Wicepremier Gliński zachował się trochę jak Gomułka w 1968 r., który recenzował "Nóż w wodzie" Polańskiego - powiedział w "Kropce nad i" Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu i jednocześnie poseł Nowoczesnej. O premierze kontrowersyjnej sztuki "Śmierć i dziewczyna" dyskutował z nim senator PiS Jan Maria Jackowski.
"Śmierć i dziewczyna" to spektakl na podstawie tekstu austriackiej noblistki Elfriede Jelinek, przygotowany przez Teatr Polski we Wrocławiu. Przed premierą zapowiadano, że widzowie zobaczą na scenie "pełny akt seksualny", a w sztuce wystąpią sprowadzeni z zagranicy aktorzy filmów pornograficznych.
W odpowiedzi na te doniesienia wicepremier i minister kultury Piotr Gliński zażądał od marszałka województwa dolnośląskiego "wstrzymania przygotowań do premiery".
Ta jednak odbyła się w zeszłą sobotę. Przed wejściem do teatru miały miejsce demonstracje, doszło też do przepychanek.
"Występuje pan w podwójnej roli"
- To nie była żadna prowokacja polityczna - zapewniał w TVN24 dyrektor Teatru Krzysztof Mieszkowski, który jest jednocześnie posłem Nowoczesnej. - Premier Gliński usiłował zdjąć z afisza nasze przedstawienie, co jest pierwszym wydarzeniem tego rodzaju po 1989 r. - mówił Mieszkowski. Dodał, że minister kultury "zachował się trochę jak Gomułka", który miał recenzować film Romana Polańskiego "Nóż w wodzie".
Senator Jan Maria Jackowski (PiS) zwrócił z kolei uwagę, że jego zdaniem Mieszkowski występuje w tej sprawie w "podwójnej roli". - Z jednej strony jest pan lobbystą teatru, którego jest pan dyrektorem i korzysta z publicznych pieniędzy. Z drugiej jest pan posłem, który decyduje, jak te pieniądze będą dzielone - tłumaczył Jackowski. Ocenił, że to "ewidentny konflikt interesów", a decydując się na prowokację, Mieszkowski chciał "podreperować budżet" teatru.
"Przedstawienie wymierzone w pornografię"
Dyrektor teatru odpierał zarzuty o zaangażowanie do sztuki aktorów porno. - To przedstawienie jest wymierzone właśnie w pornografię. To jest próba ochrony intymności kobiety, wskazanie na jej urzeczowienie i uprzedmiotowienie - tłumaczył Mieszkowski.
Jego zdaniem zatrudnienie takich aktorów było zwyczajną praktyką teatru, który chciał zapewnić reżyserce wszelkie środki do realizacji jej wizji artystycznej.
To nie przekonało senatora PiS. - Wolność artystyczna realizowana ze środków publicznych nie może być oderwana od odpowiedzialności i nie może oznaczać marnotrawienia - mówił Jackowski. Tłumaczył, że obywatele mogą być zaniepokojeni, kiedy słyszą o wydawaniu ich pieniędzy na zatrudnianie aktorów porno.
Mieszkowski odpowiadał z kolei, że wśród płacących podatki są także tacy, którzy mają prawo zainwestować środki publiczne w inną rzeczywistość artystyczną, niż tą, którą przedstawiają zwolennicy PiS.
Autor: ts/tr / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24