Dyskoteki, które trwają do rana, a nikt nie skarży się na zakłócanie ciszy nocnej? To możliwe dzięki najnowszemu trendowi - silent party, czyli zabawy w rytm muzyki grającej wyłącznie w słuchawkach imprezowiczów. Każdy decyduje, czego słucha, a sąsiedzi nie narzekają.
Silent party to nowa forma spędzania czasu - można tańczyć, można słuchać i nikomu tym nie przeszkadzać. Z zewnątrz wygląda to jak podrygi imprezowiczów w całkowitej ciszy.
- Każdy zamyka się w swoim świecie i się po prostu bawi - mówi didżej Łukasz Krajewski. - Super impreza, fajna muza, jak komuś sie nie podoba może w każdej chwili zmienić. Wypas, jak dla mnie - dodaje Patryk, uczestnik Silent Party w Juracie.
Zabawa polega na tym, że didżej emituje trzy różne gatunki muzyczne. Od tańczących zależy, jakiej muzyki chcą słuchać. Każdy gatunek to inny kolor lampki przy słuchawkach: można wybrać przykładowo techno, reagge lub jeszcze inny motyw.
Ratunek dla sąsiadów
Sedno tkwi w tym, że imprezowanie odbywa się w całkowitej ciszy. - Balanga trwa od 23 do 5, 6 rano i wszystko w ciszy. Nie mieliśmy żadnych skarg od mieszkańców - mówi Grzegorz Orłowski, menadżer "Beach Village Silent Disco" w Jastarni.
Takich klubów w Polsce na razie jest kilka, ale cieszą się one coraz większą popularnością. Jak tłumaczy Izabela Kajkowska z Silent Disco Poland, sama idea jest dość wiekowa - pojawiła się w fińskim filmie science-fiction "Ruusujen Aika" ("Czas róż") z 1969 roku.
To może być rozwiązanie dla centrów miast, których mieszkańcy nie mogą spać przez hałasy za oknem i rytmiczne "bum bum" dyskotekowej muzyki. - Tak jakby pracował pan młotem pneumatycznym - żali się Andrzej, który mieszka w pobliżu dyskoteki.
Mężczyzna zmuszony jest sypaić na materacu w łazience, bo to jedyne miejsce, gdzie nie słychać muzyki.
Źródło: Fakty TVN