- To jest sytuacja, która w przypadku głowy państwa nie ma prawa się zdarzyć. Lech Kaczyński wpisał się w nieodpowiedzialne zamiary Saakaszwiliego – ocenił incydent z udziałem obu prezydentów w programie "Teraz MY!" poseł SLD Ryszard Kalisz. - Nie sądzę, żeby to była prowokacja, przecież prezydent Saakaszwili ryzykował też własnym życiem - odpiera Kamiński.
Były szef kancelarii prezydenckiej przypomniał, że wszystkie wizyty głowy państwa są rozpisane co do minuty. – Cały plan jest rozpisany w takiej specjalnej książeczce. Zmiana planu w samolocie, czy na miejscu jest niedopuszczalna – stwierdził kategorycznie.
- Za bezpieczeństwo gości odpowiadają służby ochrony specjalnej, czyli takie odpowiedniki BOR-u gospodarzy, w tym przypadku Gruzji. Prezydent pojechał do Gruzji ze standardową pięcioosobową ochroną, więc nie był planowany żaden wyjazd poza Tbilisi – dodał Kalisz.
Kamiński: prezydent wiedział, że jedzie na posterunek
- Prezydent Saakaszwili zaproponował prezydentowi Kaczyńskiemu: "pojedźmy zobaczyć, jak Rosjanie nie przestrzegają planu pokojowego". Prezydent Kaczyński wiedział, że tam jest ten samozwańczy punkt kontrolny. Wiadomo było, że tam będą Osetyńcy, ale do tego typu sytuacji wcześniej tam nie dochodziło. Jeśli to była prowokacja, to powiedzmy to jasno - prezydent Saakaszwili ryzykował tam też własnym życiem - stwierdził prezydencki minister. Ludzie, którzy krzyczeli ze strony posterunku, robili to po rosyjsku i jak Rosjanie. Co krzyczeli, według Michała Kamińskiego? – Krzyczeli, żeby się delikatnie mówiąc stamtąd wynosić - powiedział gość TVN.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn