Była przyczyną wielu tragedii - do niedawna niewyjaśniona i budząca strach rodziców. Śmierć łóżeczkowa, której ofiarą padały niemowlęta doczekała się wielu hipotez, ale dopiero teraz naukowcy są niemal pewni - to zaburzenia w pracy dwóch regionów mózgu kontrolujących wspólnie oddychanie i przełykanie są odpowiedzialne za śmierć dopadającą niemowlęta w czasie snu.
Podczas snu w wylotu dróg oddechowych człowieka zbiera się ślina. Aby nie dostała się do płuc, każdy organizm - od czasu do czasu - reaguje kaszlem. Kaszel to gwałtowny skurcz krtani, który wstrzymuje oddech.
- U dziecka ten skurcz jest zbyt długi. Brak jest informacji zwrotnej, że już powinien nastąpić powrót do oddychania leży u podłoża nagłej śmierci łóżeczkowej - wyjaśnia prof. Anna Dobrzańska, krajowy konsultant ds. pediatrii.
Nie wiadomo, jak zapobiegać
W mózgu niektórych dzieci brakuje koordynacji między odruchem odkrztuszania i oddychania. Lekarze już od dawna podejrzewali, że za śmierć łóżeczkową odpowiedzialne jest uszkodzenie centralnego układu nerwowego.
Wcześniej podejrzewano, że niemowlęta umierają z powodu nienależytej opieki, nieznanej infekcji wirusowej czy uduszenia poduszką.
Jednak wskazanie przyczyn choroby nie daje odpowiedzi na to, jak zapobiegać wystąpieniu syndromu. I dlatego nadal trzeba się opierać na starych metodach: czujności rodziny i nie układaniu dziecka do snu na brzuchu.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: fakty TVN/ Fot. sxc.hu