Podczas poszukiwań 10-letniej Mai po raz pierwszy wykorzystano w Polsce system Child Alert. Dzięki niemu rysopis oraz zdjęcie dziewczynki pojawiły się na stronach wielu mediów. Uruchomiono też specjalny numer, na który zadzowniło ponad 200 osób. Jak podkreśliła Justyna Klich z fundacji Itaka, system zadziałał sprawnie. Dziewczynkę odnaleziono w środę w Niemczech.
Maja zniknęła we wtorek sprzed swojego domu w Wołczkowie (woj. zachodniopomorskie).
Child Alert - system szybkiego rozpowszechniania informacji o zaginionym dziecku - uruchomiono w nocy z wtorku na środę, gdy policjanci mieli pewność, że 10-latka została uprowadzona.
Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji, wyjaśnił na antenie TVN24, że decyzję o uruchomieniu takiego systemu podejmowane są w Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych, jednak nie przy każdym zniknięciu dziecka.
Jak tłumaczył rzecznik, dzieje się tak tylko w szczególnych sytuacjach, kiedy policja ma uzasadnione podejrzenie, że dziecku zagraża niebezpieczeństwo i mogło zostać uprowadzone. Dochodzi do tego też m.in. gdy zaginione dziecko jest chore i musi przyjmować leki.
W przypadku Mai - jak wyjaśnił Sokołowski - wpływ na to miał między innymi zabezpieczony monitoring, na którym zarejestrowano obcy samochód wyjeżdżający spod domu dziewczynki, a także bucik 10-latki, jaki niedaleko granicy, po stronie niemieckiej, znalazł jej wujek.
Child Alert uruchomiono po raz pierwszy
Child Alert działa w Polsce od listopada 2013 r. Został jednak uruchomiony po raz pierwszy właśnie w czasie poszukiwań Mai. Jak podkreślają policjanci, dotąd w Polsce nie było jeszcze sytuacji, w której istniałyby wszystkie przesłanki do uruchomienia procedury.
Dzięki Child Alert informacje o zaginięciu Mai pojawiły na stronach KGP, MSW, na różnych portalach internetowych i stronach wielu mediów - telewizji informacyjnych, stacji radiowych, gazet. Rozpowszechniały one plakat ze zdjęciem dziewczynki, jej rysopisem, numerem Child Alert 995 i apelem: "Zadzwoń. Nie działaj sam". Numer Child Alert jest linią bezpłatną.
Naczelnik Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych Grzegorz Prusak podał w środę, że w tej sprawie na infolinię zadzwoniło 220 osób, a część informacji, które przekazywano, okazała się przydatna.
W akcję poszukiwawczą Mai zaangażowanych było ok. 100 policjantów, Mobilne Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych, bezzałogowy samolot oraz policyjny śmigłowiec. Polska policja współpracowała ściśle z niemiecką.
System się sprawdził
Justyna Klich z fundacji Itaka mówiła w TVN24, że w przypadku 10-latki system zadziałał sprawnie. - Wykorzystano różne możliwości - powiedziała. Podkreśliła, że w tym przypadku kluczową role odgrywał czas.
Pierwszy tego typu system - pod nazwą Amber Alert - został uruchomiony w 1996 roku w USA po porwaniu i zamordowaniu dziewięcioletniej Amber Hagerman.
Child Alert funkcjonuje obecnie w 11 krajach europejskich (m.in. w Niemczech, Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii i Czechach) oraz na terenie Kanady, Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Zdaniem specjalistów statystyki pokazują, że w przypadkach zaginięć, w których program jest wykorzystywany, większość spraw udaje się pozytywnie rozwiązać.
Porywacz uciekł do Niemiec
Maja została w środę odnaleziona w Niemczech, w miejscowości Friedland. Tego dnia około godziny 11 do niemieckich funkcjonariuszy dotarła informacja, że poszukiwany samochód, który został zarejestrowany przez monitoring w pobliżu domu dziewczynki, stoi przy jednej z autostrad.
Jak się okazało, auto porywacza uczestniczyło w kolizji. Kierowca samochodu, z którym się zderzyło, wezwał na miejsce policję, podając numery rejestracyjne samochodu porywacza. Mężczyzna, który uprowadził Maję, był zdziwiony, że policja wiedziała o porwaniu.
Według niemieckiej policji, dziewczynka próbowała uciekać porywaczowi. Wskazuje na to fakt, że na trasie, którą jechał mężczyzna, znaleziono jej but. Maja została też ranna w stopę. 10-latka fizycznie czuje się dobrze. Jest już z rodzicami w Polsce.
Porywaczem okazał się 31-letni Adrian M., Polak na stałe mieszkający w Niemczech. Polska policja stara się o jego sprowadzenie do kraju. Z nieoficjalnych informacji TVN24 wynika, że mężczyzna leczył się psychiatrycznie. 31-latek był już znany policji. Wcześniej odsiadywał karę za uprowadzenie 9-latka w Wielkiej Brytanii.
Autor: db/ja / Źródło: TVN24, PAP