Chociaż sprawa Stefana Niesiołowskiego z aferą wokół spółki Srebrna nie ma nic wspólnego, wypłynęła nagle tuż po ujawnieniu tak zwanych taśm Kaczyńskiego. Jak ustalił reporter "Czarno na białym", Leszek Dawidowicz - CBA już ponad trzy lata temu zebrało dowody i chciało zarzutów dla polityka. Wedle relacji agentów prowadzących dochodzenie w sprawie Niesiołowskiego, obecny szef CBA Ernest Bejda uznał wtedy jednak, że sprawy nie ma. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Jesienią 2015 roku, kiedy do Centralnego Biura Antykorupcyjnego trafił Ernest Bejda, agenci przedłożyli mu kilka spraw wymagających szybkich decyzji nowego szefa. Wśród nich była sprawa posła Stefana Niesiołowskiego. Pracowano nad nią przez dwa lata.
- Zależało nam na tym, żeby tej dwuletniej pracy nie zmarnować, bo ktoś się nad tym napracował, zebrał te materiały, przyłożył się do tej sprawy i dla nas to było oczywiste, że ten materiał musi się znaleźć w prokuraturze - mówi w rozmowie z "Czarno na białym" były oficer CBA.
Kilku agentów odpowiedzialnych za sprawę, według relacji części z nich, spotkało się wtedy z nowym kierownictwem biura. - Wiedziałem, że ta sprawa jest bardzo polityczna i śmierdząca i bałem się tego, jak on (Bejda - red.) zareaguje w ogóle - mówi jeden z oficerów CBA.
Wedle relacji byłego oficera CBA, Bejda "powiedział, że absolutnie tu nie widzi przestępstwa" i powiedział, by nie wysyłać tego materiału do Prokuratury Generalnej.
- Dla mnie jako funkcjonariusza, mając to, co tam było: to się kwalifikowało od razu do wszczęcia (postępowania - red.) - powiedział były oficer CBA. - Tym bardziej, że to wyszło wszystko z materiałów niejawnych - dodał.
Zdaniem byłego oficera, "Bejda kazał tę analizę jeszcze raz poprawić". - Wiedziałem, że (Bejda - red.) to odracza, że nie chce tego po prostu pchać - ocenił mężczyzna. - Zastanawiałem się, co on chce z tym zrobić - dodał.
"Wywiązała się ostra dyskusja"
Ernest Bejda zapytany o spotkanie z funkcjonariuszami CBA w sprawie Niesiołowskiego powiedział, że "takich twierdzeń nie formułował, że tam nie ma dowodów, że ta sprawa się nie nadaje". - To jest nieprawdziwe stwierdzenie - ocenił.
Były agent CBA twierdzi, że dobrze zapamiętał rozmowy o sprawie Niesiołowskiego, ponieważ były prowadzone w bardzo emocjonalny sposób i w gronie wielu agentów biura.
- Dosyć ostra dyskusja się wtedy wywiązała, pamiętam, w zakresie tych materiałów. Stanowisko funkcjonariuszy, którzy przy tej sprawie pracowali, było jednoznaczne. Trzeba to wysłać, bo tam jest po prostu podejrzenie popełnienia przestępstwa. A kierownictwo mówiło, że to się nie nadaje do prokuratury, że tu nie ma przestępstwa, że tu jest tylko obyczajówka - relacjonuje rozmowę z 2015 roku były funkcjonariusz CBA.
Według relacji informatora "Czarno na białym", nad analizą sprawy Niesiołowskiego pracowało jeszcze kilku agentów, którzy mieli rozwiać wątpliwości Bejdy. Przeprowadzono także dodatkowy opis zgromadzonego materiału dowodowego.
- Ta analiza i te końcowe wersje były zmieniane co najmniej dwu- czy trzykrotnie. Jeszcze mocniej eksponowane, żeby wykazać wszystkie przesłanki zasadności wszczęcia (postępowania - red.). I wtedy, jak podkreślałem, my postrzegaliśmy to po prostu jako przejaw może braku doświadczenia czy braku kompetencji - mówi były oficer CBA.
- Teraz oceniam to z perspektywy czasu zupełnie inaczej - dodaje.
"Sposób zdetonowania sprawy świadczy o dużym pośpiechu"
Dokładnie 38 miesięcy później sprawa ujrzała światło dzienne. Nastąpiło to trzy dni po publikacji pierwszego artykułu "Gazety Wyborczej" dotyczącego "taśm Kaczyńskiego".
Szef CBA pytany o zbieżność publikacji "GW" i działań w sprawie Niesiołowskiego twierdził, że "sugerowanie (zbieżności - red.) jest nieprawdziwe". - To kompletnie nie jest związane z jakimkolwiek wydarzeniem i nie miało miejsca przykrywanie niczego - mówi Ernest Bejda.
- Nie było to ani uzgadniane, ani ustalane i wprost dementuję tego typu sugestie formułowane pod adresem biura czy prokuratury - dodaje.
Sprawa Niesiołowskiego została ujawniona 31 stycznia. Co ciekawe, w Sejmie nie było wtedy nawet jeszcze wniosku prokuratury o uchylenie posłowi immunitetu.
Zanim wniosek trafił do Sejmu, w mediach pojawiły się już materiały z podsłuchów. - Sposób zdetonowania sprawy posła Niesiołowskiego świadczy o dużym pośpiechu, ponieważ jest to detonacja jeszcze przed złożeniem wniosku - ocenia były szef CBA, Paweł Wojtunik.
- Z reguły prokuratura robiła to w trochę inny sposób. Składa się wniosek, z wniosku są przecieki, a później komentarze. To świadczy o pewnym pośpiechu. Czy to zaszkodzi postępowaniu, czy nie? Nie wiem. Na pewno ma na celu zaszkodzić posłowi Niesiołowskiemu - dodaje.
"To jest skomplikowana sprawa"
Ernest Bejda mówi, że dokumenty CBA zostały przekazane prokuraturze "31 grudnia 2015 roku". - Tylko proszę pamiętać o jednej rzeczy, że to są materiały operacyjne, które same w sobie nie były wystarczającym materiałem, aby tę sprawę sfinalizować i zakończyć - tłumaczy szef CBA.
Reporterzy "Czarno na białym" zwrócili się do Prokuratury Krajowej z pytaniem o długość prowadzonego śledztwa. W odpowiedzi otrzymali pismo z całą drogą jaką pokonała sprawa od końca 2015 roku.
31 grudnia 2015 roku materiały z Prokuratury Generalnej w Warszawie trafiły do Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, po kilku miesiącach znalazły się w prokuraturze w Szczecinie, aż w końcu sprawa Niesiołowskiego trafiła do Prokuratury w Łodzi.
Oficjalnym powodem zaskakującej drogi sprawy było reformowanie prokuratury, a także to, że nie od razu zorientowano się, że to w Łodzi prowadzone jest śledztwo pozostające w związku ze sprawą Niesiołowskiego.
- Z doświadczenia mogę powiedzieć, że tego typu sprawy, zwłaszcza na materiałach niejawnych, były realizowane dużo szybciej - mówi w rozmowie z "Czarno na białym" były oficer CBA. - Z zasady to zajmowało około sześciu, do maksymalnie dziesięciu miesięcy - tłumaczy. Jego zdaniem "rok to już naprawdę było długo i to w takim tempie, i takim rytmie zazwyczaj się odbywało".
Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki przewlekłość postępowania tłumaczy tym, że "to jest skomplikowana sprawa". - Dotyczy polityka, dlatego trzeba to wszystko bardzo dobrze zbadać. Dobrze, że tyle czasu były zbierane dowody - mówi.
- Materiał zgromadzony w wyniku pracy operacyjnej nie był materiałem kompletnym - stwierdza szef CBA Ernest Bejda.
O prędkości postępowania zdecydował "kalendarz wyborczy"
Innego zdania jest były oficer CBA, który uważa, że materiał przedstawiony prokuraturze był "kompletny" w 2015 roku. - Owszem, wymagało to na pewno weryfikacji pewnych zdarzeń i czynności, ale kluczowy materiał dowodowy został zebrany przez CBA - tłumaczy w rozmowie z reporterem TVN24.
Zdaniem Pawła Wojtunika, wpływ na czas trwania postępowania miał "kalendarz wyborczy i doraźna potrzeba polityczna".
Pikantne cytaty z intymnymi szczegółami przyjmowania korzyści przez posła mogły wyciec tylko z dwóch instytucji - CBA bądź prokuratury.
- Dla mnie niedopuszczalne jako funkcjonariusza jest to, żeby materiały niejawne z jakiejkolwiek sprawy były dostępne i opublikowane w internecie - mówi były funkcjonariusz CBA. - Ja bym chciał zapytać Prokuratora Generalnego, czy zostało wszczęte śledztwo w tym zakresie - dodaje.
Reporterzy "Czarno na białym" zwrócili się do Prokuratury Krajowej z tym pytaniem. Zapytali też, czy publikacje podsłuchów utrudnią pracę CBA. Chcieli się też dowiedzieć, czy w ocenie prokuratury poznanie treści podsłuchów przez człowieka, który może w przyszłości usłyszeć w tej sprawie zarzuty, może tej sprawie zaszkodzić, a także, czy ujawnienie materiału dowodowego może wpłynąć w przyszłości na zeznających w tej sprawie świadków i czy w związku z tym ich zeznania nie będą mogły być zakwestionowane w sądzie.
Prokuratura Krajowa do tej pory nie udzieliła odpowiedzi na te pytania.
"Wywlekanie wątków obyczajowych to po prostu podłość"
Paweł Wojtunik podkreśla, że "kilkanaście lat temu zrobiliśmy wiele, żeby oduczyć instytucje takie jak CBA, ABW czy policję od bawienia się tego typu danymi, bo to była domena służb okresu minionego".
- Wywlekanie jakichś wątków obyczajowych tylko i wyłącznie do własnych celów, w tym przypadku prywatnych albo politycznych, albo działanie z niskich pobudek, chęci zemsty, to ja to oceniam po prostu jako podłość - dodaje były oficer CBA.
Ernest Bejda zapytany o dochodzenie w sprawie wycieku materiałów z podsłuchów w najbardziej newralgicznym momencie dla tego śledztwa stwierdza, że CBA "każdą taką wiadomość sprawdza". - Natomiast ja nie zgadzam się z tego rodzaju supozycją, że (informacje - red.) wyciekły z biura (CBA - red.), bo materiały były dostarczone do prokuratury - dodaje.
- Pytanie, co jest głównym celem: czy postępowanie przygotowawcze, czy walka polityczna, bo jeżeli walka polityczna, to po co to postępowanie prowadzić? Przecież to nie ma żadnego znaczenia - ocenia były oficer CBA.
Według prokuratury Stefan Niesiołowski miał przyjmować korzyści osobiste w zamian za działanie na rzecz spółek zaprzyjaźnionych z nim biznesmenów. Do tej pory ani prokuratura, ani CBA nie odniosły się publicznie do faktu wycieku wrażliwych materiałów z tej sprawy.
Autor: asty/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24