Prokuratura Okręgowa w Poznaniu zakończyła śledztwo w sprawie Grzegorza Ł. Zdaniem prokuratury to jeden z twórców planu kradzieży ponad ośmiu milionów złotych. Do "skoku stulecia" doszło w lipcu 2015 roku w Swarzędzu w województwie wielkopolskim.
Akt oskarżenia został już wysłany do sądu. Ł. jest oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która ukradła osiem milionów złotych. Ł. to były funkcjonariusz policji i wiceprezes okradzionej firmy ochroniarskiej Servo. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Mężczyzna nie przyznał się do winy. Winą obarczył Adama K., który wpadł w ręce wymiaru sprawiedliwości jako pierwszy i po półrocznym pobycie w areszcie zdecydował się "wsypać" kompanów. To dzięki zeznaniom K. wpadł Krzysztof W. (który wcielił się w rolę fałszywego konwojenta), Marek K. (jeden z autorów planu) i Dariusz D. (który w dniu kradzieży pomagał przerzucać zrabowane pieniądze).
Zatrzymany na Ukrainie
Wśród zatrzymanych nie było Grzegorza Ł., bo ten zniknął we wrześniu 2015 roku. Ukrywał się na tyle dobrze, że wśród ścigających go policjantów pojawiała się wersja, że nie żyje. Ostatecznie został zatrzymany w 2017 roku na Ukrainie. Do Polski trafił rok później, o czym informowaliśmy w portalu tvn24.pl jako pierwsi.
Status świadka w procesie apelacyjnym
Grzegorz Ł. został na proces przywieziony z aresztu jako świadek. Zanim złożył zeznania, poprosił przed kamerami o to, aby podawać jego pełne dane, bo - jak przekonywał - "nie jest winny".
Twierdził, że nie ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości, tylko "wypoczywał w towarzystwie pięknych kobiet". Na Ukrainie miał zajmować się m.in. uprawą warzyw.
Przyznał, że wiedział, iż szuka go polski wymiar sprawiedliwości. Do kraju jednak nie wrócił, bo - jak mówił były wiceprezes okradzionej firmy ochroniarskiej - doradził mu tak jego pełnomocnik.
- Informował mnie, że zatrzymana została moja ówczesna partnerka i syn. Doradził, żeby nie wracać do Polski, dopóki sprawa "się nie uspokoi" - mówił.
Obciąża go nagranie
Grzegorza Ł. obciąża m.in. nagranie z jednego z łódzkich hipermarketów. Kamery dzień przed skokiem uchwyciły, jak w towarzystwie Adama K. kupował telefony komórkowe, które potem zostały użyte w czasie kradzieży. Ł. w czasie przesłuchania w prokuraturze powiedział, że telefony były im potrzebne do "dyskretnej komunikacji". Jak twierdzi, zarówno on, jak i Adam K. mieli problemy w relacjach z żonami. Utrzymuje, że nie miał pojęcia o tym, iż będą użyte w czasie przestępstwa. Ł. w czasie śledztwa twierdził, że z osób skazanych w zeszłym roku zna tylko Adama K.
- Miałem go za przyjaciela. Pod koniec sierpnia 2015 roku podejrzewałem, że może mieć coś wspólnego z kradzieżą. Podczas prywatnej rozmowy przyznał się, że zorganizował kradzież. Twierdził, że potrzebował pieniędzy, bo chciał rozstać się z żoną - zeznawał w prokuraturze i wcześniej w łódzkim sądzie podczas rozprawy apelacyjnej. Mówił, że "chciał iść z tym do prokuratury".
- Usłyszałem, że prokurator jest w szpitalu. Potem wystąpiłem do śledczych z wnioskiem o to, aby przyznać mi status świadka incognito - mówił Ł. Twierdzi, że odpowiedzi nie otrzymał przed wyjazdem za granicę. Potem - jak zeznał - już z zagranicy wysyłał listy do prokuratury.
"Skok stulecia"
Do kradzieży ośmiu milionów złotych doszło 10 lipca 2015 roku w Swarzędzu pod Poznaniem. Krzysztof W., zatrudniony jako ochroniarz na podstawie fałszywych dokumentów, miał dyżur. Razem z dwoma innymi konwojentami rozwoził pieniądze do bankomatów. Kiedy dwaj koledzy weszli do banku, W. odjechał bankowozem. Włączył zagłuszacz sygnału GPS i pojechał do lasu, gdzie czekali na niego wspólnicy. Jeden z nich (Dariusz D.) pomagał przerzucać gotówkę do czekającego już samochodu. Bankowóz został potem wyczyszczony chlorem i porzucony w lesie.
W zeszłym roku skończył się proces w pierwszej instancji, w którym nieprawomocnie skazani zostali fałszywy konwojent (na 8 lat i dwa miesiąca więzienia) i dwaj - zdaniem prokuratury - twórcy planu (jeden - Marek K. na 7 lat, drugi - Adam K. na 6 lat i dwa miesiące).
Sąd drugiej instancji zajmuje się sprawą na wniosek i skazanych i prokuratury. Wszyscy odwołali się od - jak podkreślali pełnomocnicy - surowych wyroków sądu okręgowego z lipca zeszłego roku.
Niecodzienne stanowisko w swojej apelacji przedstawiła prokuratura, która wnioskuje o niższy wyrok dla Adama K, jednego z autorów planu.
Autor: bż,js,kwoj / Źródło: tvn24.pl