Jeżeli ktokolwiek działał na niekorzyść SKOK-ów, to nie dziennikarze - powiedział w "Tak jest" Andrzej Stankiewicz, jeden z autorów tekstów o Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych z 2013 roku. Komentował on fakt, że na celowniku prokuratorów znaleźli się teraz dziennikarze, ujawniający niekorzystne dla tych instytucji wyniki audytów.
Andrzej Stankiewicz był jednym z autorów serii tekstów o Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych (SKOK) w "Rzeczpospolitej" w czerwcu 2013 roku. Ujawniono w nich informacje z audytu, który SKOK-i musiały zlecić niezależnym rewidentom i przekazać do państwowych instytucji. Audytorzy ostrzegali przed transakcjami finansowymi, mogącymi mieć negatywny wpływ na sytuację kas.
Zawiadomienie do prokuratury wobec autorów publikacji złożyli wówczas szefowie tych instytucji. W kwietniu 2015 roku zapadła decyzja o odmowie wszczęcia śledztwa. Pod koniec czerwca 2017 roku dochodzenie jednak podjęto, pod kątem "przestępstwa dotyczącego ujawnienia informacji niejawnych" na szkodę sektora SKOK-ów.
Stankiewicz, obecnie dziennikarz Onetu, wskazuje na to, że śledztwo podjęto, gdy prokuratorem generalnym został Zbigniew Ziobro. Jak zauważa, jest on powiązany z Grzegorzem Biereckim, twórcą SKOK-ów, senatorem Prawa i Sprawiedliwości, któremu między innymi pomagał w kampanii wyborczej.
"Bardzo grubymi nićmi szyte"
Czy wszczęcie postępowania przeciw niemu oraz kilku innym autorom jest atakiem ze strony prokuratury na dziennikarzy? - Sam był chciał wiedzieć - odpowiedział Andrzej Stankiewicz, zapytany o to w "Tak jest". - Jest taki paragraf, (...) który dotyczy działania dziennikarzy na niekorzyść SKOK-ów poprzez ujawnienie informacji niejawnych, które miałyby ich dotyczyć - tłumaczył. - Jeżeli ktokolwiek działał na niekorzyść SKOK-ów to nie dziennikarze, bo to nie dziennikarze wyprowadzali ze SKOK-ów pieniądze - zaznaczył.
Przypomniał, że "prokuratura w 2015 roku odmówiła wszczęcia śledztwa". - Teraz wzięto tamto śledztwo i uznano, że nie zbadano jeszcze jednego wątku, zmieniono kwalifikację czynu. SKOK-i chciały ścigać dziennikarzy nie przez pozew cywilny, tylko przez nasłanie na nich prokuratorów. To się wtedy nie udało - podkreślił.
Stankiewicz potwierdził, że był już przesłuchiwany w ramach wszczętego śledztwa.
- Ja to traktuję jako bardzo grubymi nićmi szyte. Bo jeśli się wznawia sprawę, którą prokuratura już raz zamknęła, jeżeli wszyscy wiedzą, że to nie ja ukradłem 3,5 miliarda złotych, to nie wygląda to poważnie - kontynuował.
Podkreślił, że w SKOK-ach pieniądze trzymało wówczas 2,5 miliona ludzi. - Obawiano się, że jeżeli dojdzie do upadku kas, dojdzie do katastrofy - stwierdził. Podkreślił, że dziennikarze podali do publicznej wiadomości dokumenty "opisujące sytuację finansową w SKOK-ach". - To ujawnienie dokumentów, które nawet nie miały żadnej klauzuli (poufności - red. ), to miało być moim "działaniem na niekorzyść sektora SKOK-ów" - skwitował.
"Prawo staje się narzędziem manipulacji"
Do sprawy odniósł się również drugi gość programu, mecenas Jacek Dubois.
- Zawsze jest taka zasada, że najlepszą obroną jest atak - zauważył adwokat. - W momencie, w którym poruszono niebezpieczny dla SKOK-ów wątek to wiadomo było, że SKOK-i będą się bronić - stwierdził. Uznał, że prokuratura podjęła rozsądną decyzję w 2015 roku.
Ocenił, że teraz "prawo staje się narzędziem manipulacji".
- Ja, jako prawnik, jestem przerażony bo prawo staje się narzędziem, którym można kogoś zastraszyć i trzymać w szachu - stwierdził.
"To sygnał, że nie jesteśmy idiotami"
Andrzej Stankiewicz tłumaczył, że poświęcony tej sprawie tekst w portalu Onet.pl napisał "właśnie po to, żeby był pewien sygnał do prokuratury, że my nie jesteśmy idiotami". - Mówię o środowisku dziennikarskim. Pewnie rzeczy rozumiemy. Rozumiemy też to, że pan minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro jest politycznie i osobiście związany z twórcą sektora SKOK-ów, Grzegorzem Biereckim - dodał. Podkreślił, że "to jest coś więcej, niż bycie tylko w jednej koalicji".
- Jest wielu ludzi w PiS-ie, także takich, którzy Grzegorza Biereckiego nie trawią i tacy, którzy nie robią z nim sojuszy. A Zbigniew Ziobro tak - stwierdził dziennikarz. Jak mówił, "w 2011 roku, kiedy Bierecki po raz pierwszy kandydował do Senatu z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, Ziobro był bardzo zaangażowany w jego kampanię wyborczą".
- W gazecie wydawanej przez SKOK-i pracowała w tamtym czasie żona Zbigniewa Ziobry, więc ten sojusz jest powszechnie znany wewnątrz PiS-u - powiedział.
- Apelujemy, żeby pan minister uważał na to, co robi - podsumował Andrzej Stankiewicz. Dodał, że Ziobro "jako prokurator generalny dostał ogromną władzę i powinien sam ograniczyć się w tych kwestiach, które stawiają pod znakiem zapytania jego obiektywizm".
Autor: JZ//rzw / Źródło: tvn24