Państwo belgijskie w ciągu dwóch lat straciło kontrolę nad miejscem, które znajduje się w jego sercu - powiedział w "Faktach po Faktach" były szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz. Chodzi o dzielnicę Molenbeek, w której dominuje ludność o arabskich korzeniach.
Na lotnisku Zaventem i stacji metra Maelbeek w centrum Brukseli we wtorkowy poranek w zamachach z użyciem trzech bomb zginęły 34 osoby, a około 200 zostało rannych. Do ataków przyznało się tzw. Państwo Islamskie.
Jak ocenił w "Faktach po Faktach" były minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, ten atak to kolejny cios w strefę Schengen.
- Im bardziej IS przegrywa w Syrii, tym bardziej przenosi tę wojnę na teren Europy - zaznaczył.
Dodał, że w przypadku Belgii mieśmy do czynienia z ewenementem, o którym sam tamtejszy minister spraw wewnętrznych mówił otwarcie - państwo belgijskie w przeciągu dwóch lat straciło kontrolę nad dzielnicą Brukseli. Miał na myśli dzielnicę imigrantów Molenbeek, w której dominuje ludność o arabskich korzeniach.
- Nie wiedzieli, kto tam mieszka, kto przebywa, skąd przyjechał i z czego żyje (...) Nagle okazało się, że w zasadzie państwo belgijskie straciło kontrolę nad miejscem, które jest położone w sercu tego państwa, czyli Brukseli - powiedział Sienkiewicz.
Jak stwierdził, samotna kobieta nie może wyjść tam na ulicę, bo jest od razu atakowana. Podkreślił, że problemem nie jest liczba uchodźców, tylko zdolność państwa do panowania nad ich strumieniem.
"Jak jest wojsko na ulicach, to znaczy, że służby są ślepe"
Sienkiewicz zwrócił uwagę, że w Brukseli przed zamachami przed każdym publicznym gmachem byli komandosi. - Ja mam takie poczucie, że jak jest wojsko na ulicach, to znaczy, że służby są ślepe. Jeśli służby działają dobrze i są w stanie zlokalizować zagrożenia, nie trzeba wyprowadzać wojska na ulice - ocenił.
Dodał, że to rodzaj uspokojenia obywateli, w tym wypadku nieskutecznego.
Sienkiewicz uważa, że mamy do czynienia z kryzysem służb zachodnich. Odnosząc się do koordynacji służb w naszym kraju, powiedział, że "szczególnie w zakresie zagrożeń hybrydowych i terrorystycznych zrobiliśmy bardzo dużo".
Przypomniał, że za rządów Donalda Tuska powołano Centrum Antyterrorystyczne, które - jak powiedział - jest węzłem współpracy dotyczącym wszystkich wydarzeń terrorystycznych na całym świecie, wymiany informacji, doświadczeń. Dodał, że to centrum wielokrotnie spełniło swoją rolę.
Jak powiedział, normą jest, że służby ze sobą rywalizują, ale są takie płaszczyzny w Polsce, w których to się udało przełamać skutecznie.
- To właśnie Centrum Antyterrorystyczne jest jednym z takich przykładów, bardzo dobrej współpracy między służbami - dodał.
"Pozbyć się szkodnika Zielińskiego"
Kolejny gość "Faktów po Faktach", były marszałek Sejmu Ludwik Dorn ocenił, że Polska jest przygotowana średnio na zagrożenie terrorystyczne.
- Nasze służby, nie tylko specjalne, ale i mundurowe, nie mają takich doświadczeń jak Francuzi, Włosi, Niemcy - dodał.
Jak ocenił, nie mamy dobrze działającego systemu antyterrorystycznego. Dodał, że ustawa zapowiadana przez ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Błaszczaka niewiele w tej kwestii zmieni.
Dorn odniósł się również do kwestii destabilizacji służb. Jego zdaniem słowa wiceministra MSWiA Jarosława Zielińskiego o ewentualnym rozwiązaniu BOR wprowadzają całą formację przed szczytem NATO i Światowymi Dniami Młodzieży w dygot.
- W tej chwili funkcjonariusze Biura, od dowództwa po chorążego, myślą tylko o jednym. Co z nami będzie (...) - ocenił.
- Mój apel do pana prezesa Kaczyńskiego. Błaszczak to Błaszczak, niech będzie. Ale pozbyć się tego szkodnika Jarosława Zielińskiego. Dwie służby wprowadził w stan histerii i dygotu (...) Tym człowiekiem się nie da Polski zabezpieczyć - zaznaczył Dorn.
Autor: js/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24