Nie nakręcajmy paniki. Nie ma dowodów naukowych przeciw szczepionce AstraZeneca. Nikt nie udowodnił tego, że powoduje ona zakrzepy - oceniła profesor Magdalena Marczyńska z Rady Medycznej działającej przy premierze. - Szczepionki ratują życie. Trudno nie odnieść wrażenia, że toczy się jakaś rynkowa gra - dodała. Odnosząc się do kwestii rozprzestrzeniania się koronawirusa, powiedziała, że "nie jest tak, że da się uniknąć większości zakażeń, zamykając miejsca tak zwanej rozrywki".
W poniedziałek szczepienia przeciw COVID-19 preparatem AstraZeneki zawiesiły Niemcy, Włochy, Francja i Hiszpania.
- Każde państwo podejmowało tę decyzję na skutek zdarzeń w tych konkretnych państwach. W Polsce nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, w której konsekwencji należałoby zdecydować się na wstrzymanie szczepień szczepionką firmy AstraZeneca - podkreślił w poniedziałek Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, rządowy pełnomocnik do spraw szczepień przeciwko COVID-19. Szef KPRM zapewnił, że jeśli Europejska Agencja Leków albo Urząd Regulacji Produktów Leczniczych wydadzą zalecenia o wstrzymaniu szczepień preparatem firmy AstraZeneca, wówczas rząd natychmiast takie zalecenie wykona.
"Nie ma dowodów naukowych przeciwko szczepionce AstraZeneca"
Profesor Magdalena Marczyńska, specjalistka od chorób zakaźnych wieku dziecięcego z Rady Medycznej działającej przy premierze pytana przez Polską Agencję Prasową o szczepionkę AstraZeneki podkreśliła, że w debacie o pandemii i o procesie szczepień potrzeba w końcu dużo więcej spokoju. - Nie nakręcajmy paniki. Nie ma w tej chwili dowodów naukowych przeciwko szczepionce AstraZeneca - powiedziała. - Nikt nie udowodnił tego, że powoduje ona zakrzepy. Od tego trzeba wyjść. Ta szczepionka została dopuszczona do obrotu przez Europejską Agencję Leków. To nie są decyzje spod dużego palca - oceniła.
Dodała, że sytuacji w innych państwach nie można też odnosić jeden do jednego do tej w Polsce. - W naszym kraju nie zdecydowaliśmy się w procesie szczepień na zrezygnowanie z kwalifikacji medycznej. Tej dokonuje się nie przez okno samochodu, ale w punkcie szczepień i robi to lekarz - zwróciła uwagę.
- Oczywiście, że przy milionach szczepień na całym świecie mogą się pojawić skutki uboczne u niewielkiego promila osób. Przy każdym leku jest też tak, że już po dopuszczeniu do obrotu uzupełnia się potem listę możliwych działań niepożądanych. Nie może być jednak tak, że dyskusją o szczepieniach rządzi histeria. To dopuszczona szczepionka, którą od kilku miesięcy używa się w Wielkiej Brytanii. Tam zaszczepiono nią znacznie więcej osób niż w krajach Unii Europejskiej. I nikt nie podważał jej skuteczności. Nie było też doniesień o poważnych niepożądanych odczynach poszczepiennych. Trzeba sprawę monitorować, ale nie wyciągać pochopnych wniosków - wskazała profesor Marczyńska.
"Trudno nie odnieść wrażenia, że toczy się jakaś rynkowa gra"
Specjalistka powiedziała, że pytana przez znajomych, którzy mają jakieś uwagi do tej szczepionki, jak najbardziej rekomenduje jej przyjmowanie.
- To preparat zabezpieczający nas przed ciężkim przebiegiem COVID-19. Szczepionki ratują życie - podkreśliła. - W tym przypadku trudno nie odnieść wrażenia, że toczy się jakaś rynkowa gra. Do tego media niezwykle sensacyjnie podchodzą do tego tematu, a tak proces szczepień, jak i cały przebieg epidemii, należy relacjonować z rozsądkiem. Od początku do tego namawiam. Tak jak mówiłam miesiąc temu, że nie można wszystkich obostrzeń zdjąć jednocześnie, tak też nie można oczekiwać przestrzegania nieracjonalnych rygorów. Teraz też doradzam uważne śledzenie sytuacji. Nie jestem za tym, aby na już chwiać się od ściany do ściany i zamykać wszystko - przyznała członkini Rady Medycznej.
"Decyzje o lockdownie powinny być ostatecznością"
W jej ocenie jest w Polsce obecnie duży problem z brytyjską mutacją wirusa, obłożenie w szpitalach wzrasta, a szczepienia idą zbyt wolno przez zbyt małe dostawy.
- Nie jest jednak tak, że da się uniknąć większości zakażeń, zamykając miejsca tak zwanej rozrywki - podkreśliła profesor Marczyńska. - W większości ten wirus przenosi się w pracy, w rodzinie. W takich przypadkach trudno nad nim zapanować. Oczywiście, jeżeli konieczne będzie przewożenie chorych z jednego województwa do drugiego, nie będzie gdzie ich leczyć, to wiele sektorów życia trzeba będzie spowolnić, bo nic nie da się zrobić. Nadal jednak obserwowałabym wszystkie wskaźniki. Decyzje o lockdownie powinny być ostatecznością - dodała specjalistka od chorób zakaźnych wieku dziecięcego.
Źródło: PAP