Na części województw podlaskiego i lubelskiego został wprowadzony stan wyjątkowy. Konstytucjonalistka, dr Monika Haczkowska z Polskiego Towarzystwa Prawa Konstytucyjnego oceniła w piątek w TVN24, że ograniczenia, które zostały wprowadzone, "są najbardziej dotkliwe, zwłaszcza jeśli chodzi o media, które przecież relacjonowały do tej pory to, co się działo na granicy". - We Wrocławiu stanu wyjątkowego nie ma, więc dlaczego ja mam mieć ograniczone konstytucyjne prawo dostępu do informacji publicznej - podkreśliła.
Prezydent Andrzej Duda zdecydował w czwartek, 2 września o wydaniu rozporządzenia w sprawie wprowadzenia stanu wyjątkowego w części miejscowości województw podlaskiego i lubelskiego w związku z sytuacją na granicy z Białorusią, o co wnioskował wcześniej rząd. Zostało ono tego samego dnia opublikowane w Dzienniku Ustaw. Stan wyjątkowy w Polsce ma obowiązywać przez 30 dni. Obejmuje 183 miejscowości: 115 w województwie podlaskim oraz 68 w województwie lubelskim. W poniedziałek prezydenckim rozporządzeniem ma zająć się Sejm. Może je uchylić.
Konstytucjonalistka: wydaje się, że wprowadzone ograniczenia są najbardziej dotkliwe
Konstytucjonalistka, dr Monika Haczkowska z Polskiego Towarzystwa Prawa Konstytucyjnego odniosła się w piątek w TVN24 do kwestii tego, że dziennikarze już nie mogą wchodzić na ten obszar i pokazywać, co się tam dzieje.
Zaznaczyła, że "w ramach konstytucyjnych uprawnień, jakie przysługują organom władzy w momencie, kiedy jest wprowadzany jeden ze stanów nadzwyczajnych, jest możliwość ograniczenia wolności praw obywatela". - Pytanie jest zasadnicze – jakie prawa mogą być ograniczone i czy istotnie mamy do czynienia z uzasadnionym ograniczeniem poszczególnych praw. Sięgając do ustawy o stanie wyjątkowym, mamy tam wachlarz ograniczeń, które mogłyby być wprowadzone, z których w takiej sytuacji mogłyby skorzystać organy władzy publicznej - dodała.
- Wydaje się, że te, które zostały wprowadzone, są najbardziej dotkliwe, zwłaszcza jeśli chodzi o media, które przecież relacjonowały do tej pory to, co się działo na granicy - oceniła konstytucjonalistka.
- Zatem jeżeli mówimy o ograniczeniu dostępu do informacji publicznej na tym obszarze w związku z ochroną granicy, to w takim razie pytanie, czy to jest zasadne - dodała. Haczkowska podkreśliła, że "mówimy też o zakazie utrwalania za pomocą środków technicznych miejsc, wizerunków, obszarów, obiektów, czyli to de facto dotyczy dziennikarzy".
Haczkowska: dlaczego mam mieć ograniczone prawo dostępu do informacji publicznej?
- Ja kontaktuję się z państwem z Wrocławia. We Wrocławiu stanu wyjątkowego nie ma, więc dlaczego ja mam mieć ograniczone konstytucyjne prawo dostępu do informacji publicznej. Ten zakaz w istocie dotyczy obszaru przygranicznego, więc tutaj brak pewnej logiki w tym działaniu – oceniła.
- Na całym świecie, gdziekolwiek dzieje się coś złego, prowadzone są działania wojenne, zawsze dziennikarze mogą (tam - red.) dotrzeć. Mają szczególne przepustki, uprawnienia i relacjonują często na żywo różnego rodzaju sytuacje, które gdzieś na świecie się dzieją. Dlatego zupełnie nieuzasadnione jest dla mnie wprowadzenie tego rodzaju ograniczenia - powiedziała w TVN24 konstytucjonalistka.
- Nawet gdyby przyjąć to, że było uzasadnione wprowadzenie tego stanu, to tego typu ograniczenia, jak na przykład konieczność posiadania przy sobie dowodu osobistego, jakieś ograniczenia w przemieszczaniu się z uwagi na szczególną sytuację, byłyby zasadne, jeżeli mówimy o zachowaniu pewnych proporcji. Natomiast ograniczenie dostępu dziennikarzy w tym pasie trzykilometrowym od granicy właściwie powoduje, że nie będziemy wiedzieć, co się dzieje, a władza nie lubi, jak się im patrzy na ręce - zaznaczyła.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24