Pegasus to bardzo proste w użyciu, choć bardzo skomplikowane technicznie narzędzie szpiegowskie, sprzedawane rządom wielu krajów - mówił w TVN24 Adam Haertle z portalu zaufanatrzecia.strona.pl. Na pytanie, czego służby mogły szukać w telefonie prokurator Ewy Wrzosek, Haertle odparł: - Bez wątpienia mogą znaleźć tam wszystkie informacje, które w tym telefonie są: historie połączeń, zdjęcia, rozmowy. Być może ktoś chciał znaleźć dowody na powiązania tej osoby z innymi - spekulował.
Prokurator Ewa Wrzosek poinformowała w czwartek, że otrzymała informację o "możliwym cyberataku na jej telefon ze strony służb państwowych". - Koncern Apple przekazał mi dowody, że mój telefon był poddany działaniu Pegasusa - powiedziała redakcji tvn24.pl. Prokurator złożyła zawiadomieniw o popełnieniu przestępstwa.
O tym, że Centralne Biuro Antykorupcyjne kupiło system do inwigilacji Pegasus, pisaliśmy na łamach tvn24.pl we wrześniu 2018 roku.
Czym jest Pegasus?
O systemie Pegasus mówił w piątek w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Adam Haertle z portalu zaufanatrzecia.strona.pl.
- To bardzo proste w użyciu, choć bardzo skomplikowane technicznie narzędzie sprzedawane przez izraelską firmę rządom wielu krajów. Jeżeli rząd i jego służby powołane do ścigania przestępczości potrzebują dostępu do danych na telefonie konkretnej osoby, to wtedy są w stanie, jeśli taki system zakupią, wpisać w niego numer telefonu swojego celu, klikają i po minucie, dwóch na ekranie widzą historię rozmów, historię lokalizacji, zdjęcia, są w stanie uruchomić mikrofon takiego telefonu i słuchać tego, co dzieje się w jego okolicy - tłumaczył gość TVN24. Podkreślił, że "jest to bardzo silne i bardzo łatwe w eksploatacji narzędzie szpiegowskie".
Po co rządom tego typu narzędzie szpiegowskie? - Jest wielu przestępców, którzy używają swoich telefonów jako głównego systemu komunikacji. Nie używają jednak zwykłych połączeń telefonicznych i zwykłych sms-ów, które państwu, za pomocą operatorów telekomunikacyjnych, relatywnie łatwo podsłuchać. Używają szyfrowanych komunikatorów, które są bezpieczne dopóki ktoś nie włamie się na telefon - mówił Haertle. Jak dodał, "to właśnie do tych szyfrowanych komunikatorów najczęściej służby państwowe chcą zyskać dostęp, by zdobyć dowody przestępstwa".
Czego szukano w telefonie pani prokurator?
Na pytanie, czego służby mogły szukać w telefonie pani prokurator, odparł: To już trzeba by te służby zapytać. Bez wątpienia mogą znaleźć tam wszystkie informacje, które w tym telefonie są: historie połączeń, zdjęcia, rozmowy - wymieniał. - Być może ktoś chciał znaleźć dowody na powiązania tej osoby z innymi - spekulował.
Haertle podkreślił, że "z punktu widzenia prawnego takie działania powinny zostać poprzedzone odpowiednimi krokami przewidzianymi w ustawach. - Czyli musi być postanowienie o kontroli operacyjnej, musi być współpraca sędziego i prokuratora, którzy prowadzą takie postępowanie. Są określone kroki, które służby muszą wykonać, przynajmniej zgodnie z obowiązującymi przepisami, by taką zgodę uzyskać - wyjaśnił. Zwrócił uwagę, że takich zgód w Polsce wydaje się rocznie kilka tysięcy. - Nie jest to jakieś masowe zjawisko - zauważył.
- Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie z technicznego punktu widzenia, aby taką kontrolę uruchomić bez tych zgód. To jest decyzja kogoś, kto siedzi przy komputerze, który zarządza Pegasusem. To, czy ma te dokumenty prawidłowo podpisane przez wszystkie osoby przewidziane w przepisach, czy nie, to już jest kwestia tego, jak służby wewnętrznie kontrolują taki proces. Tego niestety nie wiemy - powiedział Heartle.
Kto może kupić Pegasusa
Jak tłumaczył gość TVN24, o tym, komu można sprzedać oprogramowanie, decyduje jego producent, ale także kraj, w którym ma on siedzibę. - Do tej pory firma NSO z siedzibą w Izraelu mogła sprzedawać swoje produkty do ponad 100 krajów. Odbiorcami mogły być tylko rządy, służby powołane do ścigania przestępczości w tych krajach - zaznaczył.
Przypomniał, że w czwartek "Izrael ograniczył z ponad stu do trzydziestu paru listę krajów, do których wolno jego firmom sprzedawać tego rodzaju narzędzia". - Z tej listy z Europy niestety zniknęły Polska i Węgry - podkreślił.
Dziennikarze na celowniku
- Około dwa miesiące temu w sieci pojawiły się pierwsze informacje o tym, że w ręce dziennikarzy trafiła lista osób, które znajdowały sie na liście celów Pegasusa - przypomniał Haertle. - Tam było kilkadziesiąt tysięcy numerów telefonów i dziennikarze z wielu krajów dosyć skrupulatnie tę listę analizowali. W wielu krajach wybuchały sensacyjne afery - mówił. Na jaw wyszło m.in. podsłuchiwanie węgierskich dziennikarzy. - Akurat przez przypadek trafiło na dziennikarza, który raportował na temat podróży premiera tego kraju wraz z różnymi biznesmenami na pokładzie ich jachtów lub samolotów - wskazał.
Zwrócił uwagę, że "w Polsce takiej listy nie mieliśmy". To sugerowałoby, że w Polsce te numery, które trafiły w ręce dziennikarzy, nie niosły za sobą żadnych sensacji, nie znaleziono tam działaczy, nie znaleziono tam osób, których nie powinno na takiej liście być - ocenił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock