W kopalni "Wujek-Śląsk" na sto procent doszło do wybuchu, a nie zapalenia metanu - potwierdziła to pierwsza wizja lokalna Wyższego Urzędu Górniczego. Jak twierdzą pracownicy WUG czujniki metanu były w kopalni zamontowane prawidłowo. Prezes urzędu Piotr Litwa zapewnia: - Ta feralna ściana była regularnie kontrolowana. Dlaczego doszło do wybuchu i czy były zaniedbania, tego WUG na razie stwierdzić nie potrafi.
Przez około 8 godzin prokurator, przedstawiciele nadzoru górniczego i eksperci specjalnej komisji wyjaśniającej przyczyny tragedii w kopalni "Wujek-Śląsk" przeprowadzali pod ziemią wizję lokalną. Pierwsze oględziny miejsca tragedii zakończyły się po godz. 3. nad ranem. Już w piątek rano ponad 1000 m pod ziemię zjechały kolejne grupy specjalistów.
- Z tych wstępnych, zakończonych w nocy oględzin wynika, że czujniki metanowe były zabudowane prawidłowo - powiedział rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Krzysztof Król. Jak mówią przedstawiciele nadzoru górniczego, to - według nich - przecina spekulacje na temat rzekomego wystawiania czujników w strumień czystego powietrza, aby nie pokazywały prawdziwych stężeń metanu w wyrobisku. Czujniki zostaną teraz skrupulatnie zbadane na powierzchni.
Po wybuchu górnicy kopalni "Wujek-Śląsk" wielokrotnie mówili, że w kopalni dochodziło do fałszowania wskaźników metanomierzy. Jeden z górników zgłosił sprawę do ABW. Przed katastrofą WUG przeprowadził kontrole. Nie stwierdził nieprawidłowości.
"Nikt nie był tak kontrolowany"
Wątpliwości co do poszanowania przepisów bezpieczeństwa na konferencji prasowej próbował też rozwiać prezes Wyższego Urzędu Górniczego Piotr Litwa. - Ta ściana była w 2008 roku kontrolowana 12 razy, a w tym już 5. Żaden pracodawca nie jest tak często kontrolowany - argumentował Litwa. Zapewniał też, że nie wszystkie z tych inspekcji były zapowiedziane. - Ta kwietniowa byłą kontrolną doraźną. Co więcej, sami inspektorzy dowiedzieli się o niej dopiero po przyjściu do pracy, a kopalnia - kiedy stali pod bramą - twierdzi prezes.
Piotr Litwa przyznał też, że ściana była niebezpieczna. - Rzeczywiście, dochodziło tam do przekroczeń. Podejmowano decyzje w ich spraiwe, na przykład zwracano się do specjalistów, którzy pomagali ustalić najlepszy bieg ściany. To nie jest tak, że zagrożenia nie było. Było, dlatego ściana zaliczona była do najwyższej, 4. kategorii zagrożenia metanowego. Ale starano się je zmniejszać - zarzekał się Litwa.
Na 100 procent wybuchł metan
Specjaliści, którzy nocą zjechali 1050 m pod ziemię, potwierdzili wcześniejsze przypuszczenia, że w kopalni doszło nie tylko do zapalenia, ale też wybuchu metanu. Świadczy o tym skala i charakter zniszczeń w wyrobiskach - tamy przeciwwybuchowe zostały uszkodzone przez falę uderzeniową.
Z tych wstępnych, zakończonych w nocy oględzin wynika, że czujniki metanowe były zabudowane prawidłowo rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Krzysztof Król
- Płomień bezpośrednio objął całą ścianę, której długość wynosi 240 metrów, wyrobiska przyścianowe o długości kilkudziesięciu metrów. Ogień został zatrzymany dopiero przez tamy wentylacyjne - mówił dyrektor Okręgowego Urzędu górniczego Jerzy Kolasa.
Dwie wizje lokalne
W czwartek wieczorem jako pierwsi w rejon katastrofy zjechali specjaliści z Kopalni Doświadczalnej "Barbara", którzy pobrali próbki pyłu węglowego i skał. Analizowali też siłę i kierunek podmuchu po zapaleniu i wybuchu metanu. Wszystko to ma przyczynić się do ustalenia przebiegu katastrofy i wyjaśnienia jej przyczyn. Później w rejon katastrofy zjechały dwie grupy specjalistów w zakresie górnictwa wraz z prokuratorami.
W piątek rano w rejon katastrofy zjechały kolejne dwie grupy. Tym razem są to specjaliści w zakresie energomechaniki. - Sprawdzą wszelkie przewody i urządzenia elektryczne. Jedna grupa pójdzie w rejon ściany wydobywczej, druga sprawdzi drogi wentylacyjne. Prokuratorzy zgodzili się, by te oględziny odbywały się już bez ich udziału - powiedział Król. W piątek w południe do kopalni mają zjechać członkowie komisji wyjaśniającej przyczyny wypadku powołanej przez prezesa WUG.
100 osób do przesłuchania
Rozpoczęta w czwartek wizja lokalna w miejscu katastrofy zapoczątkowała cały cykl oględzin miejsca tragedii, który powinien zakończyć się w połowie przyszłego tygodnia. Przeprowadzenie oględzin było możliwe po przywróceniu prawidłowej wentylacji wyrobiska oraz doprowadzeniu stężenia metanu i temperatury do bezpiecznego poziomu. Przez prawie tydzień pracowali przy tym ratownicy górniczy. W czwartek po południu akcja ratownicza została formalnie zakończona. Nadzór górniczy, w porozumieniu z prokuraturą, zdecydował, by wizję przeprowadzić jeszcze tego samego dnia.
Prokuratura zakłada, że co najmniej kilkaset osób zostanie przesłuchanych w śledztwie dotyczącym katastrofy. Pierwsi już złożyli zeznania. Prokuratura musi przesłuchać wszystkich żyjących pokrzywdzonych oraz uczestników akcji ratowniczej i pracowników kopalni. Zeznawać mają też osoby, które w mediach mówiły o nieprawidłowościach w kopalni - o ile przekazane informacje mają związek z tragedią. Prokuratura apeluje, by zgłaszali się do niej wszyscy, którzy mają wiedzę na ten temat. Przesłuchują zarówno prokuratorzy, jak i policjanci.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Andrzej Grygiel