To jest taki ból, że nikt tego nie zrozumie, kto nie stracił swojego dziecka - mówi w rozmowie z "Superwizjerem" matka Magdaleny Żuk. Tragiczna śmierć młodej Polki w Egipcie to historia, w której fakty i spekulacje mieszają się ze sobą. - Oddajemy głos świadkom, którzy do tej pory nigdy się nie wypowiadali - mówią autorzy reportażu "Sprawa śmierci Magdaleny Żuk", Endy Gęsina-Torres i Łukasz Frątczak.
- Organizm jakoś tak reaguje, że tylko wspomnę trochę, czy to będzie autobus czy obojętnie gdzie, mnie bierze na taki żal, na płacz, na wszystko - zwierza się ojciec Magdaleny. - Człowiek wtedy się nieraz głupi czuje. I to jest takie dziwne - dodaje.
- To jest taki ból, że nikt tego nie zrozumie, kto nie stracił swojego dziecka. Tego się nie da niczym innym zastąpić, niestety ten ból będzie i żal i to rozdarte serce do końca życia - mówi matka młodej kobiety.
- Przestać myśleć też się nie da rady. Dobrze, że mogę się wspomóc lekami, które mam, i to mi daje siłę, żeby funkcjonować, bo bez leków bym chyba nie dała rady - mówi matka dziewczyny.
- To będzie taka straszna pustka, te święta na pewno już nigdy nie będą takie, jakie były przez tyle lat. Nie potrafię jeszcze sobie tego wyobrazić - przyznaje. - Gdzieś sobie przez dłuższy czas wmawiałam, że to nie dzieje się naprawdę, że tak naprawdę to ona jest we Wrocławiu, pracuje i przyjedzie na święta - opowiada siostra Magdaleny, Anna Cieślińska. - Dalej pani sobie tak to tłumaczy? - pyta reporter. - Dochodzi do mnie już coraz bardziej, że już jej nie ma, no i już przestaję sobie tak po prostu tłumaczyć - odpowiada kobieta. - To się zmieniło o 180 stopni, życie dla mnie i dla mojej najbliższej rodziny, całkiem inne życie. Bo trzeba się uczyć myśli o tym, że córki nie ma i nie będzie. To jest najgorsze - tłumaczy ojciec Magdaleny.
"Zadała tylko jedno pytanie: czy oni wierzą w życie pozagrobowe?"
Magdalena Żuk wyleciała z Polski do Egiptu 25 kwietnia. Wycieczka miała być niespodzianką urodzinową dla jej chłopaka Markusa, który o prezencie miał dowiedzieć się w dniu wylotu na lotnisku. Tam też okazało się, że chłopak ma nieważny paszport i nie może podróżować. Po nieudanych próbach sprzedaży wycieczki para zdecydowała, że Magdalena potrzebuje odpoczynku i poleci do Egiptu sama. W małej turystycznej miejscowości Marsa Alam wylądowała tuż po północy 26 kwietnia. Reporterom "Superwizjera" udało się dotrzeć do uczestników tej wycieczki, którzy mieszkali w pokoju obok. Po raz pierwszy zdecydowali się opowiedzieć, co widzieli w Egipcie.
Reporterzy pytają swych rozmówców, czy pamiętają "konkretny moment", kiedy zaczęły się problemy związane z Magdaleną Żuk. - Pierwszego dnia. Ona biegała cały czas po hotelu, zaczepiała wszystkich ludzi. I cały czas płakała i mówiła, że ten jej chłopak powinien być z nią, on powinien być tutaj i ona chce wracać do Polski - relacjonuje jedna z kobiet. - Ja do niej mówię: słuchaj, chłopak cię bardzo kocha, czeka na ciebie, i ty teraz się ciesz słońcem, odpoczywaj, nie jesteś tu sama, jesteśmy z tobą, pomożemy ci i zawsze możesz nawet liczyć na nas, że możemy cię gdzieś zabrać - mówi dalej. - Ona nic. Ona tylko patrzyła takim pustym wzrokiem. Zadała mi tylko jedno pytanie: czy oni wierzą w życie pozagrobowe? - przypomina sobie kobieta. - Ale kto, co, nie wiem. I ona nie chciała pomocy żadnej od nikogo - dodaje.
"Tak jakby była gdzieś w innym świecie"
Kolejna osoba, do której udało się dotrzeć reporterom potwierdza, że zachowanie Magdaleny zwracało uwagę już od pierwszego dnia. - Rezydent przyszedł po kolacji do nas do stolika i mówi: słuchajcie, mam kłopot z tą młodą dziewczyną. Trzeba jakoś na nią uważać, bo ona dziwnie się zachowuje - wspomina mężczyzna. - No, ja mówię: ja też to zauważyłem - opowiada. - No i cóż. No i to tak... tak się zaczęło - dodaje.
Grupą polskich turystów, wśród których była Magdalena, opiekował się Mahmud K., rezydent biura podróży. Niemal cały czas był wtedy przy kobiecie. - Mahmud się postarał, żeby ona nigdy nie była sama, żeby zawsze ktoś ją pilnował - opowiada jedna z uczestniczek wycieczki, określając rezydenta mianem "opiekuńczego" chłopaka. - On się nas pytał, co on ma zrobić, bo on miał pierwszy raz taki przypadek - dodaje. - W pewnym momencie zobaczyliśmy ją, jak schodziła na dół do plaży, takim krokiem, powolutku, tanecznym krokiem. Tak jakby była gdzieś w innym świecie. Któraś z dziewczyn nawet krzyknęła: Magda, chodź do nas, Magda... Nic nie reagowała i poszła dalej - relacjonuje mężczyzna, który brał udział w wycieczce. - Pół dnia ją widzieliśmy chodzącą dookoła hotelu, w tym pełnym słońcu, ubraną w długie spodnie. Za nią chodził w odległości dziesięciu metrów (ktoś) z ochrony hotelu, a ona tańczyła, śpiewała, skakała, wirowała, modliła się... - opowiada kobieta, która wtedy wypoczywała w Egipcie. - Zrobiła takie koło wokół jakby hotelu. Zatrzymała się, zdjęła bluzkę, była bez stanika... Założyła tę bluzkę za parę kroków, znowu poszła - mówi mężczyzna.
- Drugiego czy trzeciego dnia wracaliśmy z plaży, a mieliśmy pokoje obok siebie, i zauważyliśmy, że jest pokój otwarty, ludzie stoją na zewnątrz, na korytarzu. Ona leżała na łóżku taka skulona, w białym szlafroku. I podeszłam do niej i spytałam się, czy jej pomóc, czy coś... Nic. I spojrzałam, a ona trzymała chyba dwa telefony i okazało się, że ona po prostu zabiera te telefony ludziom i nie chciała oddać. Nie chciała oddać - powtarza kobieta.
"Jak grom z jasnego nieba"
Stan Magdaleny Żuk stale się pogarszał. Dzień później, w piątek, 28 kwietnia, po raz pierwszy trafiła do szpitala w Port Ghalib. Lekarz miał stwierdzić zaburzenia psychiczne i zalecić pozostanie na obserwacji. Magdalena miała jednak odmówić. Wróciła do hotelu. Następnego dnia rezydent zawiózł ją na lotnisko, by poleciała wcześniej do Polski. Widząc zły stan dziewczyny, kapitan samolotu wezwał lekarza. Ten uznał, że Magdalena Żuk nie może lecieć rejsowym samolotem.
- I rezydent został sam z problemem, prawda? No co dalej zrobić? On nam to opowiadał. No cóż. Wrócił z powrotem do hotelu. Ale w hotelu u nas ona już była wymeldowana. Menedżer nie chciał przyjąć. Oni też nie chcą mieć kłopotu. Mieli przez parę dni, prawda? - mówi uczestnik wycieczki do Egiptu. Rezydent próbował zakwaterować Magdalenę w dwóch innych hotelach. W jednym jej nie przyjęto, w drugim sama nie chciała zostać. To właśnie przed tym ostatnim hotelem została przeprowadzona wideorozmowa pomiędzy Magdaleną a jej chłopakiem Markusem.
Film zamieścił w internecie sam Markus.
W rozmowie z reporterką "Uwagi!" TVN przekonywał, że rozmowę upublicznił przypadkiem, bo chciał, by mogła obejrzeć ją osoba, która pomagała zorganizować transport medyczny. Jak twierdził, umieszczając nagranie na portalu internetowym omyłkowo nie zablokował dostępu do filmu osobom postronnym. Po rozmowie z Markusem stan Magdaleny miał się pogorszyć. Dziewczyna ponownie została przewieziona do szpitala w Port Ghalib, gdzie tym razem została przyjęta. To właśnie stamtąd pochodzą zdjęcia, na których widać, jak dziewczyna szarpie się z personelem. To tam Magdalena nad ranem 30 kwietnia miała według egipskich śledczych wyskoczyć przez okno. - Kiedy udało się jej wyzwolić z więzów, podeszła do okna, próbując wyskoczyć. Najpierw okno było zamknięte. Groziła pielęgniarce stojakiem i, trzymając go, próbowała otworzyć okno. Potem próbowała wyskoczyć - relacjonował w programie "Uwaga po Uwadze" TTV dr Ahmed Shawky. - Pielęgniarka próbowała złapać ją za nogi, ale została kopnięta i upadła na podłogę. Za drugim razem wstała i pielęgniarka wciągnęła ją do pokoju. Ale za trzecim razem wyskoczyła w ten sposób - pokazał mężczyzna.
Magdalena z ciężkimi obrażeniami została przewieziona do oddalonego o blisko 300 kilometrów większego szpitala w Hurghadzie. - W niedzielę po śniadaniu dostaliśmy informacje, że rezydent nas prosi, żebyśmy wszyscy przyszli na salę spotkań - opowiada uczestnik wycieczki do Egiptu. - Mahmud przyszedł, to wyglądał jak wrak człowieka. I my się pytaliśmy, jak Magda, jak doleciała i tak dalej - relacjonuje uczestniczka. - Coś zaczyna mówić i w pewnym momencie wybucha płaczem - mówi mężczyzna. - Jak się uspokoił, to zaczął powoli mówić, że Magda nie żyje - dodaje. - Normalnie jak grom z jasnego nieba - mówi kobieta. - Ludzie się niektórzy popłakali.
"Najlepiej nie kontaktować się z nikim"
Krótko po tragicznej śmierci Magdaleny reporterzy "Superwizjera" udali się do Egiptu. Tamtejsze władze niechętnie patrzyły na dziennikarzy, dlatego udawali turystów, którzy wykupili wycieczkę w tym samym hotelu, w którym mieszkała Magdalena. Już na wstępie dowiedzieli się, że obsługa hotelu odradza jakiekolwiek rozmowy w tej sprawie. - Bo wiecie, że zawsze są dziennikarze w tym hotelu, robią wywiady, reportaże o tym wypadku. Najlepiej nie kontaktować się nikim, żeby mieć spokój - taką radę usłyszeli reporterzy. Dopytywali, czy Żuk była w tym hotelu cały czas. - Tak - odpowiedział mężczyzna. - Nie wiem - dodał po chwili. - Ona miała problem taki psychiczny.
Reporterzy chcieli porozmawiać z rezydentem Mahmudem, ale egipska prokuratura i biuro podróży zabroniło mu kontaktów z mediami. Do Egiptu po śmierci Żuk polecieli polski prokurator i polski lekarz sądowy. Pomimo formalnego uczestnictwa w sekcji, nie mogli jednak pobrać żadnych próbek. Badania polskich biegłych odbyły się po kilku dniach, gdy ciało Magdaleny przyleciało do Polski.
"Tyle nam obiecano..."
Matka dziewczyny twierdzi, że obecnie, po trzech miesiącach od śmierci Magdaleny, "właściwie nie wie nic więcej" niż po samym zdarzeniu. - No, co z akt, wypowiadali się ludzie, którzy byli przesłuchiwani przez prokuraturę, no to z tego też nic nie wynika - ocenia kobieta. - Tyle nam obiecano, a do tej pory nie mamy nic - dodaje.
- Nie mamy protokołów zeznań żadnej osoby, która była tam przesłuchana, nie mamy wyników sekcji zwłok... - wylicza siostra Magdaleny.
Mnożą się spiskowe teorie dotyczące przyczyn śmierci Magdaleny. Na portalach społecznościowych powstało wiele grup, w których internauci wypisują swoje teorie. Jeśli wierzyć w to, co piszą, to nie ma osoby, która byłaby poza podejrzeniem.
- Na samym początku to nawet byłam na tych grupach, na kilku - opowiada siostra Magdaleny. - Bo myślałam, że one powstały po to, żeby dojść prawdy - wyjaśnia.
"Egipcjanie na to nie zasługują"
Uczestnicy wycieczki, którzy byli świadkami dramatu Magdaleny Żuk nie chcą ujawniać wizerunku, bo - jak tłumaczą - boją się ogromu hejtu, który by na nich spadł za to, że stanowczo odrzucają wersję jakoby Magdalenę ktoś zabił, i bronią rezydenta.
- Ja nie wiem, czy ten człowiek kiedykolwiek w życiu się pozbiera - mówi jeden ze świadków. - Bo z niego zrobili zboczeńca, mordercę, gwałciciela, porywacza, sutenera, ja nie wiem, kogo jeszcze. Nie wiem, już kogoś naj naj naj najgorszego. Naprawdę. I w ogóle nie tylko Mahmud, ale Egipcjanie na to nie zasługują - stwierdza.
Siostra Magdaleny pytana przez reporterów, co by było, gdyby prokuratura ogłosiła, że dziewczyna przeszła w Egipcie załamanie i że zamyka śledztwo, odpowiada: - Ale, że tak sobie z niczego załamanie przeszła? Że tak przyjechała, wylądowała i coś jej tam pękło, jakaś żyłka i coś jej się stało, tak? No, to nie. Brednie - ocenia.
- Nadzieję mam i będę miała całe życie tę nadzieję, że jednak ktoś odpowie i zapłaci za śmierć naszego dziecka - mówi matka Magdaleny Żuk.
Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN