|

"Spiski" i gry o fotel szefa policji. Ujawniamy kulisy

Polska policja
Polska policja
Źródło: DarSzach/Shutterstock

Najpóźniej do 22 marca minister spraw wewnętrznych i administracji musi zdecydować, kto zostanie komendantem głównym policji: pełniący obowiązki komendanta Marek Boroń czy znajdujący się wciąż na mundurowej emeryturze Michał Domaradzki - wynika z ustaleń tvn24.pl. Wcześniej w grze był jeszcze inny emeryt - Mariusz Dąbek. Ujawniamy okoliczności wyboru nowego szefa policji.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Policja od trzech miesięcy nie ma pełnoprawnego szefa. 7 grudnia 2023 roku dymisję złożył dotychczasowy komendant Jarosław Szymczyk, który kierował tą służbą rekordowo długo, przez blisko osiem lat.

Formalnie proces wyłaniania nowego szefa rozpoczął się 22 grudnia. Tego dnia minister Marcin Kierwiński powołał na zastępcę komendanta głównego policji inspektora Marka Boronia. I od razu powierzył mu "pełnienie obowiązków" komendanta głównego policji. Zgodnie z ustawą o policji może to trwać maksymalnie trzy miesiące.

W razie zwolnienia stanowiska Komendanta Głównego Policji minister właściwy do spraw wewnętrznych, do czasu powołania nowego komendanta, powierza pełnienie obowiązków Komendanta Głównego Policji na okres nie dłuższy niż 3 miesiące, jednemu z jego zastępców
art. 5 ustęp 5 Ustawy o policji

Ta sama ustawa wspomina o możliwości sześciomiesięcznego okresu "pełnienia obowiązków", ale dotyczy to innej sytuacji, w której policja ma powołanego komendanta głównego, ale nie może on pełnić służby ze względu np. na długotrwałą chorobę. Zatem datą graniczną dla ministra Kierwińskiego na wybór nowego szefa jest 22 marca, czyli za dwa tygodnie.

Decyzja może jednak - jak wynika z naszych ustaleń - zapaść wcześniej, nawet w tym tygodniu.

0802N299XR PIS DNZ GOLEBIOWSKI POLICJA
Policja w kryzysie
Źródło: TVN24

Dwóch kandydatów

Dlaczego jednak po przejęciu władzy przez Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę i Lewicę nie doszło od razu do mianowania pełnoprawnego szefa, a jedynie "powierzono obowiązki"? Aby to zrozumieć, musimy się cofnąć o trzy miesiące.

Na giełdzie nazwisk przyszłych komendantów głównych, od czasu rozstrzygnięcia się ostatnich wyborów, pojawiały się dwie silne kandydatury. Pierwsza to nadinspektor Mariusz Dąbek, były szef małopolskiego garnizonu, który od 2016 rok był na mundurowej emeryturze.

Drugą opcją był (i nadal jest) nadinspektor Michał Domaradzki, były szef komendy stołeczny, również policyjny emeryt od 2016 roku. Po odejściu z policji pracował w stołecznym ratuszu, najpierw jako dyrektor Biura Polityki Mobilności i Transportu, a następnie jako dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.

Zarówno Dąbek, jak i Domaradzki zostali usunięci z zajmowanych stanowisk w policji po objęciu władzy przez PiS. Obydwaj musieli sobie układać życie w cywilu, będąc u szczytu swoich policyjnych karier.

- Zmuszeni zostali do przejścia na emerytury przez duet ministrów Mariusza Błaszczaka i Jarosława Zielińskiego, którzy po wygranych wyborach w 2015 roku postanowili się pozbyć wszystkich "starych" jednym cięciem - przypomina poseł Marek Biernacki (PSL-Trzecia Droga), szef MSWiA w latach 1999-2001.

Donosem w generała Dąbka

Kandydaturę generała Dąbka na "Batorego", czyli w gmachu MSWiA mieszczącym się przy ulicy o tej nazwie, utrącił jednak niezwykle sugestywny wpis na komunikatorze WhatsApp, który lotem błyskawicy rozprzestrzenił się wśród funkcjonariuszy. 

- Mariusz był już po rozmowach, kompletował elementy munduru generalskiego i zdążył się nawet poddać badaniu komisji lekarskiej, by móc wrócić do czynnej służby - mówi tvn24.pl oficer znający kulisy tej sprawy.

Wpis z komunikatora został poddany sprawdzeniom w gmachu przy Batorego. Większość faktów została zweryfikowana jako nieprawdziwe. Ale potwierdziło się, że będąc na emeryturze, generał Dąbek prowadził działalność w zakresie doradztwa do spraw bezpieczeństwa. - Miał wtedy klientów, którym stawiano zarzuty karne w poważnych sprawach dotyczących zorganizowanej przestępczości - mówi nasze źródło z MSWiA.

W kierownictwie resortu oceniono, że nominacja dla Dąbka wiąże się z "ryzykami". Komendantowi, co prawda, nie groziły żadne zarzuty, ale te informacje mogły szkodzić wizerunku policji. I ostatecznie Mariusz Dąbek, który już kompletował zespół współpracowników, nie został komendantem głównym policji.

Dlaczego zatem od razu, jeszcze w grudniu, nie mianowano Michała Domaradzkiego? Do tego jeszcze wrócimy.

Trzeci w grze

Wówczas, czyli po utrąceniu kandydatury Dąbka, pojawił się "ten trzeci" - inspektor Marek Boroń.

Stoją od lewej: Czesław Mroczek, Marek Boroń, Marcin Kierwiński
Stoją od lewej: Czesław Mroczek, Marek Boroń, Marcin Kierwiński
Źródło: MSWiA

Jak doszło do awansowania go na stanowisko wiceszefa policji odpowiedzialnego za piony kryminalne i jednoczesnego powierzenia mu obowiązków komendanta głównego? Odtworzyliśmy to w rozmowach z posłami, urzędnikami resortu i policjantami z KGP.

Z tych rozmów wynika, że inspektor Boroń nie miał żadnego "protektora" w świecie polityki. Przed okresem ośmioletnich rządów PiS pracowicie pokonywał szczeble policyjnej kariery dzięki swojej fachowości: od komisariatu policji na warszawskim Ursynowie, aż po funkcję wiceszefa Centralnego Biura Śledczego Policji.

Jako wiceszef CBŚ zetknął się z "aferą taśmową", która ostatecznie doprowadziła do załamania się wizerunku koalicji PO i PSL w oczach wyborców i utracie przez nią władzy. Boroń był w policyjnej grupie zajmującej się wyjaśnianiem kulis potajemnych nagrań polityków i biznesmenów m.in. w restauracji Sowa i Przyjaciele.

Przypomnijmy, że to policjanci z CBŚ doprowadzili wtedy do przełomu w odkryciu tła tej sprawy. Najpierw zdobyli zeznania bliskiego wspólnika Marka F. Wskazywały one, że dla zemsty za swoje problemy związane ze sprowadzaniem rosyjskiego węgla do Polski postanowił wykorzystać nagrania członków gospodarczo-politycznych elit. To również policjanci zatrzymali kelnera Łukasza N., który wyszedł właśnie z przesłuchania w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dopiero przed policjantami otworzył się i - w szczegółach - opowiedział, jak za pieniądze od Marka F. wnosił podsłuch do salki dla VIP-ów w restauracji Sowa i Przyjaciele i jak następnie przekazywał nagrania biznesmenowi.

Mariusz Błaszczak wietrzy spisek

Udział Boronia w badaniu kulis afery taśmowej inaczej widzi były minister spraw wewnętrznych i administracji oraz były minister obrony narodowej, obecnie szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Skierował on interpelację, w której - stawiając pytania - sugeruje spisek stojący za powierzeniem obowiązków komendanta głównego Markowi Boroniowi.

Czy to prawda, że p.o. Komendanta Głównego Policji insp. Marek Boroń dysponował wszystkimi nagraniami, jakie zostały wówczas zabezpieczone i nie dopuścił do publicznego ujawnienia nagrań najbardziej kompromitujących polityków PO (obecnie Koalicji Obywatelskiej), w zamian za co został awansowany na pełniącego obowiązki Komendanta Głównego Policji po objęciu rządów przez obecną koalicję większościową?
Fragment interpelacji Mariusza Błaszczaka z 18 stycznia 2024 roku.

Żaden z rozmówców tvn24.pl nie potwierdził wersji sugerowanej przez posła PiS Mariusza Błaszczaka. 

- To pytanie najwięcej mówiło o samym pytającym. Przecież to Błaszczak odpowiadał przez ostatnie osiem lat za bezpieczeństwo kraju - komentuje jeden z posłów rządzącej koalicji. - I nie wykrył takiej sprawy? Nie odzyskał "najbardziej kompromitujących nagrań"? - pyta.

Znał żołnierzy, nie policjantów

Przeczy temu również policyjna kariera Marka Boronia w czasie rządów PiS.

Najpierw został odwołany (przez "krótkotrwałego" komendanta głównego policji Zbigniewa Maja) z funkcji wiceszefa CBŚP. Trafił wtedy do rezerwy kadrowej komendanta głównego i był bliski decyzji o odejściu na emeryturę. Później jednak pracował w centrali policyjnych związków, by w końcu zostać powołanym przez Jarosława Szymczyka na funkcję wiceszefa biura wywiadu i informacji kryminalnych KGP.

To miejsce, w którym są przetwarzane najbardziej poufne informacje pozyskiwane przez siatkę informatorów policyjnych, realizowane podsłuchy czy "wtyki" w świecie przestępczym. Oznacza to, że Boroń przeszedł najbardziej wnikliwe sprawdzenia i stało się to w czasie, gdy wpływ na bezpieczeństwo państwa mieli Mariusz Błaszczak i Mariusz Kamiński

- Powołanie Boronia na Zastępcę Komendanta Głównego Policji to osobista decyzja wiceministra spraw wewnętrznych Czesława Mroczka, któremu przypadł nadzór nad formacjami mundurowymi - ujawnia nam jeden z polityków rządzącej koalicji. 

Według naszych źródeł Czesław Mroczek miał zostać zaskoczony propozycją stanowiska w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Przez osiem lat funkcjonowania w opozycji pracował w komisji obrony narodowej, w latach 2011-2015 był zaś wiceministrem w MON. I to do spraw armii, a nie cywilnych służb mundurowych zamierzał powrócić jako poseł lub wiceminister.

- Znał środowisko żołnierzy, nie policjantów. Gdy jednak dostał propozycję, zaczął spotkania z różnymi policjantami i Boroń zrobił na nim najlepsze wrażenie. To doświadczony i rozważny policjant, który ma jasną wizję tego, jak policja powinna funkcjonować. To cała tajemnica - mówi nam jeden ze współpracowników polityka.

Taką samą wersję dziennikarze tvn24.pl potwierdzili również w innych źródłach, m.in. u funkcjonariuszy, z którymi spotykał się wtedy Czesław Mroczek.

Długie tymczasowe rozwiązanie

W założeniach polityków kierujących resortem spraw wewnętrznych "powierzenie obowiązków" inspektorowi Markowi Boroniowi miało trwać kilka tygodni. A później miało nastąpić powołanie pełnoprawnego komendanta głównego - Michała Domaradzkiego.

Bo w grudniu generał Domaradzki nie mógł objąć tego stanowiska. Na przeszkodzie stało śledztwo Prokuratury Regionalnej w Szczecinie, w którym ma on przedstawione zarzuty.

Nawet jeśli wszyscy znający kulisy sprawy są przekonani, że jest to śledztwo motywowane politycznie, to źle by wyglądało powołanie osoby z zarzutami na fotel komendanta głównego. Bo czym byśmy się wtedy różnili od PiS, który powołał na stanowiska ministerialne Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, którzy mieli i zarzuty, i wyroki
tłumaczy jeden z polityków Koalicji Obywatelskiej, zastrzegając swoją anonimowość

Z naszych ustaleń wynika również, że na nominację nie chciał się zgodzić sam Michał Domaradzki. Zależało mu, by wcześniej został oczyszczony z zarzutów przez prokuraturę lub sąd, tak by mógł stanowić autorytet dla niemal stu tysięcy funkcjonariuszy i dwudziestu tysięcy cywilów. Właśnie dlatego minister Marcin Kierwiński powierzył obowiązki komendanta głównego policji "temu trzeciemu", czyli Markowi Boroniowi.

Spodziewano się szybkiego - najdalej w styczniu - upadku zarzutów karnych wobec generała Michała Domaradzkiego. W tym samym szczecińskim śledztwie prokuratura chciała przedstawić zarzuty prokurator Małgorzacie M. oraz prokurator Ewie Wrzosek.

