Prokuratura będzie musiała się zająć sprawą hajlowania narodowców na uroczystościach związanych obchodami wybuchu Powstania Warszawskiego. Do zdarzenia doszło rok temu - najpierw narodowcy zniszczyli tęczową flagę, a później hajlowali. Jeden ze świadków zrobił zdjęcie i złożył doniesienie do prokuratury. Najpierw śledczy odmówili prowadzenia postępowania, ale teraz zmusza ich do tego sąd. Materiał magazynu "Polska i Świat".
1 sierpnia 2020 roku w stolicy przy okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego do mediów trafiły obrazy narodowców niszczących tęczową flagę, ale było też coś, czego kamery nie zarejestrowały. - Młodzież Wszechpolska w ramach oddawania czci powstańcom hajlowała na ulicy – mówi przedsiębiorca Marek Jarocki. Jedyne zdjęcie, które wtedy zrobił, jest w rękach prokuratury – dziennikarze nie mają do niego dostępu.
Mężczyzna powołał się na artykuł 256 Kodeksu karnego, zakazujący propagowania faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego i złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - jednocześnie oskarżył policjantów obecnych na miejscu o brak reakcji. Prokuratura Rejonowa w Piasecznie odmówiła wszczęcia śledztwa.
- To był jedyny argument prokuratury, że tak zwane hajlowanie to nie jest propagowanie faszyzmu, a jedynie odniesienie do salutu żołnierzy rzymskich – opowiada Marek Jarocki. Przedsiębiorca decyzję zaskarżył do sądu i wygrał. Prokuratura sprawą będzie musiała się zająć.
Sąd nakazuje wszczęcie śledztwa
"W powszechnym odczuciu społecznym gest w postaci wyprostowanego prawego ramienia stanowi odwołanie do symboliki faszystowskiej. Zaprezentowany przez prokuratora pogląd, jakoby miał on źródło w starożytnym Rzymie (i tym samym stanowił odwołanie do kultury rzymskiej, a niekoniecznie reżimów faszystowskich), nie ma podbudowania historycznego (...). Był on ważnym elementem kultury nazistowskiej (...)" - stwierdził w uzasadnieniu sąd.
Prokuratura w Piasecznie nie odpowiedziała na prośbę o komentarz. - Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, bo oczywiście dobrze, że sąd cofnął decyzję prokuratury i nakazał wszcząć postępowanie, ale dlaczego to musiało się oprzeć aż o sąd – mówi Anna Tatar ze stowarzyszenia Nigdy Więcej.
- Z uznaniem odnoszę się do takiego orzeczenia. Jeśli chodzi o społecznie odczucie, to jest przecież oczywiste, co niesie ze sobą ten gest – podkreśla rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek.
Prokuratura nie informuje o skali przestępstw z nienawiści
Rzecznik praw obywatelskich zapowiada, że w podobnych sprawach będzie podejmować działania. Szczególnie że organizacje antyfaszystowskie alarmują - prokuratorskich umorzeń jest coraz więcej. Przywołują przykład prokuratury w Białymstoku, która uznała, że namalowana na ścianie swastyka to hinduistyczny symbol szczęścia. - Sprawy dotyczące nienawiści, propagowania faszyzmu, nazizmu są zwyczajnie bagatelizowane – ocenia Tatar.
- Jest to w tym momencie interpretowane tak, że są to jakieś bzdurne zawiadomienia składane przez nadgorliwe organizacje jak nasza – uważa Konrad Dulkowski z Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Jaka jest skala? Nie wiadomo, bo prokuratury o tym nie informują. - To nie są przypadki, jest to zapotrzebowanie, by wykazać, że za rządów PiS-u nie ma wzrostu liczby przestępstw z nienawiści. Jeśli będziemy odmawiali wszczęcia postępowania, to te statystyki nie wzrosną – dodaje Dulkowski.
Jedyne statystyki to te udostępnione przez policję - wszczęte postępowania z artykułu 256 i stwierdzone przestępstwa. Nie dowiemy się z nich, w ilu sprawach dotyczących propagowania faszyzmu odmówiono wszczęcia śledztwa, używając na przykład argumentu rzymskiego salutu. - Zdarza się, że właśnie w oparciu o taką argumentację postępowania są umarzane. Jestem przeciwny tego typu praktykom – mówi Marcin Wiącek. - Dobrze, że na straży wartości stoją sądy – dodaje.
Sąd w sprawie Marka Jarockiego nakazał przesłuchanie głównego zainteresowanego. Wciąż czeka na wezwanie z prokuratury.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24