W piątek strajkować będą szkoły we wszystkich 16 województwach, w większości od godziny 7.30 do 15.30 - poinformował w czwartek prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Jak dodał, nikt z uczestników protestu nie może być pociągnięty do odpowiedzialności, bo jest on legalny.
- Strajk jest absolutnie legalny, dotyczy obrony praw pracowniczych i mieści się w zapisach ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych - wyjaśnił szef Związku Nauczycielstwa Polskiego na konferencji prasowej. - Nikt z uczestników tego strajku - ani pani woźna ani nauczyciele - nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności - dodał. Jak zapowiedział Broniarz, w większości szkół i przedszkoli strajk odbędzie się w godzinach 7.30-15.30. Według szacunków ZNP strajkować będzie 40-45 proc. placówek. Największe poparcie dla protestu jest w woj. pomorskim, śląskim, łódzkim, podkarpackim i mazowieckim. Informacje o rzeczywistej skali i zasięgu protestu w całym kraju prezes ZNP poda w piątek przed południem na briefingu w siedzibie związku w Warszawie. Broniarz przypomniał, że w strajku mogą wziąć udział wszyscy pracownicy oświaty, niezależnie od przynależności związkowej. Strajk będzie polegał na zbiorowym powstrzymaniu się pracowników oświaty od wykonywania pracy. - W czasie strajku pracownicy, którzy w nim uczestniczą nie wykonują żadnych czynności: administracyjnych, opiekuńczych, dydaktycznych, wychowawczych. Są osobami, które są obecne na terenie szkoły, ale nie prowadzą żadnych zajęć. Za opiekę, za organizację opieki nad dziećmi w tym dniu odpowiedzialny jest dyrektor szkoły - powiedział szef ZNP.
Strajk nauczycieli
Do 24 marca oddziały ZNP w ramach procedur sporu zbiorowego informowały dyrektorów szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowych o terminie strajku. Od tego momentu dyrektorzy mieli czas na zorganizowanie pracy szkoły w dniu 31 marca. Niezależnie od tego ZNP prosi rodziców o wyrozumiałość i apeluje, by w miarę możliwości pozostawili dzieci w domu. - Zdajemy sobie sprawę, że to będzie zapewne dokuczliwe, kłopotliwe i problematyczne dla wielu rodziców - powiedział Broniarz. Podkreślił, że "strajk jest przede wszystkim w interesie ucznia, który jest istotą, podmiotem działalności edukacyjnej nauczyciela". Zaznaczył, że dla nauczycieli decyzja o strajku jest dramatycznym i trudnym wydarzeniem. - Mam nadzieję, że strajk będzie bardzo jasnym sygnałem ostrzegawczym dla rządzących, że edukacja jest najważniejszą dziedziną życia społecznego, dotyczy nas wszystkich, a nie tylko ministra edukacji i nauczycieli. Nie można inwestować w edukację, niszcząc ją - ocenił Broniarz. Decyzję o przeprowadzeniu w piątek ogólnopolskiego strajku nauczycieli i pracowników oświaty Zarząd Główny ZNP podjął na początku marca. Związek domaga się deklaracji, że do 2022 r. w szkole nie będzie zwolnień ani nauczycieli, ani pozostałych pracowników, i że do tego czasu żadnemu z nich warunki pracy nie zmienią się na niekorzyść, nie zostanie im też obniżone wynagrodzenie. Związek chce również podniesienia zasadniczego wynagrodzenia nauczycieli o 10 proc. Broniarz podkreślił, że żądania ZNP mieszczą się w zakresie spraw, o które może toczyć się spór zbiorowy.
Zmiany w edukacji
Prezes ZNP - pytany, czy w strajku tak naprawdę nie chodzi o wdrażaną reformę edukacji - odpowiedział, że postulat dotyczący zachowania miejsc pracy i niepogorszenia warunków pracy jest konsekwencją zapowiedzianych zmian. Związek wielokrotnie podawał, że według jego szacunków w wyniku reformy pracę strącić może nawet 37 tys. nauczycieli, a część z nich choć formalnie zatrudniona będzie miała tylko jedną osiemnastą, dwie, trzy lub cztery osiemnaste obecnego wymiaru pracy. Broniarz zwróci uwagę, że choć MEN im bliżej strajku, tym częściej mówi o podwyżkach dla nauczycieli, to nie podaje ile wyniosą koszty reformy. - Nie chcemy, by koszty tego rodzaju przedsięwzięcia jak reforma tudzież wzrost naszych wynagrodzeń były dodatkowym obciążeniem dla samorządów - zaznaczył. Mówił także, że jego ocenie reforma stanie się faktem dopiero 1 września 2017 r., gdy uczniowie zaczną się uczyć zgodnie z nową podstawą programową w nowych typach szkół. - W dniu dzisiejszym nic faktycznie poza uchwałami samorządów (o dostosowaniu sieci do nowych typów szkół - red.) nie wydarzyło się - zaznaczył. Broniarz poinformował, że niezależnie od przygotowań do strajku trwała akcja na rzecz przeprowadzenia obywatelskiego referendum w sprawie wprowadzenia reformy. Podał, że pod wnioskiem o jego przeprowadzenie zebrano ponad 600 tys. podpisów.
Sejm zdecyduje o referendum
O tym, czy referendum edukacyjne się odbędzie, zdecyduje Sejm w głosowaniu nad wnioskiem w tej sprawie. Aby złożyć taki wniosek, przedstawiciele inicjatywy obywatelskiej muszą złożyć w Sejmie minimum 0,5 mln podpisów popierających zorganizowanie referendum. Pytanie, jakie komitet referendalny chce zadać Polakom, brzmi: "Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 roku". Minister edukacji narodowej Anna Zalewska, pytana o zaplanowany na 31 marca strajk wielokrotnie podkreślała, że nie jest stroną tego sporu zbiorowego. Zaznaczała, że zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 1997 r., stroną sporu zbiorowego jest bezpośredni pracodawca, czyli nie jest nim ani samorząd, ani MEN. Bezpośrednim pracodawcą nauczyciela jest dyrektor jego szkoły. W czwartek powtórzyli to wiceministrowie edukacji Marzena Machałek i Maciej Kopeć. Machałek przypomniała, że kwietniu przedstawiony ma zostać harmonogram podwyżek dla nauczycieli oraz, że będą one "zdecydowane", nauczyciele będą z nich "zadowoleni". Dodała, że zmiany wynagrodzeń, które będą uzgadniane z premier Beatą Szydło, rozpoczną się w 2018 r. Zapowiedziany na 31 marca ogólnopolski strajk organizowany przez ZNP nie będzie pierwszym takim protestem w oświacie w Polsce po 1989 r. Po raz ostatni po taką formę protestu sięgnięto w 2007 r. - wówczas odbył się dwugodzinny strajk ostrzegawczy - i w 2008 r., kiedy przeprowadzono strajk jednodniowy.
Autor: mw//rzw / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24