W czasie pandemii teleporady mają zapewniać większe bezpieczeństwo. Niestety, jest coraz więcej negatywnych skutków stawiania na kontakt z lekarzami przez telefon. Kolejni pacjenci wymagają poważnej pomocy, bo teleporada zawiodła. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Pacjenci, którym nie udało się uzyskać teleporady u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej lub pacjenci, którzy zostali nie dość dobrze zdiagnozowani przez telefon, niemal każdego dnia pojawiają się w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. - Zdarzają się przypadki ciężkie, w których dochodzi do stanu zagrożenia życia dla pacjenta, wynikających pośrednio z teleporad, których udzielają lekarze rodzinni – zwraca uwagę ordynatorka SOR-u w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu Alina Łukasik.
Opowiada historię 30-letniej pacjentki, która trafiła na SOR w Poznaniu z powodu silnego bólu brzucha. Wcześniej przez kilka dni korzystała z teleporad lekarza rodzinnego - zgodnie z zaleceniem wykupiła leki przeciwbólowe i rozkurczowe. - Z dnia na dzień ta pacjentka czuła się gorzej – mówi Alina Łukasik. - W końcu wezwała zespół ratownictwa medycznego, który przetransportował ją do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego i już po pierwszym badaniu postawiono diagnozę, że to ostry brzuch, czyli podejrzenie zapalenia otrzewnej – dodaje. Okazało się, że doszło do perforacji wyrostka robaczkowego. Gdyby ktoś zbadał ją wcześniej, dotknął brzucha - szybciej trafiłaby na stół operacyjny, być może nie doszłoby do poważnych powikłań.
"Kilkanaście dzieci do nas trafiło w bardzo ciężkim stanie"
Teleporady naprawdę rzadko można stosować u najmłodszych pacjentów - dodają pediatrzy. - Było kilka a nawet kilkanaście dzieci, które do nas trafiły w bardzo ciężkim stanie – informuje Lidia Stopyra ze Szpitala im. S. Żeromskiego w Krakowie. Dzieci były leczone w trybie zdalnym, a to oznacza, że nikt ich nie osłuchał i nikt nie obejrzał.
Jeszcze na początku pandemii do krakowskiego szpitala przywieziono kilkumiesięczne dziecko. Miało zmiany skórne, a rodzice po teleporadzie smarowali je maściami antyalerigcznymi. - Później te maści zmieniano. W końcu dziecko z bardzo masywnymi i bolesnymi zmianami skórnymi, z sepsą gronkowcową, u nas w środku nocy się znalazło – dodaje Lidia Stopyra.
Pediatrzy przypominają, że gorączkujące maluchy mogą mieć banalną infekcję, ale równie dobrze, może się u nich rozwijać sepsa czy zapalenie opon mózgowych. - I nawet jeśli badamy dziecko, szczególnie gdy to jest małe dziecko, noworodek czy niemowlę, to nie jest łatwa ocena tego dziecka podczas badania. Natomiast w czasie teleporady to praktycznie jest to niemożliwe – przyznaje Lidia Stopyra.
"Mamy pewnego rodzaju napięcie ze środowiskiem lekarzy"
Według Jacka Krajewskiego, prezesa Federacji Porozumienia Zielonogórskie, lekarze rzadziej niż kiedyś stosują teleporady - kiedyś korzystano z nich w 8-9 przypadkach na 10. - W tej chwili w przychodniach, które normalnie pracują, na dziesięciu pacjentów co najmniej czterech jest zapraszanych do osobistego zbadania – mówi Jacek Krajewski.
Minister zdrowia mówi, że to co było dobre w marcu - czyli głównie teleporady, niekoniecznie sprawdza się teraz. - Jestem zdeterminowany, żeby normalność przywracać. Zresztą mamy nawet pewnego rodzaju napięcie ze środowiskiem lekarzy rodzinnych, bo ja staram się przeforsować "pacjencki" punkt widzenia – tłumaczy Adam Niedzielski.
Chociaż są sytuacje, w których teleporada może być świetnym rozwiązaniem. - Jest fantastycznym narzędziem do kontynuacji opieki. Jeśli znamy pacjenta, był to pacjent, który u nas wcześniej bywał, badaliśmy go, taka teleporada w większości sytuacji jest wystarczająca – uważa prof. Marcin Grabowski z Kliniki Kardiologii UCK WUM. Ale jak dodaje profesor - i tak co trzeci pacjent kardiologiczny będzie wymagał osobistego spotkania ze specjalistą.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24