38-letni Rafał Sz., jadąc pod prąd, zderzył się czołowo z 33-letnią Beatą. Po wypadku uciekł pieszo. Miał ponad dwa promile alkoholu w organizmie. Sąd skazał go na dziewięć lat i cztery miesiące więzienia. Wobec mężczyzny sąd orzekł także dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Wyrok nie jest prawomocny. Do wypadku doszło w marcu 2020 roku w Rybniku (woj. śląskie). Pani Beata do dzisiaj nie odzyskała sprawności.
Sąd Rejonowy w Rybniku skazał we wtorek byłego żużlowca Rafała Sz. na dziewięć lat i cztery miesiące więzienia. Orzekł także dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Mężczyzna musi również wpłacić pokrzywdzonej kobiecie 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia i pokryć koszty postępowania sądowego.
Sz. odpowiadał za dwa czyny: spowodowanie po pijanemu wypadku drogowego, którego ofiara doznała ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, oraz nieudzielenie pomocy.
Wyrok nie jest prawomocny.
- Na pewno zwrócimy się o pisemne uzasadnienie wyroku. Nie będę ukrywał, że jest on bardzo surowy. Oczywiście to klient podejmie ostateczną decyzję w sprawie apelacji, jednak mogę powiedzieć, że prawdopodobnie zostanie ona złożona, nie możemy zgodzić się z wymiarem kary - powiedział obrońca Sz., aplikant adwokacki Bartosz Kierkowski.
Prokuratura żądała 13 lat więzienia.
Wyprzedził auto na podwójnej ciągłej i nie wrócił na swój pas
Do wypadku doszło 24 marca 2020 roku na ulicy Raciborskiej w Rybniku. Jak ustalili policjanci z wydziału ruchu drogowego rybnickiej komendy, kierujący volkswagenem 38-letni wówczas Sz. jechał w kierunku Rybnika. Na podwójnej ciągłej wyprzedził jedno auto i nie wrócił na swój pas ruchu.
Naprzeciw mazdą jechała 33-letnia Beata. Miała odebrać córkę od swojego ojca. "To była moja największa duma" – pisał o niej ojciec na portalu charytatywnym, zbierając pieniądze po wypadku. Biegała, prowadziła sklep internetowy, wciąż się dokształcała, po studiach ekonomicznych chciała zostać informatykiem, właśnie zdobyła wymarzony certyfikat do obsługi systemu SAP oraz międzynarodowy tytuł testera oprogramowania. "Jej największą miłością była jej pięcioletnia córka Iga" - pisał ojciec kobiety.
Doszło do czołowego zderzenia. Mazda przewróciła się na bok. Pani Beata doznała bardzo ciężkich obrażeń ciała, lekarze długo walczyli o jej życie. Sz. uciekł pieszo z miejsca wypadku. Policjanci zatrzymali go kilkaset metrów dalej. 38-latek odmówił badania alkomatem, więc pobrano mu krew do badania. Badanie potwierdziło, że był pijany – miał ponad dwa promile alkoholu w organizmie.
Przed jazdą pił wódkę, nie pamiętał wypadku
Prokuratura ustaliła między innymi., że przed jazdą Sz. pił wódkę. Mimo ograniczenia prędkości do 50 kilometrów na godzinę, obowiązującego na Raciborskiej, w chwili wypadku jechał dwukrotnie szybciej. Miał nie pamiętać jazdy samochodem ani wypadku. W czasie śledztwa i procesu przebywał w areszcie. Deklarował żal i wolę powrotu do pracy, by wesprzeć poszkodowaną.
"Prawie zabił mi dziecko, a na pewno odebrał jej życie, jakie do tej pory miała" – pisał ojciec pani Beaty na portalu charytatywnym. I dodał: "Wszystko to, na co pracowała latami, runęło".
Jak opisywał, córka miała uraz mózgowo-czaszkowy, zmiażdżone kręgi szyjne i złe rokowania. "Po prostu kazali mi się przygotować na najgorsze" - wspominał. Przez cztery tygodnie lekarze utrzymywali kobietę w śpiączce farmakologicznej. Kontakt ze światem wracał jej powoli, najpierw za pomocą mrugnięcia okiem, potem mocniejszym ściśnięciem dłoni. Zaczęła mówić i odzyskiwać samodzielność. Będąc pod stałą opieką ortopedów i fizjoterapeutów, nie mogła zajmować się własną córką.
Źródło: TVN24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja