- Minister finansów to szkodnik i Nikodem Dyzma polskich finansów publicznych XXI wieku - mówił w środę rano w Sejmie Zbigniew Girzyński z PiS. A Wincenty Elsner z Ruchu Palikota pytał, czyje interesy reprezentuje Jacek Rostowski. - Polsce w żaden sposób nie zagraża katastrofa finansowa - odpierał zarzuty wicepremier. Po ostrej wymianie zdań, Sejm nie przyjął wniosku SLD i SP o odrzucenie w pierwszym czytaniu projektu nowelizacji ustawy o finansach publicznych.
Za przyjęciem wniosku opozycji było 201 posłów, przeciw 225, wstrzymało się 3 posłów z PO - John Godson, Jarosław Gowin i Jacek Żalek. Odrzucenie wniosku oznacza skierowanie projektu do prac w sejmowej komisji finansów publicznych.
Podczas krótkiej serii pytań przed głosowaniem doszło do ostrej wymiany zdań pomiędzy posłami i ministrem finansów. Poseł Solidarnej Polski Andrzej Romanek mówił, że w Polsce mamy do czynienia z kreatywną księgowością ministra finansów Jacka Rostowskiego, a do tego kreatywną legislacją. Dodał, że w ciągu sześciu lat rządów ministra Rostowskiego Polska zadłużyła się na 341 mld zł, zaś w tym roku szef MF "dorzuci" do tego kolejne 16 mld zł, a w 2014 r. 50 mld zł. - Ta polityka doprowadziła do tego, że przyszłe pokolenia, nasze dzieci, nasze wnuki i prawnuki będą żyły o wodzie i o chlebie, o ile w ogóle im na chleb wystarczy - grzmiał poseł SP.
Z kolei Zbigniew Girzyński z PiS zwrócił się do premiera Donalda Tuska z pytaniem, kiedy wreszcie pozbędzie się z rządu "szkodnika". - Pan minister Rostowski to szkodnik, to Nikodem Dyzma polskich finansów publicznych XXI wieku - mówił.
A Wincenty Elsner z Ruchu Palikota pytał: - Mam nieodparte wrażenie, że w ławach rządowych siedzi nie minister polskich finansów, a lobbysta światowej finansjery. Przekonywał nas pan wczoraj, że bilion długu jaki już prawie mamy, to za mało. Jeżeli przeszkadza nam reguła (wydatkowa - red.), to należy ją znieść i dalej się zadłużać, bo i tak jesteśmy w czołówce. Panie ministrze kim pan jest, czyje interesy pan reprezentuje, bo to są tylko interesy banków, światowej finansjery - mówił Elsner.
Na zarzuty posłów krótko odpowiedział minister finansów. - Polsce w żaden sposób nie zagraża katastrofa finansowa - zaznaczył. Odpierał zarzuty opozycji porównując Polskę z innymi krajami. - Niestety dla tych, którzy nie umieją liczyć i nie umieją porównywać liczb tak jasno i klarownie przedstawionych, to nie będzie państwa przekonywało - przekonywał.
Na konferencji prasowej już po głosowaniu Solidarna Polska przedstawiła listę "grzechów" ministra Jacka Rostowskiego.
Zawieszenie progu
Projekt przewiduje zawieszenie do końca roku sankcji nakładanych na finanse publiczne po przekroczeniu tzw. pierwszego progu ostrożnościowego, gdy relacja długu publicznego do PKB przekracza 50 proc. W takiej sytuacji, z którą mamy do czynienia od kilku lat, rząd nie może uchwalać projektu budżetu, w którym relacja deficytu budżetu państwa do dochodów budżetu byłaby wyższa niż relacja wynikająca z aktualnej ustawy budżetowej.
Ponadto projekt zakłada zawieszenie tymczasowej reguły wydatkowej, która mówi, że wydatki tzw. elastyczne nie mogą rosnąć więcej niż 1 proc. powyżej inflacji.
Argumenty ministra
Minister finansów Jacek Rostowski przekonywał we wtorek w Sejmie, że bez zawieszenia progu ostrożnościowego konieczne byłyby cięcia wydatków na ok. 25 mld zł albo podwyżki podatków. Zdecydowanie przeciwne projektowi nowelizacji są kluby RP, SLD i SP.
Wicepremier, minister finansów Jacek Rostowski mówił przedstawiając projekt, że w Polsce na koniec 2012 r. relacja długu do PKB wyniosła 52,7 proc. PKB. Jego zdaniem w takiej sytuacji można bezpiecznie zawiesić funkcjonowanie 50-proc. progu ostrożnościowego i tymczasową regułę wydatkową. Minister wyjaśnił, że większość państw strefy euro miała w 2012 r. wyższą relację długu do PKB niż Polska (średnio ponad 90 proc. PKB), a niższą miały tylko Estonia, Luksemburg, Słowacja, Słowenia i Finlandia.
Katastrofa nie grozi?
Szef resortu finansów zapewnił, że zawieszenie 50-proc. progu ostrożnościowego nie jest znakiem nadchodzącej katastrofy finansów publicznych. Podkreślił, że po zapowiedzi tej zmiany i nowelizacji budżetu na 2013 r. spadły rentowności polskich obligacji 5-letnich i 10-letnich, a złoty umocnił się najbardziej z 25 walut rynków wschodzących. Zdaniem ministra stało się tak dlatego, że obecny rząd jest wiarygodny dla rynków finansowych.
O budżecie
W Sejmie trwa w środę debata na temat sprawozdania rządu z wykonania ubiegłorocznego budżetu i z działalności Narodowego Banku Polskiego w 2012 roku. Łącznie na dyskusję przewidziano blisko osiem godzin. Głosowanie nad absolutorium dla gabinetu Donalda Tuska zaplanowano w piątkowym bloku głosowań.
Prezes NIK Jacek Jezierski powiedział podczas debaty, że w 2012 r. budżety państwa były wykonywane w warunkach spowolnienia gospodarczego w Polsce i recesji w UE. Dodał, że Izba pozytywnie ocenia ich wykonanie przez rząd. Jezierski wskazał, że kraje UE odnotowały ujemny wzrost PKB, w tym strefa euro na poziomie minus 0,6 proc. - Kryzys w Unii Europejskiej miał wpływ na obniżenie tempa wzrostu całej gospodarki światowej, w tym gospodarki Polski. Dynamika PKB w Polsce jest silnie uzależniona od wzrostu gospodarczego w Unii Europejskiej - zaznaczył.
Przewodniczący sejmowej komisji finansów Dariusz Rosati z PO ocenił z kolei, że budżet państwa w 2012 r. był realizowany w warunkach słabnącej z kwartału na kwartał aktywności gospodarczej. Dodał, że wpływ na taką sytuację miała m.in. recesja w zachodniej Europie.
Niekonwencjonalna polityka
Prezes NBP Marek Belka przedstawił posłom sprawozdanie z działalności Banku w 2012 r. Ocenił, że w odróżnieniu do banków centralnych innych krajów Narodowy Bank Polski nie musi prowadzić "niekonwencjonalnej" polityki centralnej, czyli skupowania aktywów i utrzymywaniu ultraniskich stóp procentowych.
Wyjaśniał, że polityka pieniężna, w przypadku NBP, oznacza głównie politykę stóp procentowych. - Jest tak dlatego, bo Polska jest w sytuacji na tyle korzystnej, na tyle normalnej, że nie uciekamy się w polityce pieniężnej - jak większość banków centralnych w świecie - do tzw. polityki niekonwencjonalnej - podkreślał.
Ocenił, że wpływ niższych stóp procentowych na koniunkturę gospodarczą w Polsce jest nieco słabszy niż w krajach Europy Zachodniej. Dodał, że niższe stopy procentowe oznaczają niższy koszt kredytu. Jak mówił, jest to czynnik sprzyjający poprawie koniunktury gospodarczej, ale oddziałowuje z pewnym opóźnieniem, nawet kilku kwartałów. Ekonomiści twierdzą, że czynnik ten zaczyna być widoczny po ok. półtora roku.
Zastrzegł jednak, że zbyt niskie stopy procentowe mogą zaszkodzić złotemu, małym bankom oraz przyczynić się do odpływu depozytów z banków komercyjnych. Dodał, że polski system bankowy jest przedmiotem zazdrości innych krajów.
Autor: BOR,mn\mtom/zp / Źródło: tvn24.pl, PAP