Samorządowcy stanowczo sprzeciwiają się planom Jacka Rostowskiego, by odgórnie narzucić im limit wydatków. Minister próbuje wymusić na samorządach, by brały mniej kredytów, bo martwią go długi. Lokalni politycy jednak pytają: z czego zrealizujemy wtedy nasze inwestycje, skoro Unia Europejska do nich dopłaca, ale tylko wtedy, gdy ma do czego? Za wątpliwościami samorządowców przemawiają nawet rządowe ekspertyzy, według których proponowane ograniczenia "wydają się niewłaściwe".
W 2010 roku samorządy wydały blisko 15 miliardów złotych więcej, niż miały dochodów. Ministerstwo Finansów chce, by w tym roku kwota ta nie przekroczyła 10 mld złotych, a od 2014 r. wynosiła maksymalnie 8 miliardów złotych. Wiesława Dróżdż z resortu tłumaczy, że bez ograniczeń staniemy się niewypłacalni. - Dochodzi do momentu granicznego, gdzie jesteśmy np. niewypłacalni. Nie możemy do tego dopuścić. Musimy przyjąć zasady, które pozwolą nam ograniczyć wydatki - przekonuje.
Bez kredytów nie ma inwestycji
Jednak samorządy większe wydatki tłumaczą unijnymi inwestycjami. Do każdego przyznanego z Unii euro gmina musi dołożyć zwykle drugie tyle z własnego budżetu. Najczęściej z kredytu. W tym roku największych cięć musiałyby dokonać miasta, które akurat rozpoczęły duże inwestycje.
- Mniej środków na remonty i utrzymanie dróg, komunikację zbiorową. Skala tego jest tak duża, że musimy oszczędzać wszędzie - stwierdza prezydent Poznania Ryszard Grobelny. A Piotr Uszok, prezydent Katowic, mówi, że proponowane przez ministra Rostowskiego limity spowodują wstrzymanie i tak już opóźnionej budowy sali koncertowej dla Narodowej Orkiestry Symfonicznej. To jedna z najważniejszych inwestycji w mieście w ostatnich latach.
Jak minister chce ograniczać samorządy
To nie pierwszy raz, kiedy szef resortu finansów próbuje ograniczyć samorządowe wydatki. W ubiegłym roku perspektywa wyborów parlamentarnych ułatwiła negocjacje. Deficyt w samorządowym budżecie miał zależeć od wzrostu PKB. Teraz ma on być z góry narzucony przez ministra.
Wydaje się jednak, że samorządowcy będą mogli spać bez obaw o swoje wydatki. Po pierwsze dlatego, że ze wszystkich samorządów w Polsce niewypłacalnych jest zaledwie dwa procent. Po drugie także eksperci wskazują, że obecna propozycja ministra nie rozwiązuje problemów zadłużeń.
Fakty TVN dotarły do pięciu opinii, między innymi Rządowego Centrum Legislacji oraz ministerstw gospodarki i rozwoju regionalnego. Ze wszystkich wynika, że "proponowany kształt ustawy jest niewłaściwy" i "może wpłynąć na zmniejszenie dynamiki rozwoju kraju". - Na pewno trzeba analizować tę sytuację, szczególnie w kontekście perspektywy 2014-2020 - mówi wiceminister rozwoju regionalnego Paweł Orłowski. Bo co najmniej 1/4 unijnych środków trafia tylko do samorządów. To oznacza, że bez około 70 miliardów złotych, gminy nie mają co marzyć o dalszych inwestycjach.
Źródło: Fakty TVN