W prokuraturze trwa sprawdzanie wszystkich wniosków, jakie składały służby specjalne i policja o podsłuchy telefonów bez wskazywania, kto je użytkuje – dowiedzieli się dziennikarze śledczy portalu tvn24.pl. Prokurator generalny potwierdza nasze informacje.
- Na moje polecenie Prokuratura Generalna bada wszystkie wnioski, jakie składały służby specjalne i policja o podsłuchiwanie telefonów bez wskazywania, kim jest abonent – mówi Andrzej Seremet, prokurator generalny w rozmowie z Maciejem Dudą i Robertem Zielińskim, dziennikarzami śledczymi portalu tvn24.pl.
Opioła: służby mogły inwigilować także dziennikarzy
To działanie następuje po publikacji "Gazety Wyborczej". Dziennik napisał, że w MSW działała specjalna grupa, która miała inwigilować byłych szefów ABW, SKW, BOR i obecnego szefa CBA. Jak utrzymywała "GW" o udział w tzw. aferze podsłuchowej miał podejrzewać ich Bartłomiej Sienkiewicz. Były szef MSW temu zaprzeczył.
Wnioski o podsłuchy numerów użytkowanych przez szefów służb, a także ich rozmówców najprawdopodobniej były składane bez wskazania, kim są właściciele telefonów, choć służby i policja wiedziały, że są to numery konkretnych osób, np. funkcjonariuszy, polityków lub dziennikarzy.
Takie same praktyki były stosowane w czasie rządów PiS. Efektem była m.in. komisja śledcza i postępowanie przed komisją odpowiedzialności konstytucyjnej o postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro.
Seremet odpowiadał we wtorek na pytania posłów ze speckomisji, którzy dociekali, czy faktycznie szefowie CBA, ABW, SKW i BOR byli podsłuchiwani. Jeżeli tak było, to podsłuchiwani mogli też być ich rozmówcy.
- Decyzja Seremeta pokazuje, że służby specjalne mogły stosować stosować techniki operacyjne wobec byłych szefów służb, obecnego szefa CBA, dziennikarzy i posłów opozycji – mówi Marek Opioła, poseł PiS, członek speckomisji.
Śledzili szefa CBA i jego rzecznika?
Szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego potwierdził podczas posiedzenia sejmowej speckomisji, że on i rzecznik CBA byli obserwowani. - Paweł Wojtunik nie powiedział, kogo podejrzewa, ale opisał samochody, które jeździły za nim i Jackiem Dobrzyńskim – mówią nieoficjalnie dziennikarzom portalu tvn24.pl posłowie z sejmowej komisji. Miało to mieć związek z aferą podsłuchową.
Do śledzenia Wojtunika i rzecznika CBA miało dojść w czerwcu i lipcu 2014 roku, zaraz po wybuchu afery taśmowej. – Jeździły za nimi toyota yaris, volkswagen bus z charakterystycznym bagażnikiem na dachu oraz terenowe volvo – relacjonuje jedna z osób związanych ze speckomisją.
Wojtunik jeszcze raz przed komisję
Komisja chce jeszcze raz przesłuchać Wojtunika w czwartek. Posłowie mają bowiem wątpliwości co do jego faktycznej roli w aferze podsłuchowej.
Portal tvn24.pl w październiku ujawnił, że motywem inwigilowania Wojtunika mogło być m.in. sprawdzenie, czy biznesmen Marek Falenta współpracował z CBA. To weryfikuje także prokuratura w osobnym śledztwie. Innym tropem była kwestia nagrania spotkania szefa CBA z byłą wicepremier Elżbietą Bieńkowską. - Agencja i CBŚ zastanawiały się m.in. nad tym, dlaczego mimo informacji tygodnika "Wprost" o istnieniu takiego nagrania, nie ukazał się jego stenogram, a później okazało się, że takiego nagrania w ogóle nie ma - twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl), Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) dziennikarze śledczy tvn24.pl / Źródło: tvn24.pl