- Nie jest problemem, czy wydaje się pieniądze przelewem, czy z karty płatniczej, tylko na co. Ja w ogóle nie miałem karty kredytowej - mówił poseł PO i były szef MON Tomasz Siemoniak, komentując wydatki Ministerstwa Obrony Narodowej dokonane przy użyciu kart płatniczych i kredytowych. Przyznał, że problem kart płatniczych został przez opozycję zdemonizowany. Ale - jak dodał - minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak powinien powiedzieć, na co jego poprzednik przeznaczał pieniądze.
Pracownicy MON przy użyciu służbowych kart płatniczych i kredytowych wydali w 2016 i 2017 roku łącznie ponad 19 milionów złotych. Najwięcej spośród wszystkich resortów. Tak wynikało z informacji udzielonych przez resort obrony.
O te kwoty pytany był przez dziennikarzy były minister Antoni Macierewicz. Jak podkreślał, w jego ocenie nie chodzi o pieniądze wydane na jakieś prywatne przedsięwzięcia, na obiady, luksusy, samochody, a "w budżetowym roku 2015 wydano w MON co najmniej o 100 tysięcy złotych więcej niż w roku 2016 i 2017".
- To są płatności realizowane przez jednostki finansowe całego resortu - łącznie z siłami zbrojnymi - tłumaczył w piątek Macierewicz.
"Ten sam poziom"
Do tych wydatków odniósł się w poniedziałek w Radiu ZET były szef MON i wiceprzewodniczący PO Tomasz Siemoniak, który podkreślił, że "mniej więcej tak samo" wydawał jak minister Macierewicz. - Ten sam poziom. Mój poprzednik słuszną decyzją wprowadził taki system, że zaopatrzenie odbywa się przez karty płatnicze, tak jak w innych armiach NATO-wskich mi znanych - przyznał poseł Platformy.
- Nie jest problemem, czy wydaje się pieniądze przelewem, czy z karty płatniczej, tylko na co. Na wszystko musi być faktura i to wszystko trzeba dogłębnie sprawdzić. Ja za moich czasów w ogóle nie miałem karty płatniczej czy kredytowej - wyjaśniał były minister obrony, komentując wydatki Ministerstwa Obrony Narodowej przy użyciu kart płatniczych i kredytowych.
Siemoniak uważa jednocześnie, że Macierewicz "szastał pieniędzmi". Według niego Mariusz Błaszczak powinien powiedzieć, na co jego poprzednik wydawał pieniądze, a także, czy Macierewicz i jego ludzie wciąż mają te karty. - Ja o swoje czasy jestem spokojny - zaznaczył.
"Nie demonizujmy tych kart"
W 2015 roku Siły Zbrojne RP posiadały 842 karty płatnicze, z których wydano łącznie 9,6 miliona złotych - podał również w piątek MON, dodając, że to więcej niż w latach 2016 i 2017, gdy wydatki te wyniosły po 9,5 miliona złotych oraz użytkowano odpowiednio: 832 i 746 kart płatniczych.
Siemoniak pytany, czy jego zdaniem wszystkie wydatki da się uzasadnić, stwierdził, że tak.
- Jeśli delegacja była podejmowana w Polsce i podjęliśmy ją obiadem, to ministerstwo płaciło przelewem, bo miało stałą umowę z restauracją. Nie demonizujmy tych kart - podkreślił. - To nie jest tak, że kartą płatniczą można zapłacić i się nie bierze faktury i to nie jest rozliczone w księgowości, i przełożony nie sprawdza, czy wydatek był zasadny - tłumaczył Siemoniak.
Były minister obrony ocenił, że opozycja zdemonizowała sprawę, ale "w kontekście nagrody, którą przyznała sobie premier i słynnej wypowiedzi wicepremiera Gowina, który nie mógł dociągnąć do pierwszego".
Chodzi o wypowiedź wicepremiera Jarosława Gowina, który w ubiegłym tygodniu w Radiu ZET stwierdził, że kiedy był ministrem sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska, to "czasami nie starczało mu do pierwszego".
Jak podkreślał w poniedziałkowej rozmowie w Radiu ZET Tomasz Siemoniak, on "nie miał nigdy z tym problemu".
- Nigdy nie narzekałem i uważam, że te pensje i także ta pensja, którą miał w swoim czasie minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, nie jest niska, jest bardzo wysoka. I trzeba umieć te pieniądze tak wydawać, żeby nie narzekać - dodał.
"Ośmiorniczki to kaszka z mleczkiem"
Zdaniem Siemoniaka za poprzednich rządów nie było nagród dla ministrów i nie dochodziło do sytuacji, by premier sam sobie wypłacił nagrodę. - Ukryto te nagrody. Gdyby nie interpelacja posła [Krzysztofa - red.] Brejzy, byśmy o tym nie wiedzieli. Nie było tutaj jawności, przejrzystości. Moim zdaniem to jest rujnujące dla PiS-u - ocenił poseł PO.
Siemoniak ocenił, że "sprawy wypłat nagród znacznie bardziej ludzi ruszają niż Trybunał Konstytucyjny". - Widzą chciwą władzę i nikt nie będzie tego akceptował. Ośmiorniczki to kaszka z mleczkiem w porównaniu do rozrzutności obecnej ekipy - mówił.
W grudniu ubiegłego roku poseł PO Krzysztof Brejza zwrócił się z interpelacją w sprawie nagród przyznanych członkom Rady Ministrów. W przygotowanej w lutym odpowiedzi wiceszef Kancelarii Premiera Paweł Szrot zamieścił tabelę z łącznymi kwotami nagród brutto dla poszczególnych ministrów w 2017 roku. Wynika z niej, że nagrody otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów (od 65 100 złotych rocznie do 82 100 złotych), 12 ministrów w KPRM (od 36 900 złotych rocznie do 59 400 złotych) oraz była premier Beata Szydło (65 100 złotych).
W reakcji na przekazane informacje Brejza złożył kolejną interpelację, w której zapytał między innymi o to, kto podejmował decyzje w sprawie przyznania nagród. Szef Kancelarii Michał Dworczyk poinformował, że decyzje o wypłacie nagród podjęła Beata Szydło.
Później Henryk Kowalczyk (obecny minister środowiska, wcześniej przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów) przyznał w Radiu ZET, że dostał premię "brutto sześćdziesiąt parę tysięcy". Jak zaznaczył, "to był dodatek co miesiąc".
Autor: kb//now / Źródło: Radio Zet
Źródło zdjęcia głównego: tvn24