Jaki jest sposób na poderwanie dziewczyny? Naturalność, oryginalność i inteligencja czy białe zęby, szybki samochód oraz ekskluzywny apartament w sercu Warszawy? Pomóc w zdobyciu umiejętności uwodzenia mają specjalne kursy. Psycholodzy jednak ostrzegają: te szkolenia zamiast pomóc, szkodzą. To manipulacja.
Zaczyna się niewinnie. - Czy wiesz, gdzie są jakieś kluby? - pyta nieznajomą blondynkę Bartek, któremu w ciągu trzech minut udało się dostać numer telefonu od nowopoznanej dziewczyny. Wyczynu zazdrości mu pewnie wielu mężczyzn.
Bartek Sikora, jako absolwent akademii uwodzenia, jest fachowcem dziedzinie podrywu. - Lubię to, lubię dawać kobietom pewnego rodzaju szczęście, czyli uśmiech na twarzy, dobrą energie, miłe dni - zapewnia chłopak.
"Mają po 30 lat i w życiu nie mieli kobiety"
Jeśli wierzyć na słowo, to z takimi umiejętnościami wychodzi każdy uczestnik kursu podrywania. Jak twierdzi właściciel szkoły uwodzenia, chętnych na tego rodzaju zajęcia nie brakuje.
- Przychodzą bo chcą mieć ich (kobiet - red.) kilkadziesiąt, ale to jest ich sprawa. Większość ma w ogóle problemy. Przychodzą faceci, którzy mają po 30 lat i w życiu nie mieli kobiety, w życiu nie byli w łóżku - tłumaczy Andrzej Bajko, właściciel szkoły.
W szkole uwodzenia "student" uczy się wszystkiego - od sposobów podrywu, po techniki seksualne. Nie brakuje również wiedzy teoretycznej. - Dziewczyna oczekuje, aby facet wiedział czego chce, miał jakiś cel. Potrzebne jest też, żeby miał pasję - prezentuje efekty swojej nauki Ryszard Rak.
Szkoła szkodzi?
Trzydniowy, indywidualny kurs może kosztować od 700 do 5000 złotych. Czy warto spróbować? Piotr Sikora twierdzi, że tak. Na kursie poznał bowiem swoją przyszłą żonę. - Otwarłem słowami "cześć, czy chciałabyś poznać takiego fajnego faceta, jak ja" - wspomina.
Odmiennego zdania na temat pożyteczności tego typu szkoleń są natomiast psycholodzy i seksuolodzy. Joanna Heidtmannn ocenia jednoznacznie: - Te kursy wyłącznie czynią dalszą szkodę, taką emocjonalną i umysłową osobom, które tam się znalazły.
Gorzkich słów o tego rodzaju kursach nie szczędzi również prof. Lew Starowicz. - To się nazywa szkoła oszukiwania. To jest przecież nauczenie się manipulowania, oddziaływania na drugą płeć - tłumaczy seksuolog.
Właściciel szkoły w swojej działalności nie widzi jednak nic złego. - Tak naprawdę, kto nie manipuluje? Odzywając się do kogoś, już wywieramy wpływ na kogoś. Tak naprawdę każdego można nazwać manipulatorem - odpiera zarzuty Bajko.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. sxc.hu