Wśród zarzutów karnych postawionych w lipcu Sławomirowi Nowakowi znalazły się trzy, które sformułowali wobec niego ukraińscy śledczy. Zagrożone są karą nawet do 12 lat więzienia. Piszemy, na czym mają się one opierać.
21 lipca prokurator Prokuratury Okręgowej w Warszawie Jan Drelewski ogłosił Sławomirowi Nowakowi zarzuty karne, stawiane zarówno przez polskich, jak i ukraińskich śledczych. Dotyczą one okresu od października 2016 roku do września 2019 roku, kiedy był szefem ukraińskiej agencji drogowej Ukrawtodor.
Były polityk jest podejrzany o kierowanie grupą przestępczą, żądanie i przyjmowanie korzyści majątkowych i osobistych w zamian za przyznawanie prywatnym podmiotom kontraktów na budowę i remont dróg na Ukrainie, a także o pranie pieniędzy. W efekcie tych przestępstw miał uzyskać 1,3 miliona złotych.
- Sławomir Nowak nie przyznał się do zarzutów zarówno polskich, jak ukraińskich. Odpowiadał na pytania prokuratora, jednak tych było dosłownie kilka; głównie: czy zna konkretne spółki i ludzi - mówi nam jeden ze śledczych pracujących przy sprawie.
Fakt, że polski prokurator ogłosił Nowakowi zarówno polskie, jak i ukraińskie zarzuty, potwierdza oficjalnie Prokuratura Okręgowa w Warszawie w korespondencji z tvn24.pl.
- Zarzuty polski prokurator ogłosił na wniosek Specjalistycznej Prokuratury w ramach wspólnego międzynarodowego zespołu dochodzeniowo-śledczego, którego funkcjonowanie przewidują przepisy Kodeksu Postępowania Karnego - napisała w odpowiedzi na nasze pytania Aleksandra Skrzyniarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej.
Łapówki i pranie?
Jak już wcześniej ujawniliśmy w tvn24.pl, to właśnie Prokuratura Okręgowa w Warszawie jako pierwsza rozpoczęła śledztwo dotyczące działań Sławomira Nowaka jako prezesa ukraińskiej agencji drogowej Ukrawtodor. Z informacji przekazanych Faktom TVN przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie wynika, że śledztwo, które zakończyło się zarzutami dla Nowaka, w Polsce rozpoczęło się w styczniu 2019 roku. Od początku było prowadzone wspólnie z agentami Centralnego Biura Antykorupcyjnego pod kątem przyjmowania przez byłego ministra transportu korzyści osobistych, a także prania brudnych pieniędzy. Sygnatura sprawy (PO I ds. 296/2018) wskazuje jednak, że zarejestrowano ją w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej już w 2018 r. Według naszych nieoficjalnych informacji, w materiałach śledztwa mają znajdować się dokumenty świadczące, że rozpoczęło się ono właśnie w 2018 roku.
Niemal dokładnie przed rokiem, 26 sierpnia, z warszawskiej prokuratury został wysłany do ukraińskiej wniosek o udzielenie pomocy prawnej. Krajowi śledczy zwrócili się o zgromadzenie wiedzy i udzielenie odpowiedzi na kilkadziesiąt szczegółowych pytań, m.in. o urzędniczy status na Ukrainie Sławomira Nowaka, a także konkretne przetargi, w których brały udział trzy firmy.
To w następstwie wymiany tych pism została nawiązana szczegółowa współpraca w ramach międzynarodowego zespołu śledczego. Na Ukrainie śledztwo w sprawie Sławomira Nowaka wszczęto dopiero w listopadzie 2019 r., a w skład powołanego wtedy specjalnego zespołu weszli agenci Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU), polskiego CBA oraz prokuratorzy z Polski i Ukrainy.
- To ukraińska służba rozpracowała mechanizm korupcyjny, który miał budować od początku kierowania Ukrawtodorem Sławomir Nowak. Polskie CBA zaś użyło systemu Pegasus do kontroli operacyjnej telefonów całej trójki. Materiały z tego podsłuchu to kilkadziesiąt tomów akt - mówi jeden z prokuratorów, prosząc o zachowanie anonimowości. Jak wynika jednak z naszych nieoficjalnych informacji, Centralne Biuro Antykorupcyjne zajmowało się Nowakiem nieprzerwanie już od 2016 r.
Pod koniec lipca pytaliśmy CBA i służby prasowe ministra koordynatora służb specjalnych, czy w sprawie Nowaka użyli Pegasusa, systemu służącego m.in. do przełamywania zabezpieczeń telefonów i aplikacji szyfrujących rozmowy. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Informacje o dowodach będących efektem inwigilacji - w tym podsłuchiwanej komunikacji między telefonami Sławomira Nowaka a jego współpracownikami - mają także znajdować się w aktach ukraińskiej prokuratury.
Zarzuty z Ukrainy
Polski prokurator ogłosił Sławomirowi Nowakowi zarzuty, które ukraiński prokurator sporządził 15 lipca tego roku, czyli na ponad miesiąc przed zatrzymaniem. Dotyczą one artykułu 368 ukraińskiego kodeksu karnego, mówiącego o "przyjęciu propozycji, obiecania lub otrzymania przez urzędnika nielegalnej korzyści". Nowaka objął paragraf czwarty, dotyczący urzędników, którzy zajmują szczególnie odpowiedzialne stanowisko - jako szef Ukrawtodor należał właśnie do najwyższej kategorii urzędników.
Ten status wiąże się z górnym limitem kary przewidywanym przez tamtejszy kodeks karny. Dla zwykłego urzędnika jest to więzienie od dwóch do czterech lat, a dla "urzędnika kategorii A" zagrożenie karą rośnie od 8 do 12 lat i obejmuje konfiskatę mienia.
Przygotowania do korupcji
Według naszych nieoficjalnych informacji, w sprawie Sławomira Nowaka ustalono, że Nowak w grudniu 2016 roku, czyli nieco ponad miesiąc od objęcia funkcji prezesa Ukrawtodoru, miał zacząć przygotowania do popełniania przestępstw. Jako doradców w ukraińskiej instytucji zatrudnił Ukrainkę oraz dwóch znajomych Polaków: biznesmena i biegłego w rozliczeniach międzynarodowych księgowego Jacka P. oraz byłego szefa GROM pułkownika Dariusza Z.
Ukrainka wspólnie z Jackiem P. miała pomagać przy załatwianiu łapówek dla Nowaka. Z naszych informacji wynika, że była doradczyni Nowaka została już przesłuchana na Ukrainie i nie przyznała się do popełnienia przestępstw pomocnictwa w korupcji.
W Polsce 20 lipca, w tym samym momencie co Sławomira Nowaka, agenci CBA zatrzymali także Dariusza Z. oraz Jacka P. P. wyszedł z gdańskiego mieszkania Nowaka dosłownie na kilka godzin przed pojawieniem się w nim agentów. Ci weszli o szóstej rano. Prywatnie dobrzy znajomi i współpracownicy Nowaka decyzją sądu również trafili do aresztu tymczasowego. Polska prokuratura sformułowała wobec nich zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej kierowanej przez Nowaka i udziału w procederze prania brudnych pieniędzy.
Z Ukrainy przez Cypr do Polski
Jeden z zarzutów stawianych przez ukraińskich śledczych ma dotyczyć spółki o polskim kapitale, specjalizującej się w doradztwie przy dużych projektach infrastrukturalnych. Ze strony internetowej firmy wynika, że od kilku lat regularnie wygrywa przetargi organizowane w Polsce, m.in. przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad.
Według ukraińskich śledczych wystartowała ona w przetargu na doradztwo przy budowie odcinków autostrad M-01 i M-06 na Ukrainie, rozpisanym pół roku przed pojawieniem się w tym kraju Sławomira Nowaka. Wartość przetargu wyniosła 1,7 miliona euro.
Konkurs ofert monitorował Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, który wspólnie z innymi międzynarodowymi instytucjami miał sfinansować modernizację kluczowych ukraińskich dróg.
Nowak, który od jesieni 2016 roku pełnił funkcję prezesa Ukrawtodoru, miał zaoferować tej spółce pomoc w jego wygraniu w zamian za "nielegalne korzyści". Miały one trafić do Nowaka poprzez cypryjską firmę, którą założył pułkownik Dariusz Z., a z którą były minister miał zawrzeć umowę na świadczenia usług doradczych .
- To miała być zawoalowana forma uzyskania nielegalnych korzyści - słyszymy od naszego źródła.
Z. miał wysłać Nowakowi, z którym był w bieżącym kontakcie, do zatwierdzenia umowę o otrzymaniu prawie 180 tysięcy euro.
Cypryjskie fiasko
Jednak do podpisania umowy miało nigdy nie dojść. Według nieoficjalnych informacji, śledczy mają nie mieć też bezpośrednich dowodów, by w jakikolwiek inny sposób łapówka została przekazana Sławomirowi Nowakowi. Ale uważają, że w sierpniu 2019 roku Nowak poinformował Z., że nie będzie pomagał w kolejnych przetargach, jeśli nie otrzyma pieniędzy za poprzedni.
W ubiegłym tygodniu funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali byłego prezesa polskiej spółki. Na wniosek prokuratury, warszawski sąd podjął decyzję o areszcie. D. nie przyznał się do zawarcia korupcyjnego układu ze Sławomirem Nowakiem.
Tureckie fiasko
Drugi z zarzutów przedstawionych przez ukraińską prokuraturę Sławomirowi Nowakowi dotyczy relacji między nim a tureckim koncernem Onur, który wygrał 21 maja 2019 roku przetarg o wartości 175 milionów dolarów na budowę odcinka autostrady M-03.
Według ukraińskich śledczych do przekazania łapówki miała posłużyć spółka założona w Polsce przez Jacka P. i Turków z Onuru. Nowak miał w niej zostać przewodniczącym rady nadzorczej.
Jak sprawdziliśmy, taka firma rzeczywiście powstała 23 listopada 2018 roku. Udziały w niej objął Jacek P., a także przedstawiciel tureckiego koncernu. Jednak sam Sławomir Nowak nie pełnił w niej jakiejkolwiek funkcji - także gdy już odszedł z Ukrawtodoru.
Z naszych informacji - potwierdzonych przez rzecznika ministra koordynatora służb specjalnych Stanisława Żaryna - wynika, że w dniu zatrzymania Sławomira Nowaka agenci CBA przeszukali około 30 mieszkań i siedzib spółek. Szukali umów, dowodów na finansowe relacje Nowaka z cypryjską i polsko-turecką spółką. Jednak według nieoficjalnych informacji, prokurator Jan Drelewski wniosek o areszt miał uzasadniać tym, że nie znaleziono istotnych dowodów, dlatego m.in. konieczne jest aresztowanie Nowaka i jego współpracowników.
Ukraińska opcja
Kolejną okazją do żądania łapówek przez Sławomira Nowaka - według ukraińskich śledczych - miał być przetarg o wartości 98 milionów euro, na budowę odcinka autostrady M-05 między Kijowem a Odessą. To tej inwestycji dotyczy trzeci z zarzutów.
Przetarg wygrał ukraiński gigant budowlany Altkom - było to jeszcze nim Sławomir Nowak objął funkcję prezesa Ukrawtodoru. Firmę kilka razy opisywali ukraińscy dziennikarze, na przykład w kontekście seryjnie zdobywanych - bez przetargów - miliardowych zamówień na modernizację kraju związaną z Euro 2012.
Kiedy były polski minister transportu zaczął pracę na Ukrainie, Altkom miał otrzymać korzystne dla siebie aneksy, które pozwalały uniknąć m.in. kar za opóźnienia w pracach.
Również w tym przypadku do przekazania łapówki miała posłużyć spółka założona w Polsce. Nowak miał ją zarejestrować z Jackiem P. i otrzymać przelew, a po kilku tygodniach sprzedać ją za kilkaset tysięcy euro. Taka spółka rzeczywiście istnieje, ale według elektronicznych wersji Krajowego Rejestru Sądowego, działa w kraju już od 2005 roku i jest zarejestrowana jako przedstawicielstwo jednej z zagranicznych firm.
- Nie było żadnych takich ruchów, Sławomir Nowak nie tworzył spółki, by sprzedać ją Ukraińcom. Przecież wszelkie dowody byłyby widoczne w polskich rejestrach sądów gospodarczych - przekonuje nas jeden z przyjaciół byłego ministra transportu.
Jak wynika z informacji tvn24.pl, biznesmen został już przesłuchany przez śledczych z NABU w Kijowie i nie przyznał się do korupcyjnych relacji z polskim szefem Ukrawtodoru. Nie został aresztowany przez tamtejsze władze.
- Śledztwo jest rozwojowe. Mamy jeszcze wiele wątków do zweryfikowania - usłyszeliśmy od jednego z polskich prokuratorów.
Sam Sławomir Nowak nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Zapowiada, że będzie bronił swojego dobrego imienia. We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie rozpatrzył negatywnie zażalenie jego obrońców na zastosowanie aresztu tymczasowego. Jeśli Nowak zostanie w Polsce, będzie odpowiadał za zarzuty, które sformułowała wobec niego polska prokuratura - chyba, że jako posiadacz obywatelstwa Ukrainy zdecyduje się stanąć przed tamtejszym wymiarem sprawiedliwości.
Prokurator generalna Ukrainy, Irina Walentinowna w korespondencji z redakcją Konkret24 poinformowała, że "biorąc pod uwagę, że śledztwo jest obecnie w toku, dalsze losy postępowania karnego, w tym ekstradycja i miejsce rozprawy, zostaną ustalone w porozumieniu ze stroną polską". Biuro prokurator podkreśliło, że "fakt zdemaskowania bezprawnych działań byłego szefa Ukrawtodora jest wspólnym efektem pracy polskich i ukraińskich organów ścigania, a więc działania obu stron są skoordynowane i wspólne, bo mają jeden cel - postawienie tej osoby i jej wspólników przed wymiarem sprawiedliwości".