Choć Domaradzkiemu ogłoszono zarzuty w listopadzie 2022 roku - to prokuratorkom najpierw trzeba było uchylić immunitet. Stosowne wnioski skierowano do Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego.

Pierwsza decyzja - wobec Małgorzaty M. - zapadła w kwietniu 2023 roku. Sąd nie zgodził się na uchylenie immunitetu. - Sprawa odbywała się za zamkniętymi drzwiami, nie mogę więc przedstawiać szczegółów. Sąd jednak uznał, że w działaniu prokurator Małgorzaty M. nie było znamion szkodliwości społecznej, nie zgodził się więc na uchylenie chroniącego ją immunitetu - tak wyjaśnia sprawę zastępca rzecznika prasowego SN Piotr Falkowski.

Kwestia immunitetu (a więc i zarzutów) Ewy Wrzosek miała zostać rozstrzygnięta przed Sądem Najwyższym 26 stycznia 2024 roku. Jeśli i tu zarzuty by upadły, to bezprzedmiotowe okazałyby się zarzuty formułowane wobec generała Domaradzkiego.

Sprawa jednak spadła z wokandy. Nowy termin to 26 marca, czyli cztery dni po okresie, gdy kończy się możliwość pełnienia obowiązków przez inspektora Marka Boronia.

Według Prokuratury Regionalnej w Szczecinie generał Michał Domaradzki działał wspólnie i w porozumieniu z obydwiema prokuratorkami i "w celu osiągnięcia korzyści osobistej wyrażającej się w uzyskaniu przychylności przełożonego - Prezydenta m.st. Warszawy, nakłonił Małgorzatę M. pełniącą funkcję Zastępcy Prokuratora Rejonowego Warszawa Żoliborz w Warszawie do ujawnienia informacji z prowadzonego postępowania, które następnie przekazał Prezydentowi m.st. Warszawy".

Prokuratura regionalna opublikowała też treści wiadomości, które mieli wymieniać między sobą Domaradzki i prokuratorki.

domaradzki 2
Michał Domaradzki o zatrzymaniu przez CBA
Źródło: TVN24

Kolosalne znaczenie

Działo się to w końcówce kampanii prezydenckiej latem 2020 roku. Najpierw doszło do wypadku autobusu prowadzonego przez kierowcę pod wpływem narkotyków, który zjechał z wiaduktu mostu Grota-Roweckiego. Tydzień później doszło kolejnego zdarzenia z udziałem kierowcy autobusu pod wpływem narkotyków.

Domaradzkiemu - jako szefowi pionu bezpieczeństwa stolicy - miało zależeć na informacji, czy kierowca miejskiego autobusu spowodował wypadek pod wpływem alkoholu lub środków odurzających. Jego znajoma prokurator Ewa Wrzosek zapytała o to zastępcę prokuratora rejonowego dla Warszawy-Żoliborza. W ten sposób miało dojść według Prokuratury Regionalnej do "ujawnienia informacji z toczącego się postępowania".

Tyle że wiadomość o tym, czy kierowca był pijany, czy trzeźwy, jest na ogół natychmiast podawana przez policję. Rzecznicy prasowi informują o tym jeszcze z miejsca wypadków. Już w styczniu zapytaliśmy Prokuraturę Regionalną - podając konkretne przykłady z terenu samego Szczecina - czy weryfikowała również, czy policjanci mieli zgody na udzielenie takich informacji. Odpowiedzi na takie pytania nie otrzymaliśmy.

Co więcej, taką informację również otrzymuje - w codziennym biuletynie Komendy Stołecznej Policji obejmującym wszelkie wydarzenia z ostatniej doby - pion bezpieczeństwa stolicy i jej szef, czyli Michał Domaradzki.

Jednak latem 2020 roku sprawa kierowców warszawskich autobusów i tramwajów nabrała znaczenia ogólnonarodowego. Stało się tak dlatego, że prezydent miasta Rafał Trzaskowski był kontrkandydatem dla Andrzeja Dudy w wyścigu o urząd Prezydenta RP.

"W stolicy obawiają się podróży autobusami. Trzaskowski nie dba o Warszawę" - to jeden z nagłówków portalu rządowej telewizji z tamtego czasu.

Sam generał Domaradzki wyjaśnia to tak w rozmowie z tvn24.pl: - Informacja o tym, czy kierowca był trzeźwy czy nie, miała kolosalne znaczenie na przykład dla kilkusetmilionowego kontraktu z firmą świadczącą usługi transportowe w Warszawie. Miała znacznie dla zmian w tym kontrakcie, dla decyzji podejmowanych przez urzędników odpowiedzialnych za bezpieczeństwo każdego warszawiaka i gościa naszego miasta.

Prokuratura analizuje

W ostatnich dniach Prokuratura Regionalna w Szczecinie zmieniła jednak swoje podejście do prowadzonego śledztwa. Świadczy o tym komunikat, który się pojawił na stronach prokuratury w ostatni poniedziałek. 

- Początkowo zażaliliśmy uchwałę Sądu Najwyższego o braku zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności prokurator Małgorzaty M. Teraz, po analizie uzasadnienia, doszliśmy do wniosku, że byłoby to przeciąganie postępowania, a argumenty sądu są przekonujące - mówi rzecznik tej prokuratury Marcin Lorenc. 

W rozmowie przyznaje, że podobnie cała sprawa - czyli również zarzuty wobec prokurator Ewy Wrzosek i Michała Domaradzkiego - jest teraz analizowana przez nowe kierownictwo Prokuratury Regionalnej. Nieoficjalnie tvn24.pl dowiedział się, że możliwe jest umorzenie całego śledztwa. Wtedy też minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński będzie miał otwartą drogę do nominowania na stanowisko szefa policji generała Domaradzkiego.

Prywatne loty marszałka Kuchcińskiego

O tym, że szef Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego warszawskiego ratusza był stale "pod lupą" służb, świadczy też inna historia.

Gdy przedstawiono mu zarzut postawiony przez Prokuraturę Regionalną w Szczecinie, w mediach pojawiły się przecieki, że może być zamieszany w aferę gospodarczą związaną z funkcjonowaniem Zakładów Chemicznych w Policach. Reporterzy radia RMF poinformowali wtedy: "Chodzi o jeden z wyodrębnionych wątków wielkiego śledztwa w sprawie afery wokół zakładów chemicznych w Policach w Zachodniopomorskiem. Podczas tego postępowania wyszło na jaw, że były szef komendy stołecznej policji mógł nielegalnie udostępnić niejawne materiały".

Jak sprawdziliśmy, w rzeczywistości nigdy nie chodziło o "aferę gospodarczą" związaną z Policami. Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego rzeczywiście pojawili się w biurach ratusza, w tym zajmowanych przez generała Domaradzkiego. Zabrali mu wtedy telefon. A m.in. w pionie kadr sprawdzali, czy rekrutowanym do pracy był świeżo emerytowany funkcjonariusz Służby Ochrony Państwa.

Ten funkcjonariusz usłyszał zarzuty w prokuraturze za to, że doprowadził do ujawnienia chronionych informacji osobom niepowołanym. - Tłumacząc na język polski, był ścigany za ujawnienie posłom ówczesnej opozycji, że politycy PiS nadużywają państwowych samolotów - mówi nam agent CBA znający sprawę. Chodziło o marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, który tylko w rok latał na trasie Warszawa-Rzeszów aż 92 razy, z czego 23 razy zabierał na pokład rodzinę, co kosztowało podatników ponad 4 miliony złotych.

Na celowniku: Trzaskowski

Agenci CBA byli przekonani, że generał Michał Domaradzki pomagał zatrudnić w ratuszu byłego oficera SOP, który był sygnalistą dla polityków opozycji w tej sprawie. Zatrudnienie miało być "nagrodą" za ujawnienie listy lotów - tyle że ani w telefonie Domaradzkiego, ani w kadrach stolicy nie znaleziono żadnych informacji, żeby funkcjonariusz SOP złożył choćby swoje CV.

Cała ta sprawa jest analizowana teraz w ramach audytu, który ma miejsce w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym i powinien się zakończyć raportem na biurku ministra koordynatora Tomasza Siemoniaka jeszcze w tym miesiącu.

- W CBA i w prokuraturze było założenie, że uda się postawić zarzuty przekupstwa. Domaradzkiemu i oczywiście Trzaskowskiemu. Pierwszemu - że pomagał w przekupstwie, prezydentowi miasta - jako organizatorowi przekupstwa. Tak w sprawie dotyczącej oficera SOP, jak i w sprawie prokurator Wrzosek - mówi nam funkcjonariusz CBA.

Skończyło się na założeniach.

Czytaj także: