W ciągu kilku tygodni ma się zakończyć śledztwo w sprawie śmiertelnego wypadku, w którym zginął 57-letni Słowak. Mężczyzna jechał z rodziną, kiedy z naprzeciwka pojawiły się luksusowe auta na polskich tablicach rejestracyjnych, gnające z nieprzepisową prędkością. Jedno z nich czołowo zderzyło się ze skodą 57-latka. Status podejrzanych w tej sprawie ma trzech Polaków.
Śledztwo w sprawie, o której na tvn24.pl pisaliśmy wielokrotnie prowadzone jest przez policję pod nadzorem prokuratury krajskiej (wojewódzkiej) w Żylinie. Jej przedstawiciel, Martin Kokles przekazał, że jest ono "ukończone w 90 procentach”. Akt oskarżenia przeciwko trzem Polakom ma trafić do sądu w ciągu kilku tygodni.
"Główna część postępowania przygotowawczego jest zakończona, ale potrzeba sprecyzować między innymi niektóre aspekty szkody i jej zrekompensowania" - przekazuje prokurator Kokles.
Brakującym elementem jest wyliczenie ewentualnych odszkodowań, których mogą się domagać poszkodowani. Wyliczenie wysokości ewentualnej rekompensaty związanej ze szkodą prokuratura - jak zaznacza Martin Kokles - musi mieć przygotowane dla sądu.
- Nie możemy przed sądem posługiwać się kwotami wziętymi z sufitu. Muszą być wyliczone i udokumentowane - powiedział Kokles. Dodał, że prace biegłych sądowych przeciągają się z uwagi na pandemię.
Trzech podejrzanych
W postępowaniu przygotowawczym zarzuty spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym i spowodowania w okolicach Dolnego Kubina na Słowacji śmierci obywatela Słowacji, 57-letniego ojca rodziny, usłyszało trzech Polaków, którzy tragicznego dnia pędzili po słowackich drogach. Jadący ciemnym porsche Marcin L. wjechał czołowo w skodę, w której zginął 57-letni mężczyzna jadący z naprzeciwka z rodziną.
Zarzuty ma też Adam Sz., który wyprzedzał, jadąc wprost na skodę. Chwilę przed wypadkiem zahamował, chcąc uniknąć czołowego zderzenia. Wtedy w tył jego auta uderzyło porsche, które potem uderzyło w skodę.
Trzeci podejrzany to Łukasz K., organizator wyjazdu, podczas którego doszło do wypadku.
Bezpośrednio po wypadku cała trójka została zatrzymana. Po wstępnych przesłuchaniach i kilkumiesięcznym areszcie byli zwalniani przez sąd po wpłaceniu kaucji. Jak powiedział prokurator Martin Kokles, słowackie prawo przewiduje, że po przekazaniu aktu oskarżenia do sądu cała trójka będzie musiała pojawić się na Słowacji.
- Później, po złożeniu wyjaśnień w postępowaniu sądowym, mogą poprosić, aby dalsza jego część odbywała się bez ich udziału i by byli reprezentowani przez obrońców - stwierdził Kokles.
Prokurator dodał, że bez pandemii oraz gdyby postępowanie przygotowawcze nie było prowadzone wobec cudzoziemców, zostałoby zamknięte szybciej. Jak oświadczył, działania policji i prokuratury były kontrolowane przez Prokuraturę Generalną Republiki Słowackiej, która nie stwierdziła uchybień i przeciągania terminów.
Rajd po słowackich drogach
30 września 2018 roku porsche Marcina L. i cztery inne luksusowe samochody na polskich tablicach rejestracyjnych jechały już w kierunku Polski. Wszyscy wracali po weekendzie spędzonym za południową granicą. To miał być - jak zachęcał przed wyprawą jej organizator Łukasz K. - sposób na korzystanie z "resztek dobrej pogody". W jej trakcie Polacy zwiedzali - jak pisał organizator - "malownicze miejsca na Słowacji".
- W czasie wyjazdu obowiązywała zasada "follow the leader". Polega to na tym, że wszyscy uczestnicy wyjazdu jadą za organizatorem w przyjętej wcześniej kolejności. Uczestnicy wyprawy nie powinni się wyprzedzać - mówił nam niedługo po wypadku znajomy podejrzanego kierowcy porche.
***
Stefan, 57-letni Słowak, zginął siedem kilometrów od swojego niedawno wybudowanego domu. Tego dnia miał odwieźć 21-letniego wtedy syna do Żyliny na studia. Chłopak siedział z tyłu. Po wypadku szybko otworzył drzwi i doskoczył na przód samochodu, gdzie była jego ciężko ranna matka. Ojciec był już nieprzytomny.
Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Policia Slovenskej republiky