- Nie mogę sobie pozwolić na to, aby w nieskończoność czekać - stwierdził Antoni Macierewicz, mówiąc o ważnym dla wojska zakupie systemu dowodzenia BMS. Minister przyznał, że "został wprowadzony w błąd", kiedy rok temu podejmowano decyzję o nagłym zakończeniu bliskiego finału przetargu i rozpoczęciu nowego. Efekt jest taki, że żołnierze bardzo im potrzebnego systemu nie dostaną jeszcze wiele lat.
Macierewicz wyraził swoją frustrację podczas poniedziałkowego spotkania z wybranymi dziennikarzami, na którym omawiał sytuację w szeregu ważnych programów zbrojeniowych. Relację z niego przekazała Polska Agencja Prasowa, która jednak pominęła bardzo ciekawy fragment wypowiedzi ministra, przytoczony dzień później przez portal ministerialnego miesięcznika "Polska Zbrojna".
Sfrustrowany minister
Macierewicz skoncentrował się w niej na postępowaniu mającemu dać polskim żołnierzom nowoczesny system dowodzenia, nazywany skrótowo BMS (Battlefield Management System - System Zarządzania na Polu Walki). "Polska Zbrojna" pisze, że minister "nie ukrywał swojego niezadowolenia". - Wprowadzenie w błąd to delikatne określenie - miał powiedzieć Macierewicz, odnosząc się do podjętej rok temu kontrowersyjnej decyzji.
W 2016 roku przetarg na zakup BMS był bliski finału. Startowały w nim dwa konsorcja, w skład których wchodziły dwa silne przedsiębiorstwa prywatne mające doświadczenie w tego rodzaju systemach: Teldat i WB Electronics. Pierwsza wprowadziła do wojska już swój system Jaśmin, druga ma rozwiązania sprzedawane między innymi do USA. Niespodziewanie w lipcu 2016 roku MON ogłosił, że anuluje przetarg. Motywowano to "dokonaną przez ministra ON ponowną oceną podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa".
- Powody takiej decyzji są nam nieznane. Jest wiedzą powszechną, że nie ma w Polsce innego sprawdzonego i gotowego wyposażenia tej klasy, niż to co oferuje nasza firma - mówi tvn24.pl Tomasz Badowski, rzecznik prasowy WB Electronics, która sprzedała swój system BMS o nazwie Fonet do USA. Jak podkreśla przedstawiciel firmy, Fonet jest wykorzystywany operacyjnie przez wojsko tego kraju. Z tego doświadczenia początkowo chciała skorzystać PGZ, która w pierwszym przetargu stworzyła konsorcjum między innymi z WB Electronics.
Jednak latem 2016 roku szybko rozpisano kolejny przetarg, zastrzegając w nim, że dostawcą może być tylko firma kontrolowana przez państwo. Jedyną ofertę złożył państwowy koncern PGZ, ale już bez pomocy firmy prywatnej. Teraz system BMS ma stworzyć wchodząca w skład PGZ firma PIT-Radwar, która nie miała wcześniej dużego doświadczenia w produkcji takiego sprzętu.
- Potencjał w tej dziedzinie był i jest w sektorze prywatnym. Nawet w PGZ była świadomość, że potrzeba sięgnąć po wsparcie firm prywatnych - mówi Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa". - W PGZ nie ma dużych kompetencji w tej dziedzinie. Wśród osób zajmujących się tematem wojska była zgodna opinia, że z tak małego doświadczenia nie da się stworzyć czegoś tak zaawansowanego jak BMS - mówi ekspert.
Zakup w stanie zawieszenia
Efekt jest taki, że umowy na dostawy nie podpisano jednak do dzisiaj. Zapadła cisza. W poniedziałek minister przyznał, że oferowane przez PGZ rozwiązanie nie przeszło jeszcze wojskowych badań, co ma być warunkiem zawarcia kontraktu. Macierewicz twierdzi, że rok temu "został wprowadzony w błąd". "Zapewniano go o tym, że PGZ ma poszukiwane przez wojsko rozwiązanie, a fakty okazały się inne" - referuje słowa ministra "PZ".
- Nie mogę sobie pozwolić na to, aby w nieskończoność czekać, aż różne kłopoty konstrukcyjne, technologiczne czy czasami urzędnicze zostaną rozwiązane – miał mówić minister. Macierewicz miał dodać, że możliwe jest nawet anulowanie obecnego postępowania i "kupno rozwiązania pomostowego".
Co ciekawe, pół roku przed anulowaniem pierwszego przetargu na BMS, minister Macierewicz wygłaszał inne opinie na ten temat. W lutym 2016 roku podczas sesji pytań i odpowiedzi na Twitterze MON stwierdził kategorycznie, że "będzie można szybko polską armię zaopatrzyć w dobry polski produkt". Krytykował przy tym "dwie firmy, dwa wielkie lobby", które "niszczyły wojsko w walce między sobą, uniemożliwiając sobie wzajemnie zrealizowanie tego zadania".
Do tej pory Macierewicz praktycznie nie krytykował PGZ. Wyraźnie podkreślał za to konieczność wzmocnienia państwowego przemysłu zbrojeniowego i starał się kierować zamówienia specjalnie do niego. Manewr z przetargiem na BMS był tego najdobitniejszym przykładem.
Oczekiwanie na XXI wiek
Efekt jest jednak taki, że żołnierze jeszcze wiele lat nie ujrzą nowoczesnego systemu dowodzenia. Stwierdził to między innymi generał Adam Duda, były szef Inspektoratu Uzbrojenia, komórki MON odpowiedzialnej za zakupy nowego sprzętu. To jeszcze pod jego nadzorem przeprowadzono błyskawiczny manewr z anulowaniem pierwszego postępowania na BMS i rozpoczęciem nowego. Niedługo później na własny wniosek odszedł ze służby.
Teraz w swoim raporcie o postępie modernizacji wojska nie ukrywa, że decyzja podjęta w sprawie BMS nie była szczęśliwa. - Powierzenie tego programu konsorcjum PGZ, podczas gdy co najmniej dwie prywatne firmy dysponowały dużo bardziej dojrzałym rozwiązaniem, będzie na pewno miała wpływ na termin wdrożenia tego systemu do brygad wyposażonych w transportery Rosomak. Prawdopodobnie nie nastąpi to przed końcem tej dekady - napisał generał, który jest obecnie ekspertem fundacji Stratpoints.
BMS kupowany w ramach obecnego przetargu ma być wprowadzany do użycia w oddziałach uzbrojonych w transportery Rosomak. Dopiero w drugiej kolejności mogą zostać weń wyposażone inne oddziały. BSM ma przenieść polskich żołnierzy w XXI wiek, umożliwiając im znacznie lepszą komunikację i dowodzenie. To nowoczesna sieć łączności i terminali montowanych w każdym transporterze.
- O tym, że taki system jest kluczowy dla rozwoju wojska, mówił już generał Waldemar Skrzypczak, kiedy był podsekretarzem stanu w MON (w latach 2012-2013 - red.) - podkreślił Cielma. Dodaje, że BMS "musi być", aby móc mówić o nowoczesnym wojsku. - To, że teraz go w Polsce nie mamy, to jest bardzo duża ułomność. To podstawa nowoczesnych sił zbrojnych - wskazał.
Żołnierze mogą na nim obserwować ruchy swoich wojsk, rozpoznane pozycje wroga, wzywać wsparcie czy komunikować się z dowództwem. - To w dużym uproszczeniu wojskowy internet - tłumaczy Cielma. W zachodnich wojskach podobne systemy zaczęły się pojawiać już na początku lat 90. Do polskiego wojska jeszcze nie dotarły. Poza sztabami brygad czy dywizji nadal króluje zwykła radiostacja i mapa. Niestety w najbliższych latach szybko to się nie zmieni.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: 11. Lubuska Dyw. Kaw. Pancernej | szer. Jacek Rok