Dopóki będziemy się kierowali założeniem, że dziecku jest zawsze najlepiej w rodzinie, takie przypadki niestety będą się zdarzały - tak sprawę zabójstwa dziewięciomiesięcznej Blanki z Olecka skomentowała we "Wstajesz i wiesz" psycholog Mirosława Kątna z Komitetu Obrony Praw Dziecka. Dziecko zmarło po trzech miesiącach od powrotu z rodziny zastępczej do biologicznych rodziców.
W poniedziałek do aresztu trafili rodzice 9-miesięcznej Blanki z Olecka w województwie warmińsko-mazurskim - 35-letnia matka i 45-letni ojciec. Prokuratura postawiła obojgu zarzuty znęcania się nad niemowlęciem, zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem oraz wykorzystania seksualnego. Od listopada 2018 roku decyzją Sądu Rejonowego w Olecku dziewczynka przebywała w zawodowej rodzinie zastępczej. Głównym powodem było nadużywanie środków psychoaktywnych przez matkę dziecka. Do rodziny biologicznej dziewczynka wróciła na mocy decyzji sądu w kwietniu bieżącego roku. - Sąd po prostu dał szansę - mówił we wtorek rzecznik Sądu Okręgowego w Suwałkach Marcin Walczuk.
"Rodzina nie jest świętością"
Psycholog Mirosława Kątna oceniła w środę w TVN24, że to sytuacja "oburzająca", ale "niestety dość powszechna".
- Tak zwane zwracanie dziecka w sytuacji kryzysowej przez sąd rodzicom wynika z pewnej filozofii. (...) Istnieje w naszym kraju dość powszechna tendencja do uznawania, że rodzina jest najlepszym środowiskiem dla dziecka. Ale ja w to powątpiewam - powiedziała w TVN24.
- Jeżeli w ostatnich latach jest ponad sześć tysięcy dzieci zabranych z rodziny - i nie tak, jak grzmią niektórzy, że z powodu biedy, tylko z powodu zagrożenia życia lub zdrowia dziecka. - to oznacza, że w [rodzinach] tych dzieci działo się bardzo źle. I te dzieci zostały umieszczone w jakiejś pieczy zastępczej - wyjaśniła Kącka.
Dodała, że zwroty dzieci rodzinie biologicznej "są dość niefrasobliwe". - Wynikają z założenia, że rodzina jest najlepszym środowiskiem, że rodzina jest pewną świętością. Otóż nie jest świętością, co pokazuje przykład z Olecka i tych około sześciu tysięcy innych rodzin - zaznaczyła.
- I tak długo, dopóki będziemy się kierowali - mówię o decydentach, o sędziach, osobach, które podejmują decyzje - tym założeniem, że dziecku jest zawsze najlepiej w rodzinie, takie przypadki niestety będą się zdarzały - oceniła Mirosława Kątna.
"Współpraca w zakresie monitorowania losów dziecka praktycznie nie istnieje"
Jak zauważyła psycholog, rodzina z Olecka była "w grupie ryzyka". Zwróciła uwagę, że troje starszych dzieci nie było wychowywanych przez matkę. Wskazała także na problem uzależnienia 35-letniej kobiety.
Podkreśliła, że w takich przypadkach wizyta pracownika socjalnego powinna być "częsta, wnikliwa, z pewną dozą nieufności". - Ja tu doszukuję się pewnego, delikatnie mówiąc, braku wnikliwości, niedoskonałości - powiedziała psycholog.
Oceniła, że losy dzieci, które zostały zwrócone rodzicom biologicznym, nie są w należyty sposób monitorowane. - O ile zanim dojdzie do tej decyzji, to rzeczywiście jest współpraca służb społecznych, są niebieskie karty, są zespoły interdyscyplinarne, grupy robocze. W momencie, kiedy dziecko zwrócone jest rodzinie, każda z tych służb robi swoje. Współpracy między nimi nie ma - podkreśliła.
Dodała, że jeżeli na przykład "policja zgłasza taki incydent, często później nawet się nie dowiaduje, że dziecko zostało zwrócone". - To oznacza, że ta współpraca w zakresie monitorowania losów dziecka praktycznie nie istnieje - podkreśliła psycholog w TVN24.
Psycholog: zwrot dziecka nastąpił zbyt szybko
Zdaniem Kątnej, zwrot rodzicom dziewięciomiesięcznej dziewczynki z Olecka nastąpił zbyt szybko.
- Kilkakrotne badania testowe i zapewnienia są niewystarczające. Człowiek się nie podnosi z silnego nałogu w tak krótkim czasie - dodała.
- To ciągłe "dawanie szansy" rodzicom poprzez dziecko, resocjalizacja poprzez dziecko... A dlaczego? Trzeba zaopiekować się dzieckiem w sensie instytucjonalnym tak długo, dopóki rzeczywiście nie będzie stuprocentowej pewności - zaznaczyła. Kolejnym błędem - w ocenie gościa TVN24 - jest to, że "służby pracują równolegle, nie współpracują ze sobą".
Krwotok wewnętrzny i uszkodzenie mózgu
Policja otrzymała informacje o śmierci dziewięciomiesięcznej dziewczynki w piątek wieczorem. Sekcja zwłok wykazała, że niemowlę miało szereg obrażeń, między innymi serce przebite złamanym żebrem. Śledczy nie precyzują, czym było uderzane dziecko. Jak mówił rzecznik Prokuratury Okręgowej w Suwałkach Ryszard Tomkiewicz, mógł to być młotek lub wałek. Niemowlę mogło być także uderzone o rant biurka albo stołu. Dziewczynka doznała między innymi krwotoku wewnętrznego i uszkodzenia mózgu.
Edyta Truszczyńska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Olecku przekonywała, że rodzinie przyglądali się kurator zawodowy, dzielnicowy i pracownik socjalny, "i nikt nie zauważył oznak znęcania się nad dzieckiem, bicia dziecka, zasinień czy zadrapań".
Rodzina i sąsiedzi 35-letniej kobiety twierdzą natomiast, że sprawę niewłaściwego sprawowania opieki nad dziewczynką zgłaszali służbom.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: "Każdy wiedział, że ćpała". Sąsiedzi Anny W.: urzędnicy to wszystko bagatelizowali >
Autor: js//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24