Piloci rządowych samolotów boją się wozić polskich polityków. Dziesięciu z nich złożyło wypowiedzenia i odchodzi z wojska – dowiedział się tygodnik "Wprost". Powodem jest fatalny stan techniczny maszyn, słabe zarobki i… polityka transportowa rządu.
36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, który obsługuje rządowe maszyny, liczy łącznie sześćdziesięciu lotników. Odejście dziesięciu jest więc poważnym ubytkiem - odnotowuje tygodnik.
Piloci nie chcą oficjalnie wypowiadać się o tej sytuacji. - Nikt nie chce wychodzić przed szereg i na do widzenia narażać się przełożonym. Odejścia ruszają na początku lutego, a skończą się w czerwcu – mówi informator "Wprost" z pułku. – Koledzy mówią, że wolą zrobić o jeden lot za mało niż pół lotu za dużo. Maszyny, którymi dysponujemy, to złom. Naprawdę strach do nich wsiadać. I nie chodzi tu tylko o nas, ale przede wszystkim o ludzi, których wozimy. Nikt nie chce brać odpowiedzialności za życie prezydenta czy premiera – dodaje.
Koledzy mówią, że wolą zrobić o jeden lot za mało niż pół lotu za dużo. Maszyny, którymi dysponujemy, to złom. Naprawdę strach do nich wsiadać. I nie chodzi tu tylko o nas, ale przede wszystkim o ludzi, których wozimy. Nikt nie chce brać odpowiedzialności za życie prezydenta czy premiera Koledzy mówią, że wolą zrobić o jeden lot za mało niż pół lotu za dużo. Maszyny, którymi dysponujemy, to złom. Naprawdę strach do nich wsiadać. I nie chodzi tu tylko o nas, ale przede wszystkim o ludzi, których wozimy. Nikt nie chce brać odpowiedzialności
"Nic tu po nas"
Nie bez znaczenia jest również niskie wynagrodzenie. Rządowy pilot, który w pułku zarabia 3-4 tys. zł netto, w prywatnych liniach może zarobić nawet dziesięć razy więcej. – Do tego dochodzi jeszcze polityka nowego rządu, który lata rejsowymi liniami. Skoro oni stawiają na nas krzyżyk, to nic tu po nas. Jeśli nasza praca ma się sprowadzać do odbywania lotów treningowych, to lepiej zrezygnować – powiedział tygodnikowi jeden z odchodzących pilotów.
Źródło: "Wprost", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24