Były minister transportu Sławomir Nowak pozostanie w areszcie tymczasowym co najmniej do połowy kwietnia – zdecydował w czwartek Sąd Apelacyjny w Warszawie. Podjął tę decyzję, rozpatrując zażalenie obrońców na postanowienie warszawskiego sądu okręgowego. Ten, choć zdecydował się przedłużyć areszt dla Nowaka, to - według informacji tvn24.pl - skrytykował prowadzącego sprawę prokuratora, zarzucając mu między innymi, że nie wykorzystał w należyty sposób czasu śledztwa.
Sławomir Nowak przebywa w areszcie na warszawskiej Białołęce od lipca ubiegłego roku, gdy o świcie w jego trójmiejskim domu zatrzymali go funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Przez kolejne sześć miesięcy był kompletnie odcięty od świata zewnętrznego – nawet zgodę na telefoniczną rozmowę z dziećmi otrzymał dopiero w styczniu tego roku.
Sąd Apelacyjny podjął decyzję w sprawie Nowaka
W czwartek odbyło się posiedzenie, na którym Sąd Apelacyjny w Warszawie decydował o przedłużeniu aresztu byłemu ministrowi. SA zdecydował, że były wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej, były minister transportu, pozostanie za murami aresztu co najmniej do 16 kwietnia.
Sławomir Nowak nie został doprowadzony w czwartek do sądu odwoławczego.
To, czy zapadnie decyzja o przedłużeniu aresztu, czy nie - mimo ciążących na Nowaku poważnych zarzutów, za które maksymalna kara sięga nawet 15 lat więzienia - nie było oczywiste. Miało to związek z uzasadnieniem postanowienia warszawskiego sądu okręgowego w sprawie aresztu, które poznała redakcja tvn24.pl. Choć sąd wówczas zgodził się z wnioskiem prokuratury, to zarazem poddał krytyce sposób prowadzenia śledztwa.
Sąd przyznał rację obrońcy podejrzanego, który zwrócił uwagę, że prokurator nie wykorzystał należycie czasu śledztwa. Stwierdził, że prokurator nie nadał odpowiedniego priorytetu czynnościom, które miały być wykonane w czasie, gdy Nowak siedzi w areszcie.
Powtarzanie argumentów
Dodatkowo sąd wytknął prowadzącemu postępowanie prokuratorowi Prokuratury Okręgowej w Warszawie Janowi Drelewskiemu, że w kolejnych wnioskach o przedłużenie powtarza swoje wcześniejsze argumenty.
Sąd zaznaczył, że dowody, które chce przeprowadzić prokurator, to w znacznej części te same dowody, które planował przeprowadzić trzy miesiące wcześniej. Sąd ocenił, że organizacja śledztwa nie jest wystarczająco staranna, by na czas i sprawnie gromadzić niezbędne dowody.
Sąd zasugerował, że prokurator wraz z agentami CBA powinien skupić się na przesłuchiwaniu świadków. Ocenił też, że przy decyzji o przedłużaniu aresztu nie weźmie pod uwagę argumentów, że w licznych przeszukaniach zgromadzono wiele dokumentów i twardych dysków, których analiza zajmuje dużo czasu, gdyż nawet gdyby Sławomir Nowak odzyskał wolność, to nie będzie miał wpływu na posiadane przez CBA i prokuratora dokumenty.
Mimo tych zastrzeżeń sąd zdecydował się wtedy przedłużyć areszt tymczasowy z uwagi na obawę matactwa ze strony Nowaka, a także zagrożenia wysoką karą – do 15 lat więzienia.
Prezesi płacili za swoje posady?
- Są efekty tych uwag sądu. Agenci CBA przesłuchują mniej ważne osoby, a VIP-ów ze spółek Skarbu Państwa i polityki, czyli tych ważniejszych, słucha osobiście prokurator – mówi tvn24.pl osoba znająca przebieg śledztwa.
Chodzi o wątek śledztwa dotyczący członków zarządów spółek, takich jak Orlen, PKP S.A., którzy - według prokuratury - mieli opłacać się Sławomirowi Nowakowi w zamian za swoje awanse. Już wcześniej informowaliśmy, że śledczy twierdzą, że np. były prezes Orlen Dariusz Jacek K. w latach 2008 do 2015 płacił Nowakowi 3,5 tysiąca złotych miesięcznie.
Obrońca byłego ministra transportu mecenas Joanna Broniszewska od początku przekazywała, że jej klient nie przyznaje się do winy. Również zatrzymani (we wrześniu ubiegłego roku) menadżerowie spółek Skarbu Państwa nie przyznali się do stawianych im zarzutów.
- Również podczas kolejnych przesłuchań i konfrontacji nie przyznają się. W tym wątku prokurator ma pewien problem, gdyż nie jest w stanie znaleźć obiektywnych dowodów, np. regularnych przelewów bądź wypłat z bankomatu – mówi nam jeden ze śledczych.
Współpraca z prokuraturą
Nowak nie przyznaje się również do zarzutu, by miał jakikolwiek związek z 4 milionami złotych w gotówce, które agenci CBA znaleźli w mieszkaniu należącym do jego znajomego Jacka P.
Ten wieloletni przyjaciel polityka, z zawodu biegły księgowy, zdecydował się na współpracę z CBA i prokuraturą. Tymczasem noc przed zatrzymaniem spędzali razem – nad butelką wina, niemal do trzeciej nad ranem. Trzy godziny później obudzili ich agenci CBA. Później obaj, zarówno Nowak, jak i Jacek P., usłyszeli zarzuty w tej sprawie.
Jak już informowaliśmy, Jacek P. składa wyjaśnienia, licząc na korzyści płynące z artykułu 60 Kodeksu karnego, czyli nadzwyczajne złagodzenie kary za wyjawienie szczegółów sprawy nieznanych dotąd śledczym. Dzięki tej postawie prokurator już kilka miesięcy temu uchylił mu areszt, do którego trafił w tym samym czasie co Sławomir Nowak, czyli w lipcu ubiegłego roku. Wtedy również zatrzymano byłego dowódcę GROM, a następnie wiceprezesa PGNiG – pułkownika Dariusza Z. On także wyszedł już na wolność.
Dowody z Ukrainy
Podstawę do zatrzymania Sławomira Nowaka stanowiły materiały, które nadesłała polskiej prokuraturze ukraińska służba antykorupcyjna. Wynikało z nich, że Nowak, jako dyrektor Ukrawtodoru w latach 2016 do 2019 (odpowiednika polskiej Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad), miał czynić korupcyjne propozycje przedsiębiorcom.
Szczegóły tych dowodów ujawniliśmy ma łamach tvn24.pl. Do dziś na Ukrainie nikt w tej sprawie nie trafił do aresztu tymczasowego. Na podstawie tak pozyskanych materiałów prokurator Drelewski postawił Nowakowi zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, która miała na celu przestępstwa korupcyjne.
- To ustawka. Doskonale o tym wiecie – mówił do dziennikarzy sam Nowak, gdy w lipcu ubiegłego roku był prowadzony do sądu, który następnie zdecydował o jego pierwszym aresztowaniu.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP