Dopóki w Polsce prawo jest takie, że kobieta ma prawo wystąpić o aborcję i w uzasadnionych przypadkach powinna mieć tego typu procedurę wykonaną, to ja będę się tego trzymał, niezależnie od tego, jakie pikiety będą stały przed szpitalem - zapewnił w "Tak jest" w TVN24 profesor Romuald Dębski, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w Szpitalu Bielańskim w Warszawie. W jego opinii "należy być lekarzem na dobre i na złe".
Nieopodal głównego wejścia do Szpitala Bielańskiego od jakiegoś czasu pojawia się samochód dostawczy z billboardem antyaborcyjnym o treści: "W Szpitalu Bielańskim w 2017 r. aborterzy zabili 131 dzieci".
Pytany we wtorek w "Tak jest" w TVN24, czy wpływa to na jego pracę, prof. Dębski odpowiedział: - Już nie. Po iluś latach tego typu manifestacji, musiałem założyć pewnego rodzaju skorupę.
- Natomiast mam pewną świadomość tego, że ogromnie przeszkadza to pacjentkom, których ogromna większość przychodzi do tego szpitala po to, żeby ratować życie dziecka, a nie, żeby terminować ciążę - zaznaczył.
Profesor Dębski podkreślił, że "podpisuje się pod wnioskami rodziców, którzy występują z prośbą o to, żeby zakończyć przedwcześnie ciążę, bo nie czują się na siłach, żeby doczekać, aż urodzi się dziecko, które umrze w ciągu 15 minut po porodzie, albo tym bardziej, urodzi się dziecko, które będzie mogło żyć wiele lat, tylko że będzie totalnie niepełnosprawne i będzie stanowiło obciążenie".
- Nie wszyscy rodzice są w stanie podjąć decyzję o tym, że będą chcieli taką ciążę kontynuować, że podejmą się tego trudu wychowywania - dodał.
"Będę się tego trzymał, niezależnie od tego, jakie pikiety będą stały"
Profesor Dębski podkreślił, że postępuje zgodnie z polskim prawem, które pozwala na tego typu działanie.
- Powiem szczerze. Byłbym najszczęśliwszy, (....) gdyby w Polsce prawo to zakazywało [aborcji - przyp. red.]. Powiedziałem: ja, Romuald Dębski, na pewno sobie poradzę. Gdyby to dotyczyło mojej rodziny, moich bardzo bliskich osób, to ja bardzo dobrze znam ludzi w Europie, do których mogę wysłać bliskie osoby - przyznał.
Natomiast - jaka dodał - "dopóki w Polsce prawo jest takie, że kobieta ma prawo wystąpić [o aborcję - red.] i w uzasadnionych przypadkach powinna mieć tego typu procedurę wykonaną, to ja będę się tego trzymał, niezależnie od tego, jakie pikiety będą stały przed szpitalem".
"Należy być lekarzem na dobre i na złe"
Pytany, czy nie ma problemu z dokonywaniem aborcji, Dębski odparł, że to jest decyzja kobiety, a on - zgodnie z polskim prawem - powinien takiej pacjentce umożliwić dokonanie aborcji.
Obowiązująca ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 roku zezwala na dokonanie aborcji w trzech sytuacjach: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, gdy jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, a także, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
W dwóch pierwszych przypadkach przerwanie ciąży jest dopuszczalne do osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki, a w przypadku czynu zabronionego - jeśli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni.
Profesor Dębski pytany w "Tak jest", czy zmieniłby obowiązujące prawo aborcyjne, ocenił, że w Polsce wypracowany został trudny, ale konsensus. - Ja bym nie szedł ani w kierunku zaostrzania, ani w kierunku liberalizacji - przyznał.
- Natomiast byłbym ogromnym zwolennikiem tego, że jeżeli ktoś decyduje się na bycie położnikiem ginekologiem, to należy być lekarzem na dobre i na złe - podkreślił.
- Wtedy, kiedy ma się urodzić piękny, zdrowy dzieciak, to ja jestem przy tej pacjentce. Wtedy, kiedy jest coś złego, ja też jestem przy tej pacjentce i staram się jej pomóc niezależnie od tego, czy to jest coś, co mi sprawia frajdę, bo proszę mi uwierzyć - terminacje nikomu z nas przyjemności nie sprawiają - przyznał profesor Dębski.
Autor: js/ / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24