatrywaniu takich trudnych i bolesnych spraw zawsze musi przyświecać pragnienie poznania prawdy oraz prawo do ochrony godności każdej ze stron. Dlatego ubolewam, że tak łatwo wystawiono na widok publiczny sferę intymną człowieka. Jeszcze raz przypominam, że każda ze stron ma prawo do dobrego imienia. Trudno zrozumieć, jakie motywy kierowały autorami wspomnianego tekstu oraz osobami dostarczającymi im materiałów. Okazuje się, że w dzisiejszym świecie tak łatwo publicznie można odrzeć człowieka z jego godności. W ten szczególny czas Niedzieli Palmowej, gdy czytamy opis Męki naszego Pana Jezusa Chrystusa, serdecznie proszę, umiłowani Bracia i Siostry, o modlitwę w intencji wszystkich dotknięty tą sprawą.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